6

131 7 0
                                    

Pov: Mike

Gdy szliśmy z szatynem do jego domu, ciągle myślałem o nim i się zamartwiałem.

- Mike. - usłyszałem z ust chłopaka?
- Tak Willy? - odpowiedziałem mu, patrząc na niego.
- Nie odpowiadałeś od paru minut, wszystko dobrze? - stanął, i mnie przytulił.
- Oh, tak. Przepraszam, zamyśliłem się. - odparłem, oddając uścisk.
- Pytałem, czy masz już kogoś na bal z okazji rozpoczęcia roku. - cholera, to już za tydzień.
- Niestety nie, Willy. Chciałbyś być tą szczęściarą? - powiedziałem, na co chłopak się zaśmiał.
- Podziękuje panno Wheeler. - odpowiedział, na co zaczęliśmy się śmiać, i ruszyliśmy dalej.

---

Zapukaliśmy do drzwi Byersów. Otworzył nam Jonathan.

- Cześć. - przywitał się Jonathan z bratem. - Hej Wheeler. - 
- No hejka. - przywitałem się z starszym Byersem.
- Będziemy u mnie jak coś. - powiedział Will, łapiąc mnie za rękę, i ciągnąc do swojego pokoju.

Weszliśmy do jego pokoju, usiadłem na łóżku, a chłopak zamknął drzwi.

- Willy? Dobrze się czujesz? - spojrzałem na bladego chłopaka.
- Tak, dobrze się czuje Mike. - odpowiedział, siadając koło mnie.
- Za chwilę wracam. - powiedziałem, dając mu buziaka w policzek. Co kurwa. Co ja robie. 

Wyszłem cały czerwony z pokoju chłopaka, i zobaczyłem w kuchni panią Byers.

- Cześć Mike. - przywitała się ze mną z uśmiechem.
- Dzień dobry. - również się przywitałem z Byersową.
- Nie mieliście być przypadkiem w kinie z Maxine, Dustinem i Lucasem? - spytała rodzicielka chłopaka.
- Mieliśmy być, pani Byers, ale Willy się gorzej poczuł, więc postanowiliśmy wrócić. - odpowiedziałem, wstawiając wodę na herbatę. 
- Wszystko jest dobrze z nim? - zapytała zmartwiona Joyce.
- Tak, wszystko dobrze. - odpowiedziałem jej, siadając koło niej.
- Okej.. Mike, cieszę się że jesteście ze sobą tak blisko. - zaczęła, uśmiechając się delikatnie, na co odpowiedziałem jej uśmiechem. - Zaleję herbatę, leć już. - dodała, na co ruszyłem w stronę pokoju chłopaka.

Wszedłem do pokoju, i chłopak dalej siedział na łóżku.

- Will...? Muszę cię o coś spytać. - zacząłem, ale chłopak zaczął ciągnąć mnie w stronę kuchni.
- Mamo, zaraz wracamy. - powiedział szatyn, nakładając buty.
- Dobrze Will, tylko wróćcie szybko! - krzyknęła, gdy wychodziliśmy

Will ciągnął mnie za rękę za dom, gdzie było bardzo ładnie. Stanęliśmy przy kwiatach.

- Więc Willy... Ch-chcesz zostać moją parą na bal..? - spytałem, paląc strasznego buraka.
- Mike... Jasne że tak, japierdole... - odpowiedział cicho Will, przytulając mnie.
- Więc wracajmy już. - odparłem z uśmiechem

---

Siedzieliśmy w pokoju chłopaka, gdy poczułem ciężar na ramieniu. Chłopak zasnął mi na ramieniu. Sprawdziłem godzinę. Była już prawie 17. Jak. Położyliśmy się, a wtedy szatyn mnie przytulił. Zarumieniłem się, i po chwili też zasnąłem.

Pov: Joyce

Siedziałam w salonie, rozmawiając z Karen.

- Karen, poczekaj chwilę, pójdę sprawdzić co tam u chłopaków. - powiedziałam, kierując się do pokoju syna.
- Dobrze kochana. - odparła Wheelerowa.

Zapukałam cicho, i weszłam do pokoju. Gdy zobaczyłam ich razem, gdy spali, zrobiłam im szybko zdjęcie, i wyszłam z pokoju.

- Karen, wiesz jacy oni słodcy są? Czasami się zastanawiam, czy nie są przypadkiem razem, haha. - zaśmiałam się, na co kobieta również się zaśmiała.

Usłyszałam, że drzwi się otwierają, a z pokoju wyszedł Mike.

- Oh kochana, czekaj chwilkę. - powiedziałam do sąsiadki. - Tak Mike? Potrzebujecie czegoś? - powiedziałam cicho.
- Mógłbym u was dziś zostać? Nie chciałbym zostawiać Willa, nie wiem czy jest napewno okej. - zapytał, na co pokiwałam głową, i wtedy z pokoju wyszedł także mój syn, który był strasznie zaspany. 
- Karen, potem zadzwonie. Do usłyszenia! - pożegnałam się z kobietą.
- Papa Joyce! - pożegnała się także.

Odłożyłam telefon na stół, i usiadłam na przeciwko chłopaków.

- Potrzebujecie czegoś chłopcy? - spytałam.
- Raczej nie pani Byers, zrobimy sobie coś zaraz na kolację. - powiedział Mike, patrząc na Willa.

Pov: Will

Kurwa.

---

Poszliśmy robić z Mike'm kolację. Próbowałem go przekonać, że nie jestem głodny, ale ten się upierał.

- Nie Willy. Masz zjeść dziś cokolwiek. Proszę... - powiedział cicho, po czym mnie przytulił.
- No dobrze. - odpowiedziałem. -

Zrobiliśmy z Mike'm kanapki, i ruszyliśmy w stronę pokoju. Usiedliśmy na łóżku, i Mike wziął jedną kanapkę, patrząc na mnie z błagającym wzrokiem. Wziąłem niechętnie kanapkę, i ją ugryzłem, na co chłopak się uśmiechnął. Po kolacji poszliśmy od razu spać.

---

663 słowa

crazy together.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz