ROZDZIAŁ V

301 36 2
                                    


Młody mag zasiadł do stołu w bardzo dobrym humorze. Humor ten utrzymywał się od kilku ostatnich dni, a powodem była jego zbliżająca się podróż. Już pojutrze miał wyruszyć do stolicy i niezmiernie się tym ekscytował, choć momentami bywał też z tego powodu nerwowy. Zdecydowanie nie mógł doczekać się wyjazdu a fakt, że wszystko było już przygotowane, jeszcze bardziej utrudniał oczekiwanie. W końcu w teorii mógł w każdej chwili kazać zapakować bagaże i wyjechać. Tak po prostu. Czekał jednak cierpliwie na wyznaczony dzień. Uznał bowiem, iż nie warto jechać przed wyznaczoną datą i na ostatnią chwilę szukać noclegu w stolicy. Miał ku temu kilka powodów. Przede wszystkim nie chciał przegapić żadnego listu, który mógłby zostać dostarczony do posiadłości. Ponadto dopiero wczoraj otrzymał, dwa z pięciu zamówionych dla niego stroi i miał nadzieję, że do czasu wyjazdu dotrą pozostałe trzy. Nie spieszył się więc. Co prawda zaplanował już, że do stolicy wyruszy bardzo wcześnie rano by na pewno się nie spóźnić. Wolał nieco poczekać na spotkanie i spokojnie rozejrzeć się po mieście, niż popełnić ogromny nietakt pierwszego dnia. Choćby jego spacerowanie ulicami Tiselë miało trwać z sześć godzin.

Być może przez to, że teraz ważniejsze sprawy zaprzątały jego myśli, nie od razu zorientował się, że jeszcze nikt do niego nie dołączył. Wciąż siedział przy stole samotnie, mimo że był pewien, że ktoś szybko zasiądzie przy stole. Wezwano go na śniadanie i mimo iż zbytnio się nie spieszył, pojawił się jako pierwszy. Nie było to co prawda nic szokującego, ale zdecydowanie nieco dziwnego, ponieważ jego rodzina była zazwyczaj dość punktualna. Nie licząc jego starszego brata, który czasem pozwalał sobie na odrobinę nietaktu. Jego macocha natomiast, spóźniała się, tylko jeśli nagle zechciało się jej wyglądać bardziej wyjściowo niż zwykle i nie uprzedziła o tym służek wystarczająco wcześnie. Cosmos spóźniał się tylko, gdy górę wzięła jego roztargniona część. Tym razem był punktualny i był pewien, że nie przyszedł też zbyt wcześnie. Wszystko było już przygotowane, więc zostało mu czekać na pozostałych domowników.

Nie trwało to zbyt długo. Po dwóch może trzech minutach do jadalni weszła pani domu wraz z synem. Chłopak tylko krótko na nich spojrzał, ale nie dostrzegł, by byli ubrani bardziej strojnie niż zwykle, nie wiedział więc skąd to spóźnienie. Nie odezwali się do Cosmosa nawet słowem, co zupełnie go nie zdziwiło. Ignorowali go dość często i zazwyczaj w odpowiedzi otrzymywali dokładnie to samo zachowanie. Co prawda Cosmos nie lubił atmosfery, jaka przez to powstawała. Był z natury raczej serdeczny, więc lubił witać się z ludźmi oraz doceniał wszelkie grzecznościowe formuły, które się z tym wiążą. Zazwyczaj cały ten proces przechodził ze służbą. Wiedział, jak mija dzień większości pracujących w rezydencji ludzi, nie wiedział jednak, jak miewa się jego własna macocha. Nie zamierzał jej jednak o to pytać, mimo iż cisnęło mu się to na usta. Wolał nie ryzykować, że przywitanie zostanie wzięte za zachętę do sprzeczki. Taki rezultat był bardzo prawdopodobny. To wiedział z doświadczenia. Ponadto chłopak miał wrażenie, że macocha wciąż czuła się dotknięta decyzjami męża. Nie miał też wątpliwości, że w takim wypadku oczywiście nie wyładowywałaby emocji na drogim małżonku a na pasierbie. Dlatego chłopak wbrew sobie milczał, gdy członkowie jego rodziny siadali przy stole.

Przyszła mu do głowy myśl iż śniadania we wspólnej jadalni w akademiku były dużo bardziej przepełnione życiem i miłą, ciepłą atmosferą niż te w rodzinnym domu. Zatęsknił za posiłkami w gronie przyjaciół. Zastanawiał się też jak będą wyglądać śniadania w jego przyszłym miejscu pracy. Nie miał pojęcia jak będzie wyglądać jego zakwaterowanie. Czy dostanie własne mieszkanie, czy może będzie mieszkał z innymi magami, którzy dostali ten sam przydział. Wiedział jednak, że nawet jedzenie w samotności byłoby bardziej komfortowe niż posiłek z Verisami.

Dzieje Imperium SłońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz