Biegliśmy za Hendersonem już tak długo, że znowu zapadła noc. Zdążyłam powiedzieć im co nieco o tym, jak to Jason i pół miasta mają nasz klub za diabelską sektę, ale nie przejęli się tym zbytnio; i tak każdy tutaj był w to zamieszany. Nikt nie zamierzał się wycofać, byliśmy w tym razem. To dotyczyło nas wszystkich.
— To jest totalnie jedną z tych rzeczy, które jestem pewna, że El w jakiś sposób czuje — gadałam jak najęta do Steve'a i Robin. Dustin i Eddie szli przodem, ten drugi pilnując tego pierwszego, by nie wywrócił się pędząc za igłą kompasu. Nancy była tuż za nimi. Max i Lucas za nami. — No nie? Chyba, że w Kalifornii nie ma zasięgu na drugą stronę. Jak z krótkofalówką.
— Nawet jeśli — Steve westchnął — nie bardzo jest z nią kontakt. No i nie przyleci tu na latającym kucyku. To Indiana, zanim wsiądzie w samolot możemy wszyscy zginąć.
— Czy ty możesz — mówiła zdenerwowana Buckley — przestać zapeszać? Serio! Trochę optymizmu cię nie zabije!
— Mówi "szklanka do połowy pełna" — mruknął. — A raczej "roztrzaskana i rozdeptana".
Dostałam już prawie zadyszki, więc złapałam się za serce.
— Wiem, że nam się spieszy, ale ZWOLNIJ, HENDERSON.
— Nie ma opcji! — usłyszałam tylko w odpowiedzi zanim chłopiec przeskoczył korzeń i przyspieszył. Złapał też jakąś gałąź, która zagradzała mu drogę i odsunął ją, a następnie puścił prosto w twarz Munsona, który jęknął głośno.
Martwiłam się. Nie o swój los, ale o głupków z naszej drużyny ratunkowej i tych z Kalifornii. O Willa, El, Jonathana, może nawet troszeczkę o Wheelera.
O mało nie padłam jak długa po potknięciu się o kamyczek. Robin i Steve złapali mnie za ramiona, przytrzymując w pionie. Trochę kręciło mi się w głowie, to na pewno przez to trudniej mi było uważać, gdzie stawiałam stopy. No i było ciemno. Światło księżycowe niezbyt się nadawało na wyścig z czasem po takim terenie.
— Myślicie, że nasi rodzice w to uwierzą? — spytał Lucas zza naszych pleców, na co wzruszyłam ramionami.
— Po tym wszystkim, co się stało? Nie wiem, czy ktoś znajdzie jakiekolwiek inne wyjaśnienie. Albo to tylko mój ojciec z łatwością uwierzy, że wyrosłam na ludobójczą kultystkę-psychopatkę.
— Ja nigdy nie chciałam w to grać — dodała od siebie Max, obejmując się ramionami. Zrobiło się całkiem chłodno.
— My powinniśmy wypożyczać ludziom głupie filmy, nawet już nie jesteśmy uczniami w tej dziurze — powiedział z przekąsem Harrington za siebie i Buckley. Poklepałam go po barku.
— Też bym nie był — Eddie przed nami uniósł w górę rękę, zupełnie jak do odpowiedzi — jakbym zdał. Te parę razy.
— Myślałam, że to ja jestem porażką dydaktyczną — parsknęła cicho Robin, odsuwając nam z drogi wysoki krzak.
— Ty umiesz nawet rosyjski — odparował Steve.
— No właśnie. Umiem całe mnóstwo rzeczy, które do niczego mi nie są przydatne. Poza tym jednym. To się przydało.
— Grasz w zespole — zauważyłam posyłając jej uśmieszek. — Orkiestrze. Cokolwiek. Nie ma nic fajniejszego.
— Dzięki — rzucił Eddie.
Pokręciłam głową, śmiejąc się.
— Tak, ty też, amebo. Oboje jesteście bardzo fajni.
— Tak samo fajni? — dopytywał przez ramię.
CZYTASZ
FREAKS ➵ stranger things fanfiction
Fanfiction❝To miał być nasz rok❞ Historia o tym, jak pewna blondynka po licznych traumatycznych wydarzeniach szuka towarzystwa w założycielu sekty i przy okazji próbuje pomóc powstrzymać koniec świata. Z naciskiem na "próbuje". COVER BY: me ALL IDEAS ASIDE FR...