Rozdział XI

15 1 11
                                    

Wyprostowała plecy i stanęła sztywno, rozglądając się dookoła.

Wyczuła coś niepokojącego. Nieznana aura rozchodziła się w powietrzu, przynosząc ze sobą wspomnienia, o których dawno zapomniała albo przynajmniej starała się zapomnieć, umieszczając je w najgłębszych zakamarkach umysłu.

Ostry zapach dymu powoli wdzierał się do nozdrzy, lecz to nie on drażnił najbardziej. Intuicja jej podpowiadała, że pod wpływem owej tajemniczej woni, niosącej ze sobą odór śmierci i rozkładu, powinna drżeć ze strachu, jednak ona nie odczuwała przerażenia.

Wypełniona przez nietypową nadzieję oraz ekscytację, mimo alarmujących podświadomość sygnałów, mimowolnie się uśmiechnęła, a nieprzyzwyczajone do pozostania w napięciu kąciki ust zadrżały, z trudem osiągając zamierzony efekt.

Doznała wrażenia, jakby za chwilę miało spotkać ją coś dobrego, coś, na co czekała od wielu lat. Poczuła, jak serce przyspiesza z radości, a ciało pobudza niezwykła energia, lecz niemal w tym samym momencie zrozumiała, gdzie była. Dotarła do niej frustrująca prawda. Rozemocjonowane serce na nowo przygasło, zamieniając się w zwykły, miarowo pulsujący organ.

Pokręciła głową i odwróciła wzrok, spoglądając na spowijającą otoczenie mroczną mgłę, z której wkrótce wyłoniły się znane jej postacie w towarzystwie innych, mrożących krew w żyłach.

Uwagę w pierwszej kolejności przyciągał mężczyzna z poczerniałym naskórkiem, zaschniętą na szyi złotą cieczą, a także wypalonymi gdzieniegdzie dziurami w ciele. Kiedy podszedł bliżej, zacisnęła pięści.

Od razu rozpoznała przybysza. Wiedziała, kim był i co zrobił, a także co go za to spotkało. Pamiętała, że to Kestrel wymierzyła mu sprawiedliwość, chociaż co najmniej pięciu pragnęło czynić owe honory.

— Strzeż się skrzywdzonej — usłyszała donośne, czysto wypowiedziane, roznoszące się echem po okolicy zdanie.

Głos sprawił, że oprzytomniała i obejrzała się za siebie.

„To niemożliwe", pomyślała, szeroko otwierając oczy.

To byli jej ludzie. Towarzysze starej niedoli oraz ci, którzy walczyli, aby odmienić swój los. Część z nich uśmiechała się przyjaźnie, zupełnie tak, jakby nic się nie wydarzyło, a ona miała po raz kolejny usiąść z nimi przy wspólnym stole.

Stłumiła chęć powtórnego oddania się szczęściu, gdy zobaczyła również nieznane osoby, których świecące w ciemności oczy skrzyły się chęcią mordu. Jasnoniebieska barwa błysnęła w oddali, a ona przełknęła ślinę, czując, jak pierwszy raz od wielu lat jej ręce zaczynają drżeć. Przerażona, złączyła je w mocnym uścisku, na chwilę odwracając wzrok od zbliżających się postaci.

Kiedy ponownie uniosła głowę, zdusiła krzyk.

— Strzeż się skrzywdzonej, albowiem to ona skrzywdzi wszystkich. — Padło w momencie, kiedy z mgły wyłoniły się potężne stworzenia, przypominające czarne bernardyny.

Masywne psy, znane z pradawnych legend Ornaes, patrzyły na nią poważnym, lecz wyzbytym z życia wzrokiem, stojąc obok zranionych kobiet, mężczyzn oraz dzieci niczym piekielni strażnicy.

„Kto by się ośmielił? Zdradź mi, Prawieczny".

— Strzeż się tej, która wiele straciła. Tej, którą zaślepiają uraza oraz pragnienie zemsty.

„Gdyby to była tylko jedna osoba", pomyślała z goryczą, kolejny raz zerkając w kierunku przyjaznych, uśmiechających się serdecznie twarzy. Nissę na powrót zakłuło serce, usilnie pragnące zjednoczyć się z bliskimi, mimo że wiedziała, iż nie jest to możliwe.

AduantasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz