Rozdział 31

650 55 61
                                    

დ50 komentarzy i kolejny rozdział też wpadnie jeszcze w tym tygodniu :)

,,Czuję Twoje serce, nie chce się przestać tłuc

Błagam chwilę jeszcze, jeszcze kilka słów"

— Dawid Podsiadło, mori

Marcella

Fredo wrzucił moją walizkę na tyły samochodu, torbę zostawił w salonie. Zapiął mnie pasami, a ja uparcie wpatrywałam się w bolący palec. Mdliło mnie, choć ból powoli ustawał lub może zwyczajnie do niego przywykłam.

  Nie przypuszczałam, że mogło mnie spotkać coś podobnego, co Lily. Że zostanę porwana. Nie wiedziałam już, co tak naprawdę czułam. W moim sercu trwał w najlepsze chaos. Byłam zmęczona i emocje powoli opadały. Zwalniały miejsce dla świadomości. Zaczynałam wierzyć, że naprawdę mnie porywano i że nawet ojciec nie mógł mi pomóc, bo o niczym nie wiedział. Nie lubiłam grać na nieswoich zasadach, ale nie miałam wyboru.

— Prawdopodobnie Normano najpierw zadzwoni do Costello, by zapytać, czy cię u nas nie ma. W ten sposób Francesco się z nim skontaktuje, ponieważ będzie miał pretekst. Potem zaprosi go na spotkanie... — odezwał się Fredo, gdy jechaliśmy dalej.

— Będzie chciał go zabić? — wtrąciłam, obracając szybko głowę w jego kierunku. Dalej patrzył przed siebie.

— Nie wiem — odpowiedział tylko. Zastanawiałam się czy zdradzał mi to wszystko, bo liczył, że coś z tymi informacjami zrobię, czy po to, by się po prostu wygadać. — Ale zatrzymamy się w hotelu na obrzeżach Nowego Jorku, póki Francesco nie udowodni, że cię z nami nie ma.

— Czy Nicolas wie, co ty robisz?

— Ma inne sprawy na głowie. — Wzruszył ramieniem. — Gdy dojedziemy na miejsce, opatrzę twój palec.

— Goń się, Brasci — burknęłam i obróciłam głowę w stronę okna.

— Chyba, że wolisz dalej cierpieć, to twój wybór, Salvatore.

Wybór, cóż za zabawna rzecz.

Milczałam. Milczałam do końca drogi, bo nie wiedziałam, co zrobić i powiedzieć. Modliłam się, by wyjść z tego cało. I o ratunek, który miał nie nadejść. Nie wiedziałam, co gorsze — to, że Normano mnie znienawidzi, bo uwierzy, że naprawdę uciekłam, czy to, że pozna prawdziwy sens listu i przyjedzie do Nowego Jorku, a tam zajmie się nim Santo.

Na myśl o ponownym spotkaniu z tym facetem, byłam przerażona.

Normano

— Przerwa! — krzyknąłem do grupy żołnierzy. Miałem przetrenować nowych w terenie. Świeży pomysł Vitalego.

— Dobrze ci idzie, Normano. — Carlo poklepał mnie po plecach. W międzyczasie napiłem się wody.

  — Dzięki. — Odszedłem na bok, żeby zadzwonić do Marcelli. Starałem się to robić raz dziennie, by wiedzieć, czy wszystko w porządku. Ufałem jej, ale miała szalone pomysły i umiejętność przekonywania do nich innych.

Zdziwiłem się, gdy od razu przekierowano mnie na pocztę. Zmarszczyłem brwi, odsuwając urządzenie od ucha. Spojrzałem na wyświetlacz i wybrałem kolejny numer, tym razem Bailey'iego. Efekt był taki sam. Teraz zaczynałem się niepokoić. Odwróciłem się w stronę Carlo.

— Trenuj z nimi dalej — rozkazałem mu. — Ja muszę się czymś zająć.

— Jasne. 

Wsiadłem do swojego jeepa i wcisnąłem gaz do dechy, w międzyczasie łącząc się z Vitalem przez tryb głośnomówiący. Poczułem niepokój, którego nie źródła nie potrafiłem ocenić.

L'odioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz