03 | A dream of an attack

223 13 2
                                    

"Czasami to właśnie strach przed atakiem jest najgorszy"

"Czasami to właśnie strach przed atakiem jest najgorszy"

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pov Kalista

Minęło kilka dni od wyjazdu rodziny Cullenów z Forks i od tam tego momentu nawet na chwile nie zamknęłam powiek, gdyż nie potrafiłam. Ja i Jasper pisaliśmy do siebie listy, ale i tak było to dla mnie za mało, a po listach od niego również czułam, że jemu też mu to nie wystarcza. A od akcji z Phoenix do dziś nie znalazłam odpowiedzi na wiele moich pytań. Skąd się ta cała energia pojawiła? Jakim cudem byłam w stanie się zregenerować i sprawić, że rany i bardzo złamana noga zniknęły? Czy ktoś z moich przodków również tak potrafił? Na wiele podobnych pytań nie znałam odpowiedzi.

W sypialni, w której obecnie byłam miała białe ściany z złotymi elementami, które miały prawie wszystkie pomieszczenia w zamku. Wszystkie meble były wykonane z jasnego drzewa, a każdy z mojego rodzeństwa miał udekorowane różnymi dodatkami chcąc odróżnić jeden pokój od drugiego. U mnie większość dodatków były w kolorach czerwonego oraz wszystkie światła w pomieszczeniu były w kolorze rubinowym. Siedziałam na parapecie przy otwartym oknem, przez co chłodny wieczorny wiatr powiewał moje rudę włosy. Starałam się odpowiedzieć sobie na pytania, jednak bez jakichkolwiek odpowiedzi nic nie będę wiedziała. Podczas zastanawiania się nad tym oparłam się o ścianę przy oknie, po czym samoczynnie zamknęłam oczy.

Gdy je otworzyłam znajdowałam się gdzieś indziej. Pomieszczenie, w którym się obecnie znajdowałam wyglądał na sale balową, która było identyczna do tej, którą mamy u siebie. Cały pokój miał białe ściany i złotymi elementami, jednak przez noc panującą tutaj za wielkimi oknami pomieszczenie było oświetlane przez płomienie, które płonęły z miejscach do tego przeznaczonymi. W pokoju było dużo ludzi. Wielu z nich mężczyźni byli ubrani w zbroje, które były używane kiedyś w naszej rodzinie królewskiej, jeszcze przed moimi narodzinach. Powoli przechadzałam się do przodu chcąc bardziej obejrzeć całą sytuację, w której się obecnie znajdowałam. Po chwili przeze mnie przeszedł jeden ze straży królewskiej, jakby mnie w ogóle tutaj nie było, przez co poczułam lekki ból po całym moim ciele. Gdy powoli przyglądałam się wszystkim w tej sali zauważyłam po mojej lewej stronie znaną mi osobę.

Była to moja prababcia – Moira Moore. Była ona czarownicą o silnej mocy. Panowała nad światłem i była według wielu uważana za najlepszą królową czarownic. Była kobietą o białych długich włosach oraz była posiadaczką pięknych niebieskich oczu. Obecnie była ubrana w biało-złotej sukni sięgającej aż do podłogi, a na jej głowie znajdował się złoty diadem z białymi klejnotami, które pod wpływem światła w pomieszczeniu aż błyszczały. Kucała przy malej dziewczynce podobnej do mojej babci – Evelynn Morningstar. Zawsze bardzo się zastanawiałam skąd te nazwisko, jednak nigdzie nie mogłam znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Młodsza wersja babci była ubrana w białą suknie oraz miała białe baletki, ale z wyglądu wyglądała identycznie do swojej mamy.

W ich stronę z mojej prawej stronie szła kobieta, która miała niewidzialną aurę, jednak wyczuwalną. Od razu wyczułam, że była ona wiedźmą. Tą osobą była Minerwa Smith - królowa wiedźm. Miała najczęściej spotykaną karnację oraz rudę włosy, a oczy miały szmaragdowy kolor, który wśród wiedźm nie był ulubionym kamieniem szlachetnym. Była ubrana w długą ciemno-zieloną suknie oraz miała srebrne dodatki. Podeszła ona do jednego z strażnika rodziny królewskiej czarownic i zabrała od niego srebrny sztylet i szła w kierunku mojej prababci.

- MOIRA! - krzyknęła Minerwa, a Moira zdążyła tylko wstać oraz się odwrócić i od razu została zaatakowana przez wiedźmę.

Białowłosa zaczęła się bronić jednak, gdy straż chciała zareagować Królowa Moira odepchnęła Królową Minerwę od siebie. Sztylet, który trzymała rudowłosa był pokryty krwią, a lewa dłoń mojej prababci miała wielką ranę aż na wylot. Na błyszczącą podłogę kapały krople krwi z rany, a wszyscy zgromadzeni patrzyli na Moirę przerażonym wzrokiem. Dwójka wysokich mężczyzn ze straży królewskiej przytrzymali Minerwę, powstrzymując ją do zadania drugiego ataku albo przed zrobieniem czegoś głupiego, z czego była bardzo znana.

Do prababci podbiegł wysoki mężczyzna o długich białych włosach i brązowych oczach, jednak miał czasami przebłysk czerwonego. Był ubrany w czarną koszule w starym stylu, wokół tułowia znajdował się pas, do którego był przyczepiony pokrowiec na miecz, który również się tam znajdował. Miał również na sobie spodnie tego samego koloru co koszula, a buty były eleganckie, jak za tamtych czasów. Przypominał mi on mojego pradziadka, o którym prawie nic nie wiem oprócz jednej rzeczy. Wiem tylko o sztylecie, który tylko posiadacz mocy pradziadka jest w stanie go podnieść, jednak nic więcej. Sztylet podniosłam tylko ja - nikt inny.

Stanął po prawej stronie swojej żony, przytulił ją do siebie tak, że jej prawy bok opierał się na jego klatce piersiowej. Wziął jej lewą dłoń w swoją, a po chwili jej rana zaczęła się pomału goić podobnie jak u mnie po walce z Riven, jednak w moim przypadku było to o wiele szybciej. Po całej białowłosej było widać, że czuje się bezpiecznie przy nim.

- Dziękuje kochanie. - odezwała się spokojny głosem Moira spoglądając do góry w oczy mężczyzny.

- Nie masz za co, Moiro.

Po jego słowach zrobiło mi się ciemno przed oczami i po chwili znowu byłam w swoim pokoju oraz nadal znajdowałam się w miejscu, w którym byłam przed zaśnięciem. Nadal była noc, a na ciemnym niebie dalej znajdował się pięknie lśniący księżyc. Czułam, że był to sen, jednak zbyt realny. W głębi serca czułam, że jest to związane z pytaniami, które sobie zadaje od akcji w sali baletowej. I wiedziałam jedno... Jutro muszę o to wszystko zapytać mamę. Może wreszcie coś powie, bo wiem, że na sto procent coś przede mną ukrywa. 

Paradise Lost | Jasper Hale-Cullen [Tom 2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz