Pov- Nathan
Po rozmowie z Hunterem wróciłem do swojego pokoju. W przeciągu około kwadransu do mojego pokoju wszedł Wilhelm. Przyniósł ze sobą przy okazji płaszcz dla mnie, który na szczęście już byłem w stanie założyć bez większej pomocy. Chwyciłem za moje kule i powolnym krokiem udaliśmy się do , oczywiście bogato urządzonej, klatki schodowej.
Wyszliśmy z rezydencji, a bardziej wkroczyliśmy do garażu. Było tam wiele aut, luksusowych marek, miałem wrażenie, że z powodu chociaż samego lekkiego zarysowania, naprawa będzie droższa niż moje nerki i, że jak coś zniszczę, to nie będę w stanie się wypłacić do końca mojego już pewnie nie za długiego życia. Nie byłem nigdy pewien, czy ktoś w pewnym momencie mnie nie zastrzeli, albo nie pobije. Miałem tylko pozory luksusowego życia, w którym i tak nigdy nie byłem bezpieczny, było to niczym zamknięcie w złotej klatce.
-Nie spinaj się tak. Pewnie tak ci wali serducho ze stresu, że za chwilę mi tu zejdziesz.- Rzucił prześmiewczo Wilhlem.- Wsiadaj.- I otworzył przede mną drzwi do pojazdu którym było czarne, matowe Lamborgini Urus. Z lekkim strachem wsiadłem na tyły auta, oczywiście z pomocą starszego, i podłożyłem kule obok mnie.
-Jaki jest adres twojej firmy?
-Broad St. ******
Starszy odpalił auto, wyjechał z posesji i po około godzinie już byliśmy na miejscu. Starszy podał mi dokumenty napisane przez ich prywatnego Lekarza, po czym lekko topornie wygramoliłem się z pojazdu, w czym Starszy już mi nie pomógł.
Wszedłem do filmy i dotarłem do windy, uprzednio kiwając na przywitanie głową miłej Pani w średnim wieku z recepcji. Kliknąłem przycisk który piał przywołać windę i wszedłem do niej. W środku było pusta, przez co pozwoliłem sobie oprzeć się tyłem o uchwyty przymocowane we wnętrzu, zerkając na dokumenty, które uwzględniały to, że jestem w stanie na okres zwolnienia pracować zdalnie. Świetnie. Czyli przez nie wiadomo jaki okres będę zamknięty w czterech ścianach z jedną z najniebezpieczniejszych mafii w kraju, jak nie na świecie, bojąc się o to, czy dożyję jutra.
Winda w końcu zatrzymała się na odpowiednim piętrze. Zebrałem się i na tyle szybko jak mogłem podszedłem pod drzwi prezesa i zapukałem do nich. Po usłyszeniu wypowiedzianego od niechcenia "proszę" wszedłem do biura. Prezes nawet na mnie nie spojrzał, tylko przeglądał jakieś dokumenty siedząc rozwalony na fotelu, za którym znajdowała się panorama miasta.
Rzuciłem niezgrabnie dokumenty na biurko szefa. On oderwał wzrok od papierków które przeglądał, prychną pod nosem zostawiając swoją poprzednią pracę którą odłożył obok reszty papierków, podniósł się wstając z oparcia fotela i zerkając przelotnie na mnie wziął w rękę rzucone przeze mnie dokumenty. W szybkim tempie przeczytał zawartość prychając pod nosem.
-Że niby jak masz się zmęczyć siedząc na dupie i podsumowując wydatki? To nawet nie jest praca fizyczna.- powiedział widocznie zirytowany prezes.- Niby co ci się stało?
-Zostałem zaatakowany. Mam między innymi kilka szwów na ręce, oraz mocno obitą twarz.- Odpowiedziałem szefowi dość niemiło. Zirytował mnie wcześniejszą wypowiedzią. Zachowywał się tak, jak by nie widział wcale tego, że chodzę o kuli oraz mam widoczne kilka siniaków na twarzy. Niby nie widział za wiele, bo miałem maseczkę jednorazową na twarzy, ale na pewno widoczny był rozwalony łuk brwiowy, oraz część siniaka w okolicach kości policzkowej, nie wspomnę już o kilku widocznych opatrunkach.
-I niby to jest taki wielki problem, bo ci coś się w rękę stało i masz trochę poobijaną twarz?
-Proszę pana, mam zwolnienie lekarskie. Ma pan obowiązek je przyjąć. Tak jak było napisane, ja mam obowiązek pracy zdalnej we wtorki i czwartki przez miesiąc. Do widzenia.- Byłem na prawdę mocno zirytowany. Wyszedłem z biura, a później z budynku mocno nabuzowany. Wilhelm widocznie gadał z kimś przez telefon. Stał oparty o maskę samochodu, rozmawiał z kimś przez telefon w języku włoskim. Mniej więcej rozumiałem o czym była rozmowa. Dotyczyła jakiejś transakcji.
CZYTASZ
Camorra
FanfictionŚwiat mafijny. Miejsce gdzie raczej mało kto chce się pchać z własnej woli, na co dzień, raczej mało o nim myśli przeciętny "zjadacz chleba". Wystarczy jeden błąd by wejść w to po uszy, nie mówiąc już o wyjściu z tego bagna. Nathan Evans, był praco...