[6] Bankiet cz. 3 - za wcześnie by świętować

427 28 55
                                    

Gdy tylko Ozaki i Margaret dotarły do kuchni, zostały przywitane przez niezbyt miłe chmury, czarnego wręcz dymu. Gdzie nie gdzie widoczny był jeszcze ogień.

- Kouyou wydaje mi się, że przez ten dym nie damy rady za wiele zobaczyć. - przyznała zgodnie z prawdą Margaret, kaszlnęła czując jak dym dostaje jej się do płuc.

- Masz rację Margaret, my nie damy rady nic zobaczyć, ale złoty demon już tak.

Kouyou nie musiała wypowiadać imienia swojej zdolności ponownie, demon odrazu odczytał jej rozkaz i pojawił się obok.

- Proszę cię przeszukaj to pomieszczenie - gejsza zwróciła się do demona. Ten tylko skinął głową i zniknął gdzieś w kłębie dymu.

Nie minęło wiele czasu, a obydwie kobiety mogły zobaczyć trzy sygnały w postaci smugi złotego światła. Pobiegły do najbliżej znajdujących się złotych smug, demon zapewne był przy ostatniej z nich.

Margaret odrazu zauważyła Nathaniela leżącego pośród już słabych płomieni. Miał lekkie poparzenia i napewno był nieprzytomny, lekki nie był, ale musiała sobie jakoś poradzić, nawet z małą pomocą swojej zdolności było jej ciężko. No ale cóż, gildia nie specjalizuje się w tego typu akcjach.

<Jak mogłeś być tak nierozważny i doprowadzić się do takiego stanu?!>

Kobieta okazywała zdenerwowanie tylko i wyłącznie w swoich myślach, wyglądała na całkowicie spokojną... Była zmartwiona, ale spokojna.

- Mogłam cię już więcej nie zobaczyć... Kretyn. - Mruknęła do siebie i starała się jak najszybciej opuścić kuchnię.

Natomiast Ozaki znalazła Kenjiego, blondyn był dla niej stosunkowo lekki pomimo zdolności jaką dysponował, chłopak wciąż był jeszcze młody i nie doświadczony... Co tłumaczyło jak znalazł się w takiej sytuacji. Rudowłosa gejsza niezwłocznie udała się do wyjścia. Tam zastała już zmęczoną taszczeniem Nathaniela Margaret i złotego demona z Markiem w ramionach, nie wyglądał on najlepiej. Po jego twarzy spływała krew z rany na czole, bardzo możliwe było złamanie, wyglądał na poobijanego.

Kobiety jak najszybciej postanowiły zanieść nieprzytomnych współpracowników do furgonetki Kunikidy i udać się pomóc Akiko.

~~~~~~~~~~~~~

- Dazai usiądź.

- Mówię że nic mi nie jest. - protestował brunet.

- Ta jasne... Usiądź proszę.

- Zmuś mnie. - powiedział uparcie niczym młodsze rodzeństwo, które staracie się do czegoś przekonać.

- Ehhh... Niech ci będzie.

Osamu spojrzał zaciekawiony na rudzielca. Chuuya pokrył się rumieńcem już na samą myśl słów, które planował wypowiedzieć do bruneta.

- Jesteś ranny mój książe proszę usiądź~ Zrób to dla mnie Osamu... Chcę tylko mieć pewność, że wszystko będzie w porządku... - Chuuya był cały czerwony, ale mimo wstydu jaki czuł starał się patrzeć w czekoladowe oczy, by uświadomić bruneta jak bardzo się martwi.

Osamu usiadł, z delikatnym uśmiechem na twarzy patrzył na rudzielca.

- Przepraszam...

- Nie musi-

Wypowiedź Chuuy'i została przerwana przez krzyk Akiko.

- Dazai, Chuuya jesteście! Całe szczęście!

Chuuya z początku wystraszony nagłym okrzykiem wskoczył na kolana bruneta, z czego sprawę zdał sobie dopiero później.

- Chuu wszystko w porządku? - zapytał brunet odruchowo kładąc dłonie na talii Chuuy'i tak by nie spadł z jego kolan.

Ta miłość... Nigdy nie pozwolę jej umrzeć! / soukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz