Rozdział I

49 4 69
                                    

Stojąc na niewielkim wzniesieniu, z którego mógł dość dobrze widzieć kolejki ustawiające się do dostaw humanitarnych, Acelin robił to, co lubił najbardziej — obserwował.

Wśród długich łańcuchów ludzi różnej płci, pozycji i rasy mężczyzna dostrzegał kierujące stoiskami Kapłanki Bieli — Alyssę oraz Nevę, Obdarowane Parapsychiką mieszkanki Ifnarii, które przybyły z pomocą dla obywateli Ornaes.

Wzrok Acelina padł na Allarda, uśmiechniętego blondyna, który razem z innymi Obdarowanymi pilnował porządku i uczciwości przy odbieraniu racji. Acelina momentami przerażało, że musieli rozgraniczać ludziom jedzenie, niekiedy brutalnie odpychając zachłannych, którym zawsze było mało. Budowniczy i rzemieślnicy — grupa silniejszych — oraz kupcy — sprytni i zapatrzeni we własny interes — już nie raz stanowili problem, wywołując bójki. W tamtej chwili Allard również coś żywo tłumaczył jakiemuś wyższemu od siebie, awanturującemu się umięśnionemu mężczyźnie.

Acelin stłumił westchnienie, rozglądając się dookoła. Stoiska ustawiono niedaleko portu, na prowizorycznym placu targowym, więc bez problemu widział powiewające bandery statków handlowych Ifnarii — żółta jaszczurka wspinała się po fioletowym równoległoboku na tle rozdzielonych czernią pasów czerwonego, niebieskiego i białego.

Naraz uwagę Acelina przyciągnęły wrzaski oraz podniesiony, gniewny głos Mistrzyni Ognia.

Obrócił się, spoglądając na klęczących na popękanej kostce brukowej mężczyzn. Jeden z nich, o wiele tęższy i wyglądający na starszego, z podbitym okiem oraz rozczochranymi, sięgającymi ramion ciemnymi włosami, zaciskał wściekle pięści, zgrzytając zębami. Drugi natomiast — wychudzony, dwudziestokilkuletni szatyn — prawą ręką próbował zatamować cieknącą z rozciętego łuku brwiowego krew, jednocześnie nie spuszczając wzroku z patrzącej na nich z góry Mistrzyni.

— Pani! To nie moja wina, ten przeklęty bękart próbował mnie okraść! — syknął kupiec, ręką wskazując młodszego chłopaka. — Ja go znam, ten ignorant nawet nie wierzy w Opatrzność! Nie uczęszcza na msze, on...

— Milcz!

Acelin podszedł bliżej, zauważając, że handlarz zadrżał pod zmarszczonymi brwiami i ostrym tonem Kestrel. Młodzieniec natomiast zastygł w bezruchu, wpatrując się w Mistrzynię Ognia oraz jej rubinowy pierścień wielkimi z przerażenia oczami.

— Co mnie obchodzi, w co wierzycie? Dla mnie możecie nawet składać ofiary lampom ulicznym albo kostce brukowej, nie interesuje mnie, na co marnujecie swój czas. — Zmrużyła oczy. — Nie marnujcie mojego.

— Co się dzieje? — odezwał się w końcu Acelin, przenosząc wzrok na zirytowaną Kestrel.

Prychnęła.

— A jak myślisz? Idioci nie potrafią z wdzięcznością przyjąć tego, co im ofiarujemy.

Acelin uniósł brwi, zerkając na drobnego chłopaka.

— Wstańcie — rzucił zdecydowanym, ale przyjaznym głosem. — Nie musicie dodatkowo obcierać sobie kolan. — Wykrzywił usta w półuśmiechu, spostrzegając kątem oka, że Kestrel przewróciła oczami. — Powiedzieliście już Mistrzyni, dlaczego się pobiliście?

— Powaliłem go, bo mnie okradł!

— Wziął podwójne racje! Widziałem, jak zabrał dziewczynie!

Kupiec fuknął, czerwieniejąc na twarzy. Ręce zacisnął w pięści i spojrzał na chłopaka z mocno ściągniętymi brwiami.

— Ladacznica była mi winna pieniądze, bezbożniku! Zadłużyła się dla swojego bachora, a ja też muszę jakoś wykarmić swoje! Co według ciebie byłoby lepsze? Zabrać jej jedzenie czy wyrzucić razem z bękartem z domu?!

AduantasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz