britney spears — oops, i did it again
Carl wyszedł ze szpitala dopiero tydzień później, z łagodnymi objawami kaszlu. Helmut pożegnał się z Sarah i Samem, dziękując im za pomoc, pozwolił się ucałować w oba policzki, zajął się kupieniem biletów, wciąż funkcjonując na średniej jakości śnie z ostatniego tygodnia oraz rzadko pitej, mocnej kawie. Odetchnął dopiero, gdy znaleźli się w taksówce do domu — do mieszkania Helmuta i Carla, gdzie zamierzał zaraz zagonić małego do łóżka i podać mu przepisane leki, a potem opatulić szczelnie kołdrą — i mógł wreszcie odpocząć. Chłopiec nie miał już temperatury, równo oddychał, nie skarżył się na bóle w klatce piersiowej, a całe doświadczenie zapamiętał jako przykry wypadek.
Bucky zdążył przeprosić synka kilkanaście razy, wycałować go, wyprzytulać, nawet wybrać prezent na pocieszenie (ogromnego pluszowego misia), obiecać, że będą chodzić tylko w stuprocentowo bezpieczne miejsca i tak dalej. Zemo prychnął cicho. Jeszcze się zobaczy. Całe szczęście mały widzi się z ojcem dopiero za miesiąc. A pozew wyląduje na biurku Jamesa jak tylko Carl całkowicie wyzdrowieje.
Te gorzkie uczucia wciąż zalegały na dnie serca, bo James Buchanan Barnes tak naprawdę okropnie go zrujnował przez ostatnie osiem lat; randkowali, byli tak zakochani, wzięli ślub, zdradził go i rozwiedli się w złości, walcząc ze sobą o czas spędzany z synem, w czym Zemo miał przewagę, bo to on był biologicznym ojcem chłopca i to jemu przysługiwała opieka — James musiał się pogodzić z wizytami, co nie przeszkodziło mu w odebraniu baronowi jednej piątej rodzinnej fortuny. Może faktycznie James wziął z nim ślub dla pieniędzy, owinął go sobie wokół palca konwencjonalną atrakcyjnością oraz poczuciem humoru, sprawił, że Zemo faktycznie pomyślał o księciu z bajki, o bratnich duszach, o całej reszcie bzdur, którymi określa się swoją drugą połówkę i które ironicznie szczerzą się ostrymi jak igły zębami z półeczki z kartkami w sypialni, kiedy rozwód odciśnie swoje piętno na całym apartamencie. Może miłość od pierwszego wejrzenia (okej, pierwszego trzeźwego wejrzenia) była tylko okrutnym żartem, bo jak miał się poznać na tym mężczyźnie, skoro mógł się zakochać wyłącznie w urodzie i miłym uchu głosie, który poprzedniej nocy szeptał mu czułe słówka?
W dłoniach opartych o jego klatkę piersiową, głaszczące materiał cienkiej, purpurowej koszuli, skubiących czule piercing przezierający spod spodu, w pocałunkach w szyję, gardło, usta trochę odbierających oddech, w jasnoniebieskich oczach ciągle wpatrzonych w jego własne jakby świata poza nim nie widziały? Przepadł jak tylko James pokazał się na schodach, owinięty szlafrokiem, zaspany, nieco zawstydzony, ale tak samo doskonały, jak kilka godzin wcześniej zanim poszli spać.
A przynajmniej tak się Helmutowi wydawało.
— Możesz zostać na noc — rzucił w stronę Jamesa, kiedy wjeżdżali windą na odpowiednie piętro. Sam nie wiedział dlaczego, przecież za najdalej dwa tygodnie zamierzał zawlec go do sądu i roznieść z pomocą mecenasa Murdocka. — Sypialnia dla gości jest... zresztą, wiesz gdzie. Już późno.
Barnes pokiwał głową, poprawiając w ramionach śpiącego synka, otulonego kocem. Mały zasnął podczas jazdy z lotniska tutaj, nie mieli serca go budzić, więc brunet wziął go na ręce. Ucieszy się tylko rano, że szedł spać w taksówce, a obudził się przeteleportowany we własnym łóżku.
— Zrobię herbaty. Chcesz? — zapytał. Klucze zachrzęściły w zamku, pchnął drzwi i już po chwili stali w środku, z ulgą zrzucając okrycia. — Daj mi go, rozbierz się, a ja położę go spać.
— Okej.
Helmut bez słowa odniósł chłopca do jego pokoju, przykrył go dokładnie kołdrą i kocykiem, obłożył pluszakami, po czym zamknął za sobą drzwi najciszej, jak potrafił. Przyda mu się sen, jest ważny dla zdrowia, a zdecydowanie jest się z czego zbierać — podwójne zapalenie płuc to nie żarty.
CZYTASZ
𝐅𝐎𝐑 𝐓𝐇𝐄 𝐁𝐄𝐓𝐓𝐄𝐑. winterbaron
Fanficszczęśliwe zakończenie burzliwych lat dwudziestych barona zemo okazało się być niezbyt, cóż, szczęśliwe - rozpoczęte ślubem godnym bajki disneya małżeństwo rozpadło się po siedmiu latach, zostawiając byłych małżonków z ledwo ustalonym planem opieki...