sea girls — all i want to hear you say
Tym razem Bucky nie miał złudzeń. Zemo chciał odebrać mu syna na tyle, na ile mógł, wyszarpać mu małego z ramion nieistotnym kosztem, bo co mogły go obchodzić jego uczucia? tyle samo, ile ciebie obchodziły jego w klubie nocnym, na kolanach twojego eks, podpowiedział usłużny głosik. Bucky ścisnął mocniej kubek kawy; zaparzyła mu go Jennifer Walters, jego prawniczka, która już raz wzięła na siebie ciężar tej sprawy podczas brudnego postępowania rozwodowego, a teraz miała wspierać go podczas walki o prawo opieki nad Carlem, choć nie miała złudzeń.
Jej gabinet — mimo tego, że miał już serdecznie dosyć jego wystroju, nieważne jak przyjemny dla oka był (a był, pani mecenas lubowała się w roślinach, które prężyły zdrowe zielone liście na parapecie oraz stojaku na donice przy jej biurku. Odprężają, wyjaśniła, gdy spojrzał na nią z zaskoczeniem. Muszę się pilnować, łatwo się denerwuję, a to wyżywa się na moich nerwach) — wyrył mu się już w pamięci. Duże okno za jej plecami, często zasłonięte cienką roletą, nieco staromodne dwa fotele obite białą, zadbaną skórą, prosta lampa oświetlająca cały mahoniowy blat, organizer na długopisy oraz spiętrzone skoroszyty. Na biblioteczce ułożone książki o tematyce prawnej, bo jak inaczej, choć znalazło się kilka na temat sztuki, kobiet i seksualności. Muszę być wyedukowana jak mogę, by jak najlepiej pomagać klientom.
— Zemo ma mocne argumenty — zaczęła bezpośrednio, siadając za biurkiem. — Zabrałeś małego poza stan, trafił do szpitala po wpadnięciu do wody, nad którą go zabrałeś wbrew zakazowi... — pokręciła głową. — No i Helmut Zemo jest biologicznym ojcem, małe szanse, że posłuchają ciebie na jego niekorzyść, chyba że byłby absolutnym koszmarem dla małego, ale tak to nie wygląda, co?
— Nie. Zemo jest świetnym ojcem, kocha go jak nikogo — naprawdę jak nikogo, skoro ty jego serce wziąłeś i zdeptałeś — ja tylko nie chcę, żeby zabrał mi syna. Nie ma szans na podzielenie opieki po równo, ale chcę chociaż mieć ten jeden weekend w miesiącu z Carlem. Sam. Ja też jestem jego ojcem, a Zemo chyba używa naszego synka jako narzędzia do zemsty.
Jennifer westchnęła. To był paskudny przypadek, mało co było tak szpetne, jak rodzice usiłujący odebrać sobie nawzajem dziecko, a tu w tle raził jeszcze ledwo sfinalizowany rozwód oraz domniemana zdrada, która najwyraźniej do niego doprowadziła. Z winy Jamesa, który obecnie wbijał pusty wzrok w blat jej biurka.
Rozłożyła kopie dokumentów w kilku plikach; kartki zaszeleściły dodatkowymi warstwami kalki oraz post-itów.
— Będziemy o to walczyć, ale musisz być gotowy na porażkę. Przykro mi, to on ma łatwiejszą pozycję startową, bo to on jest tutaj pokrzywdzony. Zdradzony, oszukany mąż, łatwo tym wzbudzić sympatię.
— Co możemy zrobić, żeby chociaż mi go nie zabrał? Wtedy właściwie nie będę go widywał, Zemo o to zadba. — Zauważyła zaciśnięte pięści, pulsujące bielą kostki palców; jeszcze trochę i zapewne z cichym pyk pękłoby uszko kubka. Żelazny uścisk.
— Dowieść, że umiesz się nim zająć jak należy, i że ta wycieczka do Delacroix to był odosobniony incydent. Jeśli będziesz chciał jemu coś zarzucić, musisz się liczyć z tym, że to on wyciągnie każdą twoją porażkę i rzuci cię wilkom na pożarcie. Musimy grać czysto, Bucky. — Położyła dłoń na jego dłoni. — Popatrz na mnie. — Niechętnie uniósł głowę. — Może nam się udać, ale to przede wszystkim ty musisz trzymać emocje na wodzy. Niezależnie od tego, co Zemo powie — dodała z naciskiem. — Jeśli zobaczą, że nad sobą nie panujesz, będziesz widzieć się z synem wtedy i tylko wtedy, kiedy twój były mąż się zgodzi.
— Nie ma takiej opcji.
— Właśnie. Więc panuj nad sobą, Bucky. Gra toczy się o więcej niż twoją urażoną godność. Chodzi o twojego syna.
CZYTASZ
𝐅𝐎𝐑 𝐓𝐇𝐄 𝐁𝐄𝐓𝐓𝐄𝐑. winterbaron
Fanfictionszczęśliwe zakończenie burzliwych lat dwudziestych barona zemo okazało się być niezbyt, cóż, szczęśliwe - rozpoczęte ślubem godnym bajki disneya małżeństwo rozpadło się po siedmiu latach, zostawiając byłych małżonków z ledwo ustalonym planem opieki...