Rozdział XVIII

13 1 20
                                    

Mężczyźni byli zupełnie bezbronni. Pogrążeni w głębokim śnie, nie mogli nawet jęknąć, gdy przeniesiono ich w ustronne miejsce. Podziemie Laerael perfekcyjnie spełniło żądanie Zakonu.

Saya dostrzegła mord w oczach Zoe oraz ekscytację w spojrzeniu Andona. Oni i inni nastolatkowie wpatrywali się w porwanych delegatów Ornaes ze złośliwymi uśmieszkami. Starsi członkowie Zakonu stali sztywno, spoglądając z góry na nieprzytomne ofiary.

Chwilę jej to zajęło, ale Saya rozpoznała obydwóch mężczyzn. Ciemnoskóry Mistrz Wody znany był ze swojej łagodności i opanowania. Królowa Desirae zawsze powtarzała, że to on sprawił, iż postanowiła wesprzeć Obdarowanych w wojnie domowej. Pomagając stworzyć Klejnoty Żywiołów, zaufała mądrości oraz poczuciu sprawiedliwości Acelina i liczyła, że wraz z ostatnią Haerael zrównoważy on charaktery Mistrzyni Kestrel i Mistrza Catona. Nissa jednak odłączyła się od Rady, a królowa Desirae wielokrotnie określała Kestrel „zbyt emocjonalną".

Drugi z porwanych był oczywiście rodziną młodego Mistrza Ognia — jego zebranych w kucyk jasnoblond włosów oraz błękitnych oczu nie dało się nie zauważyć. Podobnie jak tego, że skóra mężczyzny niemal parzyła.

— Na co jeszcze czekamy? Powinniśmy ich od razu zabić!

— Zabić? A co z Verdellem? Nie lepiej wymienić się zakładnikami? Poza tym to nasi bracia...

— Nie mamy wystarczająco zapasów, żeby brać jeńców, w dodatku ten młodszy to ognisty demon!

Wiatr zawiał nieco mocniej i Sayę ogarnął paraliżujący chłód.

Splotła ramiona, mocno się obejmując.

„Naprawdę ich zabijemy?", myślała gorączkowo. „Morderstwo to zbrodnia. Grzech. Oni nam wcale nie zagrażali, pojmaliśmy ich z zemsty jak dzieci Chaosu".

— Cisza! — Zdecydowany głos księcia sprawił, że zgromadzeni zamilkli, utkwiwszy w nim wzrok. Prychnął. — Oczywiście, że ich zabijemy, a zdradzieckie żywiołaki zostaną ukarane za spiskowanie z Kanaanem! — zagrzmiał i skinął na Veirę oraz Arieva. — Pokażcie, moi kochani, co wam zrobili tchórzliwi słudzy Kanaana. Pokażcie, czego nigdy im nie wybaczymy.

Zaria wymieniła z Harkinem spojrzenia. Jej oczy strzelały ostrzegawczymi iskrami, ale ostatecznie nic nie powiedziała, kiedy jej przyjaciółka z wahaniem zrzuciła czarny płaszcz, odsłoniła okaleczoną twarz i podwinęła rękawy, ukazując sięgające ramion głębokie blizny po oparzeniach. Ręce Arieva wyglądały identycznie.

Saya poczuła mdłości. Nędzne posiłki natychmiast podeszły jej do gardła, ale jakimś cudem przełknęła ślinę i odepchnęła mdłości.

„Pamiętaj, po co tu jesteś".

„Cel".

„Dziesięć, dziewięć, osiem..."

„Wdech, wydech. Wdech, wydech".

„Nie jesteś małą dziewczynką, masz w sobie krew bliźniaczych sióstr".

„Cel".

Nawet nie spostrzegła, że przegryzła dolną wargę. Smak krwi sprawił, że ponownie wstrząsnął nią odruch wymiotny, ale i tym razem udało jej się go opanować. Bardzo pragnęła, aby rodzina była z niej dumna.

— Widzicie, co te potwory nam robiły? — ciągnął dalej Harkin, wskazując na rany Veiry i Arieva. Jego bursztynowe oczy po kolei łapały kontakt wzrokowy z każdym z grupy. — To wróci. Ornaeńczycy są słabi i boją się prawdziwej rewolucji. Znowu uklękną przed Kanaanem i Kongresem, wypełniając wszystkie ich rozkazy. Będą palić, topić, zamrażać i dusić. Miotać nami jak lalkami. Wiem, że większość z was nie pamięta ani naszego wygnania, ani ostatniej wojny w Ornaes, ale tak właśnie wygląda walka z żywiołakami.

AduantasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz