ROZDZIAŁ I

986 56 17
                                    

Fierë jak zawsze tętniło życiem. Czerwone chorągwie ze złotym słońcem powiewały na budynkach. Na szerokich ulicach miasta rozstawiono kolorowe kramy wypchane po brzegi najróżniejszymi produktami. Handlarze głośno zachwalali swoje towary i próbowali przyciągnąć uwagę potencjalnych kupujących. Dzieci bawiły się w berka między przechodniami, tworząc przy tym nieco zamieszania. Damy w modnych w tym sezonie, jaskrawych sukniach w odcieniach niebieskiego, fioletu i różu spacerowały bez pośpiechu, dyskutując przy tym ze sobą zawzięcie. Po co bowiem się spieszyć, zwłaszcza w taki dzień. Pogoda dopisywała. Na niebie nie było ani jednej chmurki, jednak mieszkańcom miasta nie dokuczały dziś wysokie temperatury. Letnie upały już minęły i wielu z tutejszych skorzystało z tego pięknego dnia. Cosmos, który wierzył, że nic nie jest kwestią przypadku, uznał czyste, błękitne niebo za dobry znak. Mówiono, że taka pogoda oznacza, iż bogini jest w łaskawym nastroju. W takie dni można było odetchnąć i nie martwić się zbytnio, gdyż Vitae była zadowolona. Mag w to nie wierzył. Lubił jednak szukać powiązań między tym, co widzi a tym, co go czeka. A piękna pogoda musiała oznaczać dobry dzień. Oczywiście było to tylko przeczucie, jednak Cosmos ufał przeczuciom. Tak więc resztki niepewności i obaw go opuściły. Przynajmniej na tę chwilę. Młody mag uśmiechnął się delikatnie sam do siebie, ponieważ pierwszy raz od dawna poczuł się tak lekko i beztrosko. Jakby zrzucił z barków ogromny ciężar, który przygniatał go od ostatnich kilku tygodni.

– No i co się tak szczerzysz rudzielcu? Jeszcze będziesz płakał. Wszyscy będziemy.

Cosmos spojrzał na swojego przyjaciela. Kolegę. Znajomego? Trudno było określić ich relację. Zdecydowanie się w pewnym stopniu lubili. Karma Runes nie był zbyt przyjacielską osobą, zawsze odstawał od reszty i tak naprawdę z nikim się zbyt dobrze nie dogadywał. Był też strasznym pesymistą. Jednak dzięki uporowi Cosmosa, który nie potrafił nigdy przejść obojętnie obok kogoś nieszczęśliwego, udało się mu stworzyć między nimi jakąś pozytywną relację. Młody mag był z tego powodu dumny. Głównie dlatego, że mimo iż Karma z pozoru wydawał się dość oschłą osobą, po bliższym poznaniu okazywał się uczynny i nie aż tak gburowaty, jakiego starał się zgrywać. Ta próżna część Cosmosa była też zadowolona, że to właśnie jemu jako pierwszemu udało się przełamać lody i jakoś dogadać z tym nieprzyjaznym, samotnym wilkiem. Obecnie może i nie dzielili z sobą największych, najgłębiej skrywanych sekretów, ale lubili się, ufali sobie i wiedzieli, że mogą na siebie liczyć.

– Szczerzę się, jak to ładnie ująłeś, ponieważ los nam sprzyja. Tak myślę.

– Słyszeliście go? – Brunet spojrzał na dwóch pozostałych członków ich niewielkiej grupki. – Los nam sprzyja. Nie musimy się martwić. Tes możesz zacząć pić.

– Taki miałam zamiar.

Blondwłosa dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i poklepała Karmę po ramieniu. Grymas na twarzy chłopaka sugerował, że nie jest z tym zachwycony. Jak zresztą niemal zawsze, gdy ktoś narusza jego osobistą przestrzeń. Karma swego czasu potrafił zareagować bardzo agresywnie, gdy ktoś niespodziewanie i bez uprzedzenia dotknął go lub zbytnio się zbliżył. Często wplątywał się w ten sposób w kłopoty lub po prostu robił sobie wrogów. Tes Ashe robiła to jednak tak nagminnie, że nie urządzał jej już z tego powodu awantur. Najzwyczajniej w świecie się do niej przyzwyczaił. Ograniczał się już tylko do burknięć, westchnięć lub czasem, gdy miał zły humor, do pasywno-agresywnych komentarzy.

– Czy twój facet nie będzie miał nic przeciwko? – Mówiąc to, Karma wymownie spojrzał na stojącego tuż za blondynką, wysokiego, szarowłosego maga.

– A dlaczego Axell miałby mi czegokolwiek zabraniać? Nie jest moją matką. A tak poza tym to jestem silną, niezależną kobietą. A już niedługo oficjalnie magiem pierwszego stopnia. Mój partner nie będzie mi mówił co mam robić.

Dzieje Imperium SłońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz