ROZDZIAŁ XXIII

86 10 2
                                    


Trzy księżyce rozpraszały nieco mrok nocy. Niebo był wyjątkowo niemal bezchmurne a Älle i Torke tego dnia ukazywały się światu jako dwa jasne dyski. Gdzieś pomiędzy nimi usadowił się niemal dwa razy większy Näde zwrócony dwoma ostrymi końcami w stronę Torke. Widok ten u wielu wzbudziłby zachwyt. Zwłaszcza w tak odległym od miejskiego zgiełku miejscu. W końcu przemierzając polną drogę, można było podziwiać piękny nocny obraz w pełnej okazałości. Nic nie zakłócało ciszy i tego doskonałego nieco mrocznego, a jednak pięknego krajobrazu. Gwiazd wydawało się tysiące a może nawet miliony. Nawet światło trzech księżyców nie było w stanie przyćmić ich blasku. Ponoć każdą z nich co noc umieszczała na niebie bogini Izris. Miały one łagodzić mrok nocy i dawać wszystkiemu, co żywe poczucie, że nawet w takiej ciemności można spodziewać się źródła światła.

W nieco innych okolicznościach młody Veris dalej wpatrywałby się w jaśniejące punkty na nieboskłonie. W innych okolicznościach uśmiechnąłby się i opowiedziałby swojemu przyjacielowi jakąś ciekawostkę na temat ciał niebieskich. W innych okolicznościach być może pochłonęłyby go myśli o astronomii i astrologii. Może poszukałby jakichś znanych mu konstelacji i przypomniał sobie mity i historie z nimi związane. W końcu lubił robić takie rzeczy.

Tymczasem młody Veris z cichym trzaskiem zasłonił okno karocy, odcinając się całkowicie od tego widoku. Zamiast podróżować wśród gwiazd, na powrót znalazł się w niewielkiej drewnianej skrzyni, której wnętrze oświetlała jedynie drobna oliwna lampka. Właśnie tym – ciasną skrzynią, wydawała mu się wygodna karoca, którą wynajęli na czas podróży. Uczucie wzmogło się po tym, jak całkowicie odciął się od zewnętrznego świata i został zamknięty w tej małej przestrzeni. Było to jednak do zniesienia. Młody mag nie czuł strachu przed małymi i ciasnymi przestrzeniami, choć rzeczywiście czuł się tu nieco nie na miejscu. Nie był to jednak lęk, którego doświadczali w takich okolicznościach niektórzy ludzie. Mimo iż nie była to najlepsza forma podróży, Cosmos doceniał to, że mogli podróżować w ten sposób. Było to bowiem znacznie wygodniejsze niż jazda konna. W końcu tutaj mógł w każdej chwili położyć się na niewielkiej, obitej poduszkami ławeczce i zasnąć. Nie musiał skupiać się na drodze. Nie doskwierał mu lodowaty wiatr czy wilgoć. W skrzyni było spokojnie, ciepło i wygodnie. Nie był też sam. Towarzyszył mu jego najlepszy przyjaciel.

A jednak mimo tych pozornie sprzyjających warunków, młody mag nie miał w sobie nawet grama energii. Podróżowali od dwóch dni i właśnie byli w trakcie trzeciej nocy spędzonej w drodze. Do tej pory poza krótkimi grzecznościowymi rozmowami nie działo się między nimi zbyt wiele. Nie było to jednak nic złego. Rozumieli, że ich relacja na tym nie cierpi a wręcz przeciwnie, było to potrzebne dla jej dobra. Obaj potrzebowali przestrzeni, miejsca i czasu do namysłu i do uporządkowania pewnych myśli i uczuć nim postanowią się nimi podzielić. Tym właśnie zajmowali się w trakcie swojej dotychczas bardzo cichej podróży. Aż do tej nocy.

Cosmos czuł, że osiągnął już pewien spokój. Choć nadal był zmęczony, w jego głowie panował już znacznie większy porządek i jego najlepszemu przyjacielowi to nie umknęło. W końcu zauważał wszystkie zmiany w zachowaniu towarzysza. W tym te subtelne. Soran Lustris dostrzegał więc, iż czerwonowłosy mag spogląda na świat z mniejszym strachem i dezorientacją i choć spojrzeniu temu wciąż brakuje tego błysku, do którego przywykł, to nie było już w nim tego samego zagubienia, które zobaczył kilka dni temu. Dlatego młody wojownik zdecydował się wykonać pierwszy krok, w końcu on sam uporał się z tym wszystkim już jakiś czas temu. Nie wiedział jednak, co powiedzieć. W końcu było ze sto tematów, które chciałby i mógłby poruszyć. Żaden jednak nie wydawał mu się odpowiedni. Dlatego z jego ust wymknęło się tak błahe pytanie, o nikłym znaczeniu.

Dzieje Imperium SłońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz