16. predator

337 32 13
                                    





Biegliśmy za Hendersonem już tak długo, że znowu zapadła noc. Zdążyłam powiedzieć im co nieco o tym, jak to Jason i pół miasta mają nasz klub za diabelską sektę, ale nie przejęli się tym zbytnio; i tak każdy tutaj był w to zamieszany. Nikt nie zamierzał się wycofać, byliśmy w tym razem. To dotyczyło nas wszystkich.

— To jest totalnie jedną z tych rzeczy, które jestem pewna, że El w jakiś sposób czuje — gadałam jak najęta do Steve'a i Robin. Dustin i Eddie szli przodem, ten drugi pilnując tego pierwszego, by nie wywrócił się pędząc za igłą kompasu. Nancy była tuż za nimi. Max i Lucas za nami. — No nie? Chyba, że w Kalifornii nie ma zasięgu na drugą stronę. Jak z krótkofalówką.

— Nawet jeśli — Steve westchnął — nie bardzo jest z nią kontakt. No i nie przyleci tu na latającym kucyku. To Indiana, zanim wsiądzie w samolot możemy wszyscy zginąć.

— Czy ty możesz — mówiła zdenerwowana Buckley — przestać zapeszać? Serio! Trochę optymizmu cię nie zabije!

— Mówi "szklanka do połowy pełna" — mruknął. — A raczej "roztrzaskana i rozdeptana".

Dostałam już prawie zadyszki, więc złapałam się za serce.

— Wiem, że nam się spieszy, ale ZWOLNIJ, HENDERSON.

— Nie ma opcji! — usłyszałam tylko w odpowiedzi zanim chłopiec przeskoczył korzeń i przyspieszył. Złapał też jakąś gałąź, która zagradzała mu drogę i odsunął ją, a następnie puścił prosto w twarz Munsona, który jęknął głośno.

Martwiłam się. Nie o swój los, ale o głupków z naszej drużyny ratunkowej i tych z Kalifornii. O Willa, El, Jonathana, może nawet troszeczkę o Wheelera.

O mało nie padłam jak długa po potknięciu się o kamyczek. Robin i Steve złapali mnie za ramiona, przytrzymując w pionie. Trochę kręciło mi się w głowie, to na pewno przez to trudniej mi było uważać, gdzie stawiałam stopy. No i było ciemno. Światło księżycowe niezbyt się nadawało na wyścig z czasem po takim terenie.

— Myślicie, że nasi rodzice w to uwierzą? — spytał Lucas zza naszych pleców, na co wzruszyłam ramionami.

— Po tym wszystkim, co się stało? Nie wiem, czy ktoś znajdzie jakiekolwiek inne wyjaśnienie. Albo to tylko mój ojciec z łatwością uwierzy, że wyrosłam na ludobójczą kultystkę-psychopatkę.

— Ja nigdy nie chciałam w to grać — dodała od siebie Max, obejmując się ramionami. Zrobiło się całkiem chłodno.

— My powinniśmy wypożyczać ludziom głupie filmy, nawet już nie jesteśmy uczniami w tej dziurze — powiedział z przekąsem Harrington za siebie i Buckley. Poklepałam go po barku.

— Też bym nie był — Eddie przed nami uniósł w górę rękę, zupełnie jak do odpowiedzi — jakbym zdał. Te parę razy.

— Myślałam, że to ja jestem porażką dydaktyczną — parsknęła cicho Robin, odsuwając nam z drogi wysoki krzak.

— Ty umiesz nawet rosyjski — odparował Steve.

— No właśnie. Umiem całe mnóstwo rzeczy, które do niczego mi nie są przydatne. Poza tym jednym. To się przydało.

— Grasz w zespole — zauważyłam posyłając jej uśmieszek. — Orkiestrze. Cokolwiek. Nie ma nic fajniejszego.

— Dzięki — rzucił Eddie.

Pokręciłam głową, śmiejąc się.

— Tak, ty też, amebo. Oboje jesteście bardzo fajni.

— Tak samo fajni? — dopytywał przez ramię.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 18, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

FREAKS ➵ stranger things fanfiction Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz