Rok 1535
Podróż była męcząca.
Nigdy za tym nie przepadał, ponieważ wiązało się to ze zbyt wieloma czynnikami, które go nużyły. Jednak przez to kim był, życie zmuszało go do częstej zmiany miejsca. Nie mógł osiedlić się nigdzie na stałe, ponieważ w żadnym miejscu nie przyjęliby go z otwartymi ramionami, znając prawdę na jego temat. Na to jaką tajemnicę w sobie skrywał.
Teraz co prawda nie wyjeżdżał z powodu tego, aby nikt nie spostrzegł, że nie miał możliwości starzenia się. Przecież wracał, nareszcie wracał! Jednak nie zmieniało to tego, że nadal było to męczące. Kufry, powozy, konie i zajazdy, aby konie i podróżujące z nim osoby mogły wypocząć. On nie potrzebował tego wszystkiego. Tej kompanii, tych koni i kufrów. Ale jego dobytek już owszem. A ponieważ miał ze sobą bardzo ważny podarek, nie mógł pozwolić, aby ten podróżował bez jego czujnej opieki.
W Paryżu — tak jak obiecał — dokończył obraz, który tak wiele miesięcy temu obiecywał Harry'emu. Pracował nad nim po nocach, delektując się każdą chwilą, którą spędzał nad uwiecznianiem swojego ukochanego. Była to dla niego największa z przyjemności po całym dniu portretowania kolejnego członka królewskiej rodziny bądź innego możnego.
Oni go nie interesowali. Dla niego byli nikim. Kawałek ciała, które za kilkaset lat miało stać się wyłącznie popiołem.
Westchnął, gdy pomyślał sobie, jakie to wszystko byłoby prostsze, gdyby tylko tych dwóch królestw nie dzieliła woda, która wszystko utrudniała. A przepływanie wpław z obrazem na plecach wcale nie brzmiało jak dobry plan, więc nawet nie myślał nad jego realizacją ani przez moment.
Na szczęście jednak podróż jakoś minęła i, jak na razie, udało im się przetrwać bez większych przygód. Żadnego napadu, nic im nie zginęło, a każdy z grupy był cały i zdrowy. Dni jakoś mu mijały, ale głównie dlatego, że niemal cały czas myślał tylko tym, jak to wszystko przyśpieszyć, aby tylko szybciej znaleźć się przy Harrym. Aby sprawić, że ich wspólne życie stanie się możliwe. Już na wieczność będą mogli być razem, poznając świat od nowa i od nowa.
By móc znów całować go do utraty tchu, opowiadając kolejny historie i słuchając, że miał przestać nazywać śmiertelnych trzodą. Cóż miał jednak poradzić, że właśnie tym dla niego byli. Jedynie Harry był dla niego światłem, imaginacją najwspanialszego z aniołów.
Uśmiechał się, gdy w nocy spoglądał na portrety, które wykonał jeszcze przed swoim wyjazdem do Paryża. Gdy wodził palcami po rysach twarzy, których nie mógł dotykać osobiście, gładząc skórę, którą chwilę później całował z największą delikatnością. Uwielbiał wpatrywać się w swoje szkice, przypominając sobie, jak wspaniały był Harry.
Ale nie wszystko ułożyło się tak, jak powinno. I bardzo szybko to zrozumiał.
Może nawet za szybko, bo dla niego wystarczyło jedno spojrzenie, by wszystko stało się dla niego jasne.
Louis wróciwszy z Paryża, zastał Anglię w stanie, którego spodziewał się najmniej. W stanie zarazy.
Pamiętał wciąż jak te kilkaset lat temu niemal wszystkie królestwa, cesarstwa i księstwa poddawały się z bezsilności okrutnej chorobie, jaką była czarna śmierć. Zaraza pustoszyła największe miasta i wsie, sprawiając, że zginęło tak wiele. Teraz nie była tak silna, jednakże nadal potrafiła zebrać swoje żniwa. Dochodziło pogłoski, że od czasu do czasu pojawiała się na nowo na krótki okres w jakimś miejscu i znów się uspokajała.
Najwyraźniej coś chciało, aby właśnie teraz padło na ich królestwo. A to bardzo mu się nie podobało.
Ponieważ w jego głowie była tylko jedna myśl, która ani na moment nie chciała dać mu spokoju. Że Harry również mógł ulec chorobie. Zaraza nie zwracała uwagi, kogo atakowała, tylko robiła to od razu, z pełną siłą. Wiedział, że brunet zawsze był nieco chorowity, nad czym jednak szatyn nie mógł w żaden sposób zapanować. W czasie chłodniejszych okresów, Louis musiał podwójnie o niego dbać, aby nic nie wyrządziło krzywdy na jego zdrowiu. Na szczęście całkiem nieźle mu się to udawało, choć czasami nie obchodziło się to bez dłuższej wymiany zdań, gdy Harry upierał się, że przecież nic się nie stanie.
CZYTASZ
✓ | Reminiscence of Eternity
ФанфикWilliam Deakin był jednym z najsłynniejszych malarzy XVI wieku. Choć malował dla wielkich i bogatych, zapisując się w historii dzięki swojemu oddaniu rzeczywistości, które dla większości graniczyło niemal z grzechem, to jednak nie to spędzało sen z...