Nigdy nie rozwijałam swoich pasji. Nie dlatego, że nie miałam możliwości, po prostu nigdy mi się nie chciało.
A jedną z nich jest malowanie. Nie robię tego zbyt często, jednakże, gdy czuję się w pewnym miejscu szczęśliwa, spokojna czy bezpieczna, zaczynam odczuwać silną potrzebę przeniesienia tej chwili na płótno. To taki chwilowy impuls, który najpierw pojawia się w sercu a później roznosi się po całym ciele.
Taką potrzebę poczułam właśnie dzisiaj, kiedy siedziałam na kanapie w salonie z ciepłym kubkiem herbaty, podziwiając krajobraz za oknem. Miałam wtedy idealny widok na jezioro i las, który otaczał wodę. Niby nic szczególnego, jednak tamta chwila była dla mnie wyjątkowa.
Więc takim właśnie cudem stoje od dwóch godzin przy oknie, z rozłożoną sztalugą, folią na podłodze, płótnem i farbami, które znajdują się dosłownie wszędzie. Nawet na moich włosach, które specjalnie związałam w w luźnego koka.
Starałam się oddać wszystkie moje emocję i dopracować każdy szczegół. W takich właśnie chwilach bywałam dla siebie strasznie konsekwenta, ale po prostu zależało mi na tym, aby każdy mój obraz był odzwierciedleniem moich uczuć, dlatego wszystko musiało wyjść idealnie.
Na moment oderwałam się od malowania, postawiłam kilka kroków w tył i krytycznym wzrokiem oceniłam moją pracę. Byłam całkiem zadowolona z efektów.
Odruchowo wytarłam ręce w moje ogrodniczki, przez co cicho przeklnęłam. Spojrzałam na nie i tak jak się spodziewałam, były całe ubrudzone farbą, tak samo jak moje gołe stopy. Westchnęłam na ten widok i ponownie chwyciłam pędzel, chcąc wrócić do pracy.
Jednak los mi dzisiaj wyjątkowo nie sprzyjał, ponieważ w tym samym momencie usłyszałam za oknem warkot silnika. Nie przejęłam się tym zbytnio, myśląc, że to Oliver właśnie podjechał. Lecz ta myśl szybko zniknęła, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że to nie może być mój przyjaciel, ponieważ nie pukałby wtedy, tylko odrazu wszedł do środka. Alice również nie mogła być tą osobę, z racji, że była wraz ze mną w domu.
Zdziwiona wizytą niespodziewanego gościa, ruszyłam w stronę przedpokoju, nie zdając sobie nawet sprawy z trzymanego w lewej ręce pędzla.
I jakie było moje zdziwienie, gdy po otwarciu drzwi, ujrzałam Nathaniela. Wyrwałam się z chwilowego szoku, po czym mu się przejrzałam. Na nosie miał czarne okluray, przez co nie mogłam dostrzeć tych pięknych oczu. Jego czarne włosy były w lekkim nieładzie, który dodawał mu drapieżną nutkę. Jednak moją uwagę przykuł jeden z jego policzków, który był zaczerwieniony. Na sobie miał jak zwykle czarne jeansy, zwykłą białą koszulkę. Na sobie miał również złoty łańcuszek i zegarek na lewej ręce. Spojrzeniem wróciłam do jego twarzy. W tym samym momencie zdjął swoje okulary i zlustrował mnie uważnie wzrokiem. Trochę się tym speszyłam i w duchu przeklinałam samą siebie, za to jak w tym momencie wyglądałam.
- Cześć, May - odparł zachrypniętym głosem. Spojrzeniem wrócił do moich oczu.
- Cześć - wydukałam. Mój głos w tamtym momencie nie był głośniejszy od szeptu. Czułam się zawstydzona. Nie wiedząc jak mam się zachować, otworzyłam szerzej drzwi, uprzednio się przesuwając.
Chłopak rozumiejąc mój bez słowny przekaz, wszedł do środka i zaczął kierować się do salonu. Zamknęłam drzwi, następnie również skierowałam się do tego samego miejsca. Usiadł na kanapie i skupił uwagę na moim dotychczasowym miejscu pracy.
- Przepraszam za ten bałagan, nie spodziewałam się gości - odparłam zmieszana - Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję. Wpadłem tylko na chwilę do Olivera, ale nie widziałem jego samochodu na podjeździe. Nie ma go?
CZYTASZ
Gdy mnie odnajdziesz
Novela Juvenil~ Ale wierze, że jeszcze się odnajdziemy. Jak nie na ziemi to nawet i w piekle, bo oboje zasługujemy na specjalne tam miejsce ~ ... Treść opowiadania jest moją własnością, zabronione jest więc kopiowanie bądź powielanie fragmentów " Gdy mnie odnajd...