skunk anansie — what you do for love
Urodzinowy bal Virginii nie zapowiadał się już tak ekscytująco. Zwyczajowo jedno ze Starków urządzało bal maskowy albo kostiumowy w duchu jakiejś epoki (tak, uwielbiali seriale luźno bazowane na historii, a zwłaszcza ich garderobę niezależnie od jej wierności wybranej erze) i zwykle pojawiali się z Jamesem razem, z odpowiednim prezentem, ale od ostatecznego rozejścia się przeszła mu ochota na pokazanie się. Wciąż, przyjść co najmniej należało, sprezentować podarunek tak samo, ale chyba oszczędzi sobie tej dzikszej części wieczoru i wymówi się opieką nad Carlem. Nie czuł się już aż tak zainteresowany balem, w założeniu przecież romantycznym, kiedy jego własne serce rozerwano na strzępy.
Może raczej powinien pojawić się na urodzinowym brunchu, poinformować dyskretnie o swojej niedyspozycji, po czym przekazać prezent. Prezent wybrali jeszcze razem, co przypomniał sobie z niejaką złością, wspaniałą parę kolczyków stylizowanych na osiemnastowieczną francuską modę, z dwoma sporymi diamentami w obramowaniu z niewielkich pereł oraz burgundowymi rubinami osadzonymi nieco wyżej, nadającym kolczykom subtelny kształt litery C. Będą pasowały do jej ulubionego garnituru, tego z koszulą o delikatnym żabocie ciągnącym się do piersi, a są na tyle ozdobne same w sobie, że nie trzeba będzie zakładać naszyjnika, który na falbankach układałby się niekorzystnie.
Cóż, wręczy je sam, razem z butelką dobrego wina, i przeprosi, że nie może pojawić się na balu. Może wymówi się opieką nad Carlem — po rozwodzie chciał za wszelką cenę zadbać o syna jak należy, żeby rozejście jego ojców nie odbiło się na nim albo chociaż odbiło się jak najmniej — albo zasymuluje migrenę i spróbuje się zdrzemnąć, podczas gdy Oeznik zajmie się małym.
Oeznik pamiętał zapewne jeszcze samego Helmuta jako małe dziecko, trzymające się spódnicy matki, nerwowo tupiącego nóżkami w takt muzyki granej na pianinie czy mnącego w dłoniach mały modlitewnik. Dziecięcego rozmiaru, pomyślał, bo faktycznie, jego był na tyle mały, by dziecku dobrze się go trzymało, a jednocześnie by czcionka była na tyle duże, by nie miał problemu z czytaniem tekstów zanim nauczy się ich na pamięć. Religia nie wyznaczała rytmu życia państwa Zemo, ale była jego stałym i celebrowanym elementem — święta były zarówno ważne ze względu na spotkanie z rodziną, jak i ze względu na aspekt religijny. Pojawiali się w cerkwi — oczywiście, że tak, Zemo senior skrupulatnie pilnował wszystkich ważnych dat — zawsze kiedy należało, w końcu trzeba było utrzymywać jakieś standardy, tego oczekiwało się od rodziny barona.
Sam Helmut wciąż się modlił, nie codziennie, nie, wtedy, kiedy odczuwał potrzebę — nauczył Carla stosunkowo krótkiego Ojcze nasz w swoim rodzimym języku i skłamałby mówiąc, że nie czuje dumy, kiedy mały szczerze przykłada wagę do każdego wersu. Odkąd Carl się urodził, mówiono do niego w dwóch językach (angielskim i sokowiańskim), więc stosunkowo szybko i on zaczął używać obu; czułe przezwiska padały niemal wyłącznie w tym drugim, płynnie lub powoli, z wagą przyłożoną do każdej sylaby (to były jedyne wyrazy, które James znał, oprócz kilku wyjątkowo wulgarnych lub nacechowanych seksualnie wyrażeń, których przy dzieciach się nie stosuje).
No właśnie, James.
Zanim wszystko szlag trafił, zresztą z jego winy, kto idzie i zdradza małżonka z powodu presji rówieśniczej? było im ze sobą tak dobrze, pomyślał, tak dobrze, bo James miał być jego księciem z bajki. I był, przez siedem krótkich lat.
Strasznie go kochał.
Przez te siedem lat udało im się wdrożyć ich własne rytuały — cotygodniowe brunche ze Starkami, wspólne śniadania niemal każdego dnia, spacery po mieście, czasem zachodzili pod cerkiew (Helmut wtedy wchodził do środka na godzinę, siadając w jednej z ławek z samego tyłu, żeby Carl widział go przez otwarte drzwi, a mały z Jamesem zajmowali się zabawą w parku tuż obok) — ustawić ich własną codzienność w apartamencie, który nijak nie przypominał rodowej siedziby, z której niewiele zresztą zostało. Zemo zadbał jednak o kontakt Carla z jego kulturą, szukając książek w ich języku, opowiadając mu bajki, gotując dania, których nauczyła go matka, a których miał nadzieję nauczyć kiedyś syna. Na historię jeszcze przyjdzie czas.
CZYTASZ
𝐅𝐎𝐑 𝐓𝐇𝐄 𝐁𝐄𝐓𝐓𝐄𝐑. winterbaron
Fanfictionszczęśliwe zakończenie burzliwych lat dwudziestych barona zemo okazało się być niezbyt, cóż, szczęśliwe - rozpoczęte ślubem godnym bajki disneya małżeństwo rozpadło się po siedmiu latach, zostawiając byłych małżonków z ledwo ustalonym planem opieki...