ROZDZIAŁ XIV

102 17 0
                                    


Choć rozmowy przy ognisku były przyjemne, nie był to odpowiedni na nie czas. Cosmos musiał w końcu pożegnać się z nowymi przyjaciółmi i ku własnemu zaskoczeniu robił to niechętnie. Polubił tą dość głośną i serdeczną grupę. Nie na tyle, by się przed nimi otworzyć, ale zdecydowanie pałał do nich dużą sympatią. Cieszył się też, że Soran otacza się tak dobrymi i miłymi ludźmi. Ulżyło mu, że jego przyjaciel ma towarzyszy, na których może liczyć. Miał ochotę zostać dłużej, pożartować z nimi, a nawet może spróbować ponownie tego wypalającego gardło trunku. Wojna jednak wciąż trwała. A chwila spokoju po bitwie była tylko ciszą przed burzą.

Dowódcy w końcu skończyli obrady i rozpoczęli konkretne działania. Gdy podzielono żołnierzy na ciężko rannych, rannych i zdrowych a wrogich żołnierzy dobito lub wzięto do niewoli, w armii zapanował względny porządek. Dowódcy zaczęli więc wydawać konkretne rozkazy i oczekiwali natychmiastowego ich wykonania. Członków Calisyjskiej armii czekało jeszcze mnóstwo pracy. Ciała trzeba było pochować lub przynajmniej zabrać z pola bitwy, gdyż mogły przyciągnąć bestie. Obóz także musiał zacząć na powrót normalnie funkcjonować. Żołnierze potrzebowali jedzenia a niektórzy odpoczynku. Tak więc wokół nadal na pozór panował chaos. Tym razem jednak nikt nie plątał się już bez celu. Każdy miał jakieś zadanie.

Soran ze względu na skręconą kostkę miał odpoczywać. Przynajmniej dzisiaj. A i to było raczej przywilejem wynikającym z pochodzenia, niż czymś, na co zwykły żołnierz mógł sobie pozwolić. Młody Lustris miał jednak ważniejsze rzeczy do zrobienia. W tej chwili odprowadzał najlepszego przyjaciela do jego namiotu. Przyniesiono mu kulę, mógł więc poruszać się stosunkowo swobodnie. Zadowolony i zaskakująco pełen energii prowadził maga między namiotami prosto do jego części obozu. Cosmos jednak nie był do końca zadowolony z tego, iż Soran z nim idzie. Oczywiście cieszył się, że może jeszcze chwilę porozmawiać z przyjacielem. Wolałby jednak, by ten odpoczywał. Martwił się, że wysiłek jedynie pogorszy na pozór drobny uraz. Soran nie dał się jednak odwieść od swojej decyzji. Uparł się na tę krótką przechadzkę. Chciał bowiem porozmawiać i pobyć z Cosmosem sam na sam chociaż przez kilka minut. Magowi pozostało więc przyglądać się przyjacielowi i być wyczulonym na wszelkie oznaki bólu czy złego samopoczucia.

– Widzę, jak na mnie patrzysz. – Na ustach Sorana błąkał się delikatny uśmieszek.

– Słucham?

– Spokojnie Cosmos. Nic mi nie jest. Bardziej martw się o siebie.

Mag zmarszczył brwi, nie do końca bowiem rozumiał, do czego jego przyjaciel zmierza. W końcu nie brał udziału w bitwie, był więc cały i zdrowy.

– Mi też nic nie jest.

– Na pewno? Nie boli cię głowa?

– Nie... - Mag odpowiedział odruchowo i dopiero po chwili zrozumiał, że nie była to prawda. – Dlaczego pytasz?

– Dotknąłeś skroni. Kilka razy. Nic nie mówiłem, bo wydawałeś się wesoły. I dobrze ci szło zaprzyjaźnianie się z resztą. Poza tym na początku nawet nie zwróciłem na to uwagi. Dopiero za którymś razem to zauważyłem.

– To nic takiego. Może lekko ćmi, ale to naprawdę tylko drobna niedogodność. Jak o tym nie myślę, to zapominam, że boli.

– Od zawsze byłeś wrażliwy. To przez magię? Opowiadałeś mi o tym. Głupio mi, że o tym nie pomyślałem. Po bitwie musiało być ci ciężko. Teraz jest spokojnie, ale pierwsza godzina musiała być straszna. A mnie przy tobie nie było.

Cosmos nie raz wspominał przyjacielowi o swoich doświadczeniach związanych z byciem magiem. Tłumaczył mu pewne zjawiska a Soran, który chciał go zrozumieć, nie tylko słuchał, ale i dopytywał niekiedy o drobnostki czy mało istotne detale. Mag nie mógł nie wspomnieć mu o tym, jak wrażliwy jest na cudze emocje.

Dzieje Imperium SłońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz