Lan Zhan wchodzi cicho do domu. Właśnie skończył pracę i nie mógł się doczekać aż wróci do swoich trzech ulubionych osób. Wprawdzie A-Yuan był akurat u dziadków, ale wciąż czeka na niego jego mąż i starszy syn.
Syn, który w ostatnim czasie dziwnie się zachowuje. Lan Zhan wie, że gdy dzieje się coś złego, XuanYu nie ma w zwyczaju prosić ich o pomoc. Chłopiec jest wrażliwy i wiele w życiu przeszedł. Chociaż mieszka z nimi od trzech lat, ciężar który spoczywał na barkach dziesięcioletniego chłopca był zbyt duży, by pozwolił mu się w pełni przed nimi otworzyć nawet po tylu latach. Wraz z Wei Yingiem są świadomi, że muszą po prostu poczekać, aż chłopiec sam rozwiąże swój problem, bądź po prostu się załamie, a oni jako wspierający rodzice zapewnią go że jest kochany i że co by się nie działo, pomogą mu. Czekanie zawsze jest trudne, ale opłacalne. Na razie nie zdarzyła się sytuacja, by było inaczej.
Nie oznacza to jednak, że Lan Zhan się nie martwi. Wręcz przeciwnie. Chce przytulić syna i ochronić przed całą brzydotą świata, zapewniając że zawsze będą tam z Wei Yingiem, by mu pomóc.
Wchodząc do salonu widzi męża drzemiącego na kanapie. Ostatnio miał wiele zleceń, więc choć Lan Zhan miał nadzieję na powitalnego całusa i promienny uśmiech, cicho podchodzi do ukochanego i składa czysty pocałunek na jego czole. Mężczyzna lekko się obraca, lecz się nie budzi. Lan Zhan musi powstrzymać czuły uśmiech.
Chociaż nie. Kiedyś musiał. Teraz już tego nie robi. Teraz uśmiecha się ciepło i delikatnie, delektując się wymarzonym życiem.
Wchodzi schodami na górę. Mija ich pokój i kieruje się do pokoju starszego z synów, którego drzwi są zamknięte. To nieczęste.
Delikatnie puka, ale nie otrzymawszy odpowiedzi ostrożnie wchodzi do pokoju.
- A-Yu, czy wszystko do... - urywa, zaskoczony widokiem przed sobą.
Jego syn siedzi krzywo na łóżku, ubrany w kwiecistą, niedopasowaną sukienkę. Twarz jest mocno pomalowana, róż na policzkach aż uderza w oczy, równocześnie pomazana tuszem do rzęs i ciągle płynącymi łzami. Szminka jest nierówno nałożona, roztarta na prawym policzku. Ktoś starał się ją szybko zetrzeć.
Lan Zhan powoli podchodzi do chłopca, który skula się w sobie. Wygląda na tak małego, tak bezbronnego i przerażonego. Lan Zhan nienawidzi tego widoku.
- Baba, to...- zamyka usta i odwraca głowę. Po policzkach spływają nowe łzy.
Lan Zhan podchodzi do łóżka i siada obok. Bez wahania sięga po niego i przyciska do swojego boku. Siedzą tak w milczeniu, dając swojemu dziecku tyle czasu ile potrzebuje. Nie zmusi go do rozmowy, ale chce by wiedział, że będzie tam by go wysłuchać. Zawsze tam będzie.
- Przepraszam - wyjąkał w końcu, a Lan Zhanowi ściska się serce.
- Za co, XuanYu?
- Że jestem taki.
- Co masz na myśli?- prosi o wytłumaczenie. Sam nie rozumie co się dzieje, ale kim by jego syn nie był, zawsze będzie go kochać.
- Nie wiem - szepcze. - Sam nie wiem. Ja po prostu...- szuka słów, rozglądając się w panice po pokoju.- Ja tylko tak spróbowałem, to nie znaczy cokolwiek, nie musisz, nie jestem...- tłumaczy pospiesznie, a jego ręce drżą.
- A-Yu - zaczyna ostrożne Lan Zhan. - Czy jesteś chłopcem?
XuanYu patrzy na niego z przerażeniem, a warga dalej mu niebezpiecznie drży. Lan Zhan sięga dłonią i ściera mu z policzków rozmazany tusz, czekając cierpliwie.
- Adoptowaliście syna - pada w końcu odpowiedź, wzrok ucieka na ścianę. - Ja... Przepraszam.
Tak, adoptowali chłopca, ale to nie jest warunek jego miłości. To nie ma żadnego znaczenia.
CZYTASZ
Tonący we Łzach | Mo Dao Zu Shi | One Shots
Hayran KurguSą to krótkie One shoty, w większości smutne. Ale tylko w większości. Rozdziały będą nieregularne