Rozdział 16

934 62 56
                                    

,, I love to watch the castles burn 

These golden ashes turn to dirt

I've always liked to play with fire"

— Sam Tinnesz, Play with fire 

Normano

Obudziłem się w kompletnej ciemności, z szybko bijącym sercem. Czasem miewałem koszmary, bardzo realistyczne, dotyczące ojca i mamy. Nigdy nie widziałem w nich moich braci, zawsze walczyłem z Paolo sam. A potem ona umierała. Tak kończyły się to piekło. Właśnie dlatego często lubiłem zatracać się w alkoholu. Po nim mój umysł był zbyt ciężki, żeby ponownie mnie prześladować. 

Tym razem jednak było inaczej niż zwykle. Do mojej klatki piersiowej tuliła się Marcella. W mojej koszulce, z kompletnym bałaganem na głowie, z lekko rozchylonymi wargami. Leżała twarzą zwróconą w moim kierunku i obejmowała jedną z dłoni. Zagarnąłem kilka kosmyków z jej buzi, a ta nawet nie drgnęła. Spała twardym snem, choć ja z całą pewnością nawet na ten drobny ruch bym się już przebudził. Ona jedynie coś wymamrotała pod nosem, powieki jej lekko zadrżały, lecz objąłem ją mocniej i wtuliła twarz w moją klatkę piersiową.

— I co ja z tobą zrobię, tesoro? — wymamrotałem sam do siebie. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, kiedy ostatnio z kimś spałem.

*** 

Marcella obudziła się o siódmej. By odwlec nieuniknione udawałem, że spałem, choć miałem przeczucie, że tego nie kupiła. Czułem na sobie jej wzrok, ale nie otworzyłem oczu. Pewnie była zaskoczona, znajdując się ze mną w jednym łóżku, w końcu to ja ją przeniosłem, choć w zasadzie — nie miałem pojęcia, czemu to zrobiłem. Delikatnie przejechała dłonią po tatuażu z inicjacji, a potem wyplątała się z moich ramion i szybko wyszła z pokoju. Chwilę później drzwi jej sypialni trzasnęły, więc zakładałem, że chciała udawać, że do niczego nie doszło. Założyłem ręce za głowę i leniwie się uśmiechnąłem. Jeśli przyszła tu, by poczuć się lepiej, byłem naprawdę na dobrej drodze, by mieć pewność, że nie zniszczy mi po raz kolejny motocykla.

Zadzwonił mój telefon. Pomieszczenie wypełnił głośny dźwięk muzyki Iron Maidena. Przewróciłem oczami, kiedy zobaczyłem imię Vitalego. Westchnąłem i odebrałem, chcąc się ładnie przywitać.

— Czego — mruknąłem i postanowiłem usiąść.

— Tobie również miłego dnia — odpowiedział irytująco wesołym głosem. — Liliana pyta, co tam u was. Ella nie odbiera. 

W wolnym tłumaczeniu: Czy Marcella jest z tobą szczęśliwa i czy jest konieczność skopania ci tyłka.

— Jest świetnie — powiedziałem szczerze. — Czemu dzwonisz tak wcześnie?

— Jest ósma rano, przecież nie śpisz już o tej porze.

— To, że w cholernym Nowym Jorku jest ósma, nie znaczy, że tu również. — Przez chwilę milczeliśmy.

— Nie masz humoru — zauważył trafnie. — To przez ten okres w roku? — Zacisnąłem szczękę. Nienawidziłem, gdy mnie tak rozgryzał.

— Coś jeszcze, capo? — zaakcentowałem ostatnie słowo. Ciężko westchnął.

— Martwię się o ciebie, consigliere.

— Niepotrzebnie, Oddział znajduje się w dobrych rękach. — Nie chciałem, żeby się mną przejmował.

L'odioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz