Rozdział 8

1K 62 79
                                    

,,You better stop the things you do

I tell you, I ain't lying"

— Annie Lennox, I put a spell on you 

Marcella

Założyłam kombinezon w czarnym kolorze z długim rękawem i usiadłam na kanapie. Strój idealnie opinał moje kształty. Nudziłam się, więc postanowiłam zadzwonić do Lily. Teoretycznie mogłam do niej przyjść, jednak nie znałam kodu, a — jak się okazało — drzwi, za którymi były schody, również taki kod posiadały.

No wariactwo.  

— Cześć, słońce — przywitała się przyjaciółka.

— Hej. — Uśmiechnęłam się sama do siebie. — Przeszkadzam?

— Aktualnie nie, ale nie mogę za długo rozmawiać, idziemy dziś z Vitalem do restauracji. A coś się stało?

— Nic takiego — zapewniłam ją, bawiąc się poszczególnymi kosmykami włosów. — Po prostu chciałam porozmawiać.

— Chodzi o Normano?

— Wyszedł gdzieś i jeszcze nie wrócił.

— Hmm, on i Vitale załatwiali ważną sprawę, przynajmniej tak słyszałam.

Wtedy usłyszałam piknięcie przy uchu, więc odsunęłam od siebie urządzenie i przełączyłam na tryb głośnomówiący, by odczytać powiadomienie.

— Napisał do mnie — oznajmiłam na głos i podkurczyłam nogi pod brodę. Nie włączyłam dalej filmu. Pomyślałam, że mógłby chcieć go obejrzeć wraz ze mną.

— Co takiego?

Wrócę za jakieś dwie godziny, nie musisz się o mnie martwić, tesoro. Czekaj na mnie z utęsknieniem. N.

— O Boże — przewróciłam oczami — nie sądzę, że chciałabyś to usłyszeć. — Usłyszałam jej śmiech.  

— Postaraj się dać mu szansę, El. Nie mówię tu o miłości, ale jeśli choć trochę go polubisz, będzie ci tu łatwiej. Poza tym, niedługo Święto Dziękczynienia...

— Cholera, zapomniałam — wcięłam się w jej słowo. — Moment, będziecie je tu obchodzić?

— Pewnie, że tak. A ty wraz z nami — odpowiedziała pewnie. — Mam wrażenie, że przede mną panowała tu dzicz, bo Vitale zdziwił się, gdy mu o tym wspomniałam.

Wcale mnie to nie dziwiło.

Ale zdecydowałam się posłuchać sugestii przyjaciółki. Liliana w końcu dzięki swojej serdeczności zdobyła serce kogoś, kto miał pod nogami cały oddział ludzi. Nasza rozmowa nie trwała za długo, bo Vitale nam przeszkodził, obwieszczając, że wychodzą.

Czekałam więc cierpliwie na Normano. Przez pierwszą godzinę słuchałam muzyki z telewizora i robiłam kolację, którą zjadłam sama. Przez następną godzinę czytałam książkę. Minęła dwudziesta pierwsza, ale Normano dalej nie wrócił. Nie martwiłam się o niego, bo wiedziałam, że żadne licho by go nie porwało. Za oknem było ciemno, zimno i padał deszcz.   

Przebrałam się w białą dwuczęściową satynową piżamę i opadłam na kanapę. Teoretycznie mogłam sobie darować i położyć się do łóżka, ale z jakiegoś powodu naprawdę chciałam poczekać do jego powrotu. Dochodziła już dwudziesta druga, a on dalej nie dawał znaku życia. Napisałam do niego, bo powoli zaczynałam się martwić.

O której wrócisz?

Odpowiedź nadeszła parę minut później:

Pózno, nie cz3kaj na mmie.

L'odioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz