9. moja ljubav

45 2 1
                                    

troye sivan — fools

Powiedzieć, że nic do siebie nie czuli, kiedy złożyli podpisy na papierach rozwodowych, byłoby wierutnym kłamstwem; obydwa serca pękały z bólu, choć wywołanego z diametralnie różnych powodów. Helmut miał ochotę się rozpłakać, kiedy przykładał długopis do papieru, kiedy zgrabny podpis szpecił rubryczkę, poświadczając o zgodzie na rozwód. Druga, jeszcze pusta, czekała tylko na podpis Jamesa. Przekaże mu dokumenty przy ustalaniu systemu opieki nad Carlem, tak będzie najlepiej i najwygodniej. I tak zrobił, w głębi serca żałując, ale usilnie starając się przekonać samego siebie, że tak należy, że to dla dobra Carla, żeby mały nie myślał, że zdradzenie kogoś jest w porządku. 

Sęk w tym, że tak naprawdę nie przestał go kochać mimo wszystko. Brakowało mu Jamesa codziennie rano i codziennie wieczorem, zaspanego, obejmującego go od tyłu jak małą łyżeczkę albo przytulającego do siebie tak, że Helmut budził się z twarzą wtuloną w odsłoniętą szyję. Brakowało mu drugiej twarzy w lustrze, wspólnego mycia zębów albo brania prysznica, czasem leżenia w wannie — on zwykle czytywał jakąś książkę, często Machiavellego i Dantego, zależy jak długo chciał się droczyć z dłońmi błądzącymi po całym jego ciele i ustami łączącymi pocałunkami wszystkie blade piegi na jego barkach — w pianie, ze świecą zapachową o jakimś osobliwym zapachu tlącą się obok (osobiście najbardziej lubił drewno cedrowe z nutą wanilii). Brakowało mu zakładania jego bluz albo koszul, czasem dresów, które zacieśniał w pasie, żeby nie zsuwały się obscenicznie nisko; brakowało mu wspólnego gotowania nawet jeśli brunet częściej go rozpraszał niż mu pomagał, praktycznie uwieszony jego pleców, gotowy do spróbowania wszystkiego, z czego Helmut spuścił wzrok na kilka sekund. 

Brakowało mu pocałunków, nieważne, czy długich i czułych, czy tych odbierających oddech, czy tych pieszczotliwych, zostawianych na policzkach, czole, skroni, włosach bez powodu. Zawsze kiedy leżeli późnym wieczorem na kanapie praktycznie się roztapiał, otoczony ciepłem obejmujących go ramion, czasem pomrukiwał, bo James przeczesywał jego włosy. Brakowało mu tego prostego uczucia komfortu, znajomości, bo rozumieli się właściwie bez słów. 

Cholera, brakowało mu nawet podpijania z jamesowego kieliszka jakiegoś okropnego taniego alkoholu, do którego ten miał słabość, chociaż zawsze się potem krzywił i mamrotał pod nosem; James zawsze się śmiał, przyciągał go do siebie i swoje własne słowa wszywał w kołnierz koszuli czy swetra Helmuta. Zbyt mocne dla takiego arystokraty jak ty, huh, tonęło w cichym śmiechu. Nie jest zbyt mocne, jest obrzydliwe, nie pijemy tego więcej. James i tak to kupował, Helmut i tak to podpijał. Smakowało trochę lepiej scałowywane z jego ust. 

Co tu kryć, przyzwyczaił się do okazywania miłości codziennie i trudno było sobie bez tego poradzić. 

Carl też tęsknił i było to widać — Zemo mógł własne uczucia upchnąć gdzieś na dnie, ale nie miał zamiaru wymagać od siedmioletniego synka zrobienia tego samego. Jeśli mały miał szansę na wychowywanie się oraz dorastanie z obojgiem rodziców, powinien ją otrzymać. A on sam z przyjemnością odnalazł się w ich starych rolach, kiedy przygotowywali razem wczesny obiad, jakby ta nieszczęsna luka została na nowo wypełniona. 

Musiał porozmawiać z Jamesem, musiał go zapewnić, że niezależnie od własnych uczuć są w stanie stworzyć dla Carla kochający dom i już. Ich uczucia mogą zejść na dalszy plan, chodziło tutaj o ich synka, a jego nie mogą zawieść. Nie kiedy od środowiska rodzinnego zależało tyle czynników związanych z dorastaniem.

Dragulj? 

Tata

— Pojedziemy na chwilę do Starków, co? Muszę porozmawiać z tatą, a ty pobawisz się z Morgan, kiedy mnie nie będzie — odparł. Pogłaskał chłopca po głowie. — U redu? 

𝐅𝐎𝐑 𝐓𝐇𝐄 𝐁𝐄𝐓𝐓𝐄𝐑. winterbaronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz