hozier — take me to church
Zaniedbał cerkiew, odkąd się rozwiódł, uświadomił sobie z niejakim wstydem. Modlił się, oczywiście, ale nie traktował modlitwy w domu i wśród innych tak samo; od dzieciństwa pojawiał się tam grzecznie co niedzielę, a jako dorosły kiedy mógł, i podobnie zabierał ze sobą synka, jeśli ten chciał. Opinia cerkwi jako instytucji nie bardzo go obchodziła, zdawał sobie sprawę z rozgraniczenia między duchownymi a Bogiem (w końcu ostatnie osiem lat spędził jako mąż innego mężczyzny, wykształcił swego rodzaju pancerz, który chronił przed okazjonalnymi obrzydliwymi słowami), nie zrzucał wszystkiego na karb woli Bożej, tego oduczył go jeszcze ojciec. Bóg może i na ciebie patrzy, synu, ale miewa okrutne poczucie humoru, powiedział mu kiedyś i Helmut więcej niż raz przekonał się, że to bolesna, przykra prawda.
Kiedy wychodzili z Jamesem oraz Carlem na spacer po parku w niedziele, bo wtedy James nie pracował i mogli spędzić więcej czasu razem, Zemo zawsze dostawał swoją godzinę czy półtorej w cerkwi podczas gdy jego mąż i syn spacerowali, szli na lody, które cudem udawało się potem odeprać z szaliczka, albo na coś ciepłego, kiedy zapadała jesień. Chodził tam praktycznie co tydzień, zawsze odbierając znajome wnętrze — turkusowe łuki, malunki wieloskrzydłych aniołów, złoty ołtarz czy malowane ikony — jak małą namiastkę ojczyzny, której od dzieciństwa mu brakowało. Odkąd państwo Zemo uciekli do USA z kilkumiesięcznym synkiem nikt nigdy już tam nie wrócił, ale język oraz kultura jak najbardziej były w użyciu; święta, kuchnia, zwyczaje, wszystko, co zabrała im sytuacja na tyle niestabilna, że wymusiła ucieczkę. Niestabilna sytuacja, prychnął, bo pamiętał wzburzenie matki, jej łzy, bo zbrojna rewolucja najwyraźniej kwalifikowała się tylko jako niestabilna sytuacja w zagranicznych mediach!
Jego rodzice upewnili się, że będą bezpieczni, zgłosili wniosek o azyl, który otrzymali, ich kilkumiesięczny synek otrzymał obywatelstwo i tak naprawdę dopiero wtedy odetchnęli z ulgą. Kryzys ekonomiczny nie mógł ich dotknąć, ale Heinrich i tak zdecydował się pójść do pracy, nawet jeśli tylko po to by wznowić jakąś znaną z domu rutynę. Zemo senior traktował religię jako wsparcie dla siebie i rodziny, szukał najmniejszych rzeczy, które mógłby włączyć w dziękczynną modlitwę, choć czasem miał wrażenie, że z założenia pokorne, wdzięczne słowa ociekają jadem; nie chciał być wdzięczny, kiedy mały Helmut walczył z nauką dwóch alfabetów naraz, kiedy płakał, łzy spływały po dziecięcych policzkach bo mylił słowa, kiedy łapał przeziębienia i leżał rozpalony w łóżku z matką u boku, trzymającą synka za rękę. Często odnosił wrażenie, że nie było za co być wdzięcznym.
Helmut odziedziczył po nim wisiorek w kształcie prawosławnego krzyża, inkrustowany niewielkimi cyrkoniami — niewiele warty w porównaniu z innymi własnościami barona, ale jakże cenny ze względu na sentyment — który rzadko kiedy znikał z jego szyi. Cienki, złoty łańcuszek niemal zawsze subtelnie połyskiwał, jeśli nie był przysłonięty marynarką lub golfem (zależy czy noszony był pod materiałem czy na nim). Z uwagi na własne wychowanie podobnie starał się wychować Carla, jednak w kwestii religii zawsze pytał małego, czy chce wejść z nim do cerkwi (ale będzie musiał być cichutko) czy chce na zewnątrz bawić się z tatą (może krzyczeć, ale nie będzie śpiewać). Carl zwykle zostawał na zewnątrz, czasem jednak brał Zemo za rękę i grzecznie wchodził do środka, zadzierając główkę, rozglądając się, a potem w ławce spędzając całą mszę z lekkim tylko wierceniem się.
Helmut nauczył go kilku prostych modlitw — Ojcze Nasz, Aniele Boży etc. — a Carl skrupulatnie je odmawiał, czasem przed snem, czasem kiedy miał zły humor i modlitwa towarzyszyła gorącej czekoladzie.
On sam najczęściej odmawiał je w cerkwi, klęcząc, z dłońmi złożonymi do modlitwy, bo jednak był bardziej skłonny uwierzyć, że wtedy są słyszalne bardziej niż szeptane w zaciszu własnego domu (a może po prostu od małego traktował cerkiew jako jedyne miejsce, które mu zostało po ojczyźnie). Rozluźnił się na dźwięk pierwszych słów, ale zaraz jego myśli podryfowały do Carla i Jamesa — Carla, który tęsknił za tatą tak, że bolało, choć teraz bawił się z nim w parku przed świątynią, i Jamesa, który złamał mu serce w wyjątkowo bezmyślny, okrutny sposób, ale ono nie przestało go kochać.
CZYTASZ
𝐅𝐎𝐑 𝐓𝐇𝐄 𝐁𝐄𝐓𝐓𝐄𝐑. winterbaron
Fanfictionszczęśliwe zakończenie burzliwych lat dwudziestych barona zemo okazało się być niezbyt, cóż, szczęśliwe - rozpoczęte ślubem godnym bajki disneya małżeństwo rozpadło się po siedmiu latach, zostawiając byłych małżonków z ledwo ustalonym planem opieki...