IX

99 8 2
                                    

Pov- Nathan

Staliśmy na lotnisku. Nie będzie to aż tak zaskakujące, puki nie wspomnę, że to najnormalniejsze, publiczne lotnisko. Jeszcze kilka godzin temu byłem święcie przekonany, że lecimy prywatnym samolotem, albo coś w tym stylu. W końcu to jest mafia, a obok mnie siedzi sam Hunter pieprzony wróżka! Niby jakim cudem on się na to zgodził?! Nie jestem w stanie w to uwierzyć, tym bardziej po sytuacji w salonie aut!

Szczerze, byłem o tyle szczęśliwy, że przynajmniej nie pakowali się w garnitury, tylko w miarę luźne ubrania, więc nie siedziałem sam w bluzie. Nie było źle, zobaczyć ich chyba pierwszy raz ubranych nie jak na zlot prezesów, a na zwykłe wyjście. Odsłoniło to też kilka rzeczy, o których nawet mi się nie śniło. Między innymi pan lekarz posiadał przekłute uszy, co by nawet nie było zdziwieniem gdyby nie to, że między innymi znajdował się tam industrial (Taki jakby długi kolczyk w górnej części ucha). Jeżeli chodzi o Wilhelma wiedziałem, że ma tatuaż na wierzchu dłoni, który przedstawia szkielet właśnie ręki, ale nigdy nie widziałem go w całości, bo ten przeważnie nosi skurzaną rękawiczkę, przez którą było widać jedynie kawałek.

Nudziło mi się jak jasna cholera, na telefonie nawet sobie z nikim nie popiszę, bo i tak raczej nie mogłem. Przeglądałem jedynie jakieś nudne i durne do szpiku artykuły, gdzie między innymi był jeden o moim zaginięciu. Tym bardziej durnym pomysłem zdawało mi się podróż przez samolot gdzie mógłby ktoś mnie rozpoznać.

Umówmy się, na telefonie z którego nie możesz się kontaktować z rodziną lub znajomymi sprzed porwaniem przez strasznych kryminalistów raczej nie ma większego użytku. Nawet portale społecznościowe nie wchodziły w grę, bo zawsze można było sprawdzić dane logowania.

Z nudów zacząłem się wiercić, i tak wyszło, że oparłem się o Huntera, który praktycznie zasypiał, więc nie zdziwiłbym się gdyby się okazało, że nawet nie ogarnął. Siedzieliśmy tu już od dobrych dwóch godzin, a była godzina wczesno poranna to normalne, że chciał odespać. Nagle zaczęła mnie interesować rozmowa, która się rozpoczęła wśród Wilhelma, Lingdou i Cadena.

-Ja się niby upiję?- Powiedział Wilhelm wskazując na siebie z niedowierzaniem.- Wolne żarty!

-Oczywiście, że się upijesz. Dziwnym by było gdyby nie.- Odpowiedział pewnie Caden, przeglądając coś na Smartwatch'u

-Nie ma opcji.- Odburknął

-Zakład?- Zaśmiał się Lingdou.

-Dobra, ile mam wam płacić?- Na ten moment już wiedziałem, że się wtrącę w rozmowę.- Pięćdziesiąt baniek?

Chciałem by było ciekawiej. Samo płacenie obeszło by się bez echa więc gdzie w tym zabawa? Takim sposobem się odezwałem, przerywając Caden'owi.

-Co w tym niby byłoby ciekawego? Lepiej założyć się o coś długoterminowego.- Odparłem pewnie.

Caden oderwał się w końcu Od smartwatcha, i spojrzał na mnie, razem z wszystkimi rozmawiającymi, a w tym Nicholas'em, który wcześniej czytał.

-Co masz na myśli?- Zapytał niepewnie Wilhelm.

Spojrzałem w oczy swojej ofiary, i ten już wiedział, że się nie wymiga.

-Przefarbuj się.- Powiedziałem z najwyższą powagą.

Caden razem z Lingdou zdawali się zadowleni z tego pomysłu, a sam Nicholas zaczął się podśmiechiwać. Wilhelm trochę się zamyślił, i po chwili w końcu odpowiedział.

-Dobra, jaki kolor?

Spojrzałem na dwójkę, która wcześniej z nim rozmawiała. Nie chciałem się już dalej wtrącać, bo ryzykowałem doszczętnym wkurzeniem Wilhelma. Caden po chwili jakby rozmowy wzrokowej z Lingdou w końcu wypalił;

CamorraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz