Theo od dawna nie czuł się tak źle.
Ciągle widział tą samą twarz, której nie potrafił zapomnieć.
Myślał, że w piekle zobaczy swoją siostrę, ale szczerze się pomylił. Widział kogoś, kogo właściwie się nie spodziewał. Kogoś, kogo mocno skrzywdził. Zmanipulował nim do tego stopnia, że omal nie zabił swojego alfy. Od razu poznał te błękitne oczy, w których nie raz dostrzegał ładne iskierki, gdy mówił o swoich marzeniach. Theo nigdy się nie przyznał, że pomimo tego okropnego zła, zdarzyło mu się pomarzyć o tym, że fajnie byłoby mieć dobre serce. Być może nawet był zazdrosny, że właśnie ten chłopak miał swoje stado, miał opiekuna, który zawsze go wspierał i miał przyjaciół, których tak bardzo kochał, a on? On nie miał nikogo. Jego rodzina została z dala od niego, a własną siostrę zabił. Gdyby tylko mógł cofnąć czas, to na pewno by to zrobił. Na pewno zacząłby wszystko od początku...
Teraz stał w pokoju. W swoim rodzinnym domu, ale była w nim dziwna cisza. Taka, która oznaczała, że wkrótce ponownie zacznie się jego horror. Wiedział, kto zaraz pojawi się, wołając szyderczo jego imię. Przerażała go to wizja. Bał się tego, co zaraz zobaczy, a raczej, kogo. Z dala słyszał jego piękny, choć przerażający głos. Wołał go. W jego głowie wciąż słyszał jak echo „Gdzie jesteś Theo?". I choć był już prawie dorosły, to pomyślał, że może schowa się pod łóżkiem. Sam nie miał pojęcia, czemu tam, ale dlaczego nie? W dzieciństwie zawsze się tam chował.
Nim jednak tam się skrył, wzrokiem spojrzał na niebieskie ściany, pełne plakatów z jego ulubionym zespołem. Uśmiechnął się pod nosem, gdy przypomniał sobie swój ostatni koncert w Filadelfii. Tam było nie dość, że pięknie, to koncert sprawił, że była to jedna z lepszych chwil w jego życiu. Potem jego wzrok przeniósł się na biurko, na którym były porozrzucane książki do matmy oraz thilery, które pragnął przeczytać podczas wakacji. W gruncie rzeczy nigdy tak naprawdę nie był zły. Pragnął tylko miłości, której nigdy nie dostał, bo jego rodzice wiedznie zajęci byli kłótniami albo delegacjami. Z drugiej strony, po tym wszystkim wciąż się zastanawiał, czy zasługuję na cokolwiek dobrego w jego życiu? W końcu gdyby tak było, to pewnie nie skończyłby w piekle.
„THEO!" Jego głos stawał się głośniejszy, więc Theo cmyknął pod łóżko. Jego oddech był niemożliwy do uspokojenia. Wiedział, że nie ma sensu uciekać, bo ON zawsze go potrafił znaleźć. Być może, jeśli dobrze się ukryję, to przeżyje najbliższych parę minut pożyje bez wyrwanego serca. Nacieszy się chwilą swojego „szczęścia", myśląc o spokojnym spacerze koło rzeki, na który chciał się wybrać ze swoją dziewczyną, zanim ta zmarła.
Teraz wszystko wydawało mu się takie bezsensu. Nawet dziewczyna, którą trzymał za rękę, gdy umierała.
Nagle do pokoju ktoś wszedł. Theo był pewien, że jest to Liam. Słyszał jego pewne kroki i śmiech. W dodatku potrafił wyczuć jego zapach, w końcu pachniał wanilią.
„Akuku!" usłyszał, a chwilę później zobaczył jego duże niebieskie oczy, które wpatrywały się na niego z nienawiścią. Tak bardzo żałował, że zniszczył tego chłopaka. Tak bardzo nienawidził siebie, za to, że pozwolił mu prawie zabić swojego alfę i choć był w zupełnie innej rzeczywistości, to naprawdę marzył o odkupieniu win.
W tym świecie Liam był zupełnie inną osobą. Właściwie był odbiciem chłopaka, który w strachu chował się pod łóżkiem. Dunbar stał się tu maszyną, która bez jakiegokolwiek zawahania, wbiła mu pazury w serce i je wyrywała. Theo wiedział, że dla blondyna nic nie znaczył i ten nigdy nie przestanie go zabijać. Zresztą, dlaczego miałby, prawda? Wyrządził mu przecież tyle zła.
Liam jedną dłonią podniósł łóżko, a potem odrzucił je na bok. Drewniane części potłukły się i rozpadły z hukiem na kawałki. Na twarzy Dunbara była tylko nienawiść. To przerażało chłopaka, bo do tej pory wiedział Liama, zazwyczaj z iskrą człowieczeństwa i żalu. Teraz przerażony Theo zaczął się cofać do tyłu, dopóki nie dotknął ściany. Wtedy zaczął płakać jak małe dziecko, które pragnęło miłości i uwagi matki.
Zdał sobie sprawę, że już nie ma gdzie uciec, więc się poddał się, choć w duszy modlił się o cud.
„Nie musisz przestawać, Liam" szepnął, gdy Dunbar z wrogim spojrzeniem, kucnął tuż obok niego, a potem przyłożył dłonie do jego koszulki, w miejscu, gdzie miał serce. „Zasługuję na śmierć ból. Zniszczyłem Cię, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz. "
Niestety w jego oczach widział tylko mrok. Czy stado Scotta widziało to samo w oczach Reakena? Pusty wzrok, bez uczuć, zupełnie jakby był zaprogramowany? Czy może dostrzegli, to co kryło się w jego sercu od tak dawna? Może widzieli strach przed samotnością, który popychał go do wszystkich czynów. Może nie był taki zły?
„Zniszczyłeś mnie" odpowiada mu blondyn po raz pierwszy, bo zazwyczaj wbijał mu pazury i od razu zabijał. Tym razem stało się coś innego. „Powinieneś być martwy. Nie zasługujesz na nic, ty zepsuty psie, który niszczy wszystko, czego się dotknie. Nie zasługujesz na szczęście. Nie zasługujesz na nic dobrego."
Liam zadał mu parę ciosów w twarz, przez które Theo syknął. Po policzkach Reakena spłynęła łza. Te słowa jak i ciosy tak mocno go raniły
. „Masz rację, Liam... " wymamrotał, a potem spojrzał w lustro, gdzie odbijała się ta nędzna scena. Jego włosy wystawały na każdą stronę, a blada twarz była pełna zadrapań i siniaków, które zaraz miały zniknąć. Patrzył na siebie jak na potwora. I jedyne, o czym marzył, to o śmierci. Wolałby naprawdę być martwy niż słuchać chłopaka, który w każdym potrafił dostrzec dobre cechy. Kogoś, kogo Theo bardzo chciałby mieć w swoim życiu, a wiedział, że już nie będzie miał okazji poznać. „Proszę, Liam, proszę, zabij mnie!"
Chwilę potem Theo poczuł jego pazury we wnętrzu. To dziwne uczucie. Tak jakbyś nagle przestał oddychać, a świat zatrzymałby się dookoła Ciebie. „Nie zniszczysz już nikogo!" Teraz za Liamem pojawiła się siostra Theo, która wzięła wyrwane serce od blondyna i je zniszczyła.
„Przepraszam!" To ostatnie słowa, jakie wypowiedział Theo, zanim zapadła ciemność.
Gdy był pewien, że zaraz ponownie zacznie się jego horror, usłyszał głos. Tym razem pogodny, bez złości. To był głos Liama. Wtedy otworzył oczy i zobaczył nad sobą światło. Nie był pewien, czy to nie kolejny obraz w jego głowie. Być może kolejny poziom piekła go czekał, a może to byłą prawdziwa rzeczywistość, ale musiał iść za tym głosem.
Wspiął się i po chwili zobaczył znajomą parę. Zobaczył Liama i jego ukochaną. Rzucił się na nich, bo myślał, że to znów wytwór wyobraźni. Pytał, gdzie jego siostra, ale jak się okazało, to nie było piekło. I gdy tym razem spojrzał w oczy Dunbara, zobaczył iskierki. Te, które tak lubił wspominać w piekle. Potem się okazało, że blondyn miał miecz, dzięki któremu wyciągnął chłopaka z tamtego miejsca. Wtedy wilkołak obiecał, że już tam nie wróci i za wszelką cenę będzie chronić swojego wybawcę.
Oczywiście słowa dotrzymał. "
***
Ogólnie to napisałam to w ledwo godzinę, bo miałam lekko zły humorek, więc łapcie.
Buziaki.
![](https://img.wattpad.com/cover/319407741-288-k216350.jpg)
CZYTASZ
One Shots [Thiam/Teen Wolf]
Hayran KurguPo prostu byłem zagubionym chłopcem... LOST BOY [THIAM] MARTWY[THIAM]