Rozdział XXIV

16 1 11
                                    

— Mówiłem, że przetrząsanie tych lokali przyniesie tylko więcej szkód. Rozwścieczenie rebeliantów nigdy nie jest dobrą opcją — odezwał się chłodno Moss. — Lordzie Campion, wiadomo już dokładnie, ile pieniędzy straciła Korona?

Przedstawiciel handlu i gospodarki pokręcił głową. Palcami ozdobionymi pierścieniami pogładził się po gęstej brodzie i spojrzał z powagą na siedzącego naprzeciwko Kaspara.

— Wciąż liczymy, ale sądzę, że Korona poradzi sobie z uregulowaniem tych strat bez większego problemu... — Powiódł wzrokiem po Allardzie, Amaryllis i zatrzymał się na Kestrel. — Zwłaszcza jeśli pomogą nam w tym nasi sojusznicy.

Allard nieco się spiął, ale postarał się o jak najmniejszą reakcję, wzorując się na Amaryllis, która pozostała w bezruchu. Zauważył jednak, że Kestrel — do tej pory spokojnie siedząca ze skrzyżowanymi ramionami — mocno zacisnęła dłonie, wbijając paznokcie w skórę.

Znowu chcieli się nimi wysługiwać.

Allard słabo pamiętał czasy niewolniczej pracy Obdarowanych, był wtedy jeszcze dzieckiem, które starali się chronić rodzice, ale wiedział, że jego towarzyszki znały taką pracę z własnego doświadczenia. Kestrel prawie od zawsze towarzyszyła wojsku, a Amaryllis pomogła postawić niejeden budynek.

— Och, tak! — Moss energicznie pokiwał głową i rozciągnął usta w podłym uśmieszku. — Wspaniały pomysł, lordzie!

— Interesujący, to trzeba przyznać — wtrąciła się nagle Neva.

Wszystkie spojrzenia zwróciły się na Kapłankę, która zdawała się to zupełnie ignorować i kontynuowała rzeczowo:

— Pokazać społeczeństwu, że przedstawiciele sojuszniczego kraju własnoręcznie pomagają odbudowywać zniszczenia... — Nieznacznie uniosła kąciki ust. — Jest spora szansa, że ociepli to wizerunek Obdarowanych wśród Asmariańczyków.

Allard wpatrzył się w Nevę i nie mógł odeprzeć wrażenia, że kogoś mu przypominała. Chociaż wszystkich Vaerael cechowały jasne, długie włosy i błękitne oczy, to lodowy odcień tęczówek Nevy wydawał mu się zbyt znajomy. Podobnie jej subtelny, niejednoznaczny uśmiech. Chłopak był pewien, że znał kogoś, kto uśmiechał się identycznie — z jednej strony nieco nieśmiało i łagodnie, a z drugiej podstępnie.

W momencie, w którym Sellik i Moss skinęli, Kestrel zmarszczyła brwi.

— Ociepli... — prychnęła i spiorunowała wzrokiem najpierw Nevę, a potem Mossa. — Przedstawiciele starającego się o autonomię kraju brudzą sobie ręce odbudowywaniem portowego miasta królestwa, które ma nad nimi kontrolę. Jacy oni uczynni... — Zazgrzytała zębami i przejechała palcem po pierścieniu. — Albo posłuszni i zniewoleni.

— Zapewniam, że nie ubrudzi sobie Mistrzyni rąk. — Moss posłał jej złośliwy uśmiech. — Nie widzę przeszkód, aby korzystała Mistrzyni ze swoich zdolności z trochę większej odległości. To możliwe, prawda?

Kestrel aż zatrzęsła się ze złości. Groźnie ściągnęła brwi, a z oczu strzelała piorunami.

— Tak, nie musiałabym cię nawet dotknąć, żebyś poczuł mój Ogień, panie — syknęła, uśmiechając się szyderczo. — Może mała prezentacja, zanim zostanę zatrudniona do odbudowy Erith?

Tym razem to Cantrell zmarszczył wściekle brwi. Pochylił się nad stołem i popatrzył prosto w oczy Kestrel.

— Przecież to jasne, że właśnie tego chciałaś, Piekielnico! — zawołał. — To ty zaproponowałaś wyłapywanie tych demonów, to ty pragnęłaś wywołać chaos w Asmarii! Doskonale znasz te wytwory piekła, bo sama nim jesteś! Od początku byłaś po ich stronie! To wszystko to po prostu twoje chęci, aby obalić króla!

AduantasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz