Prolog

374 31 1
                                    


Nadszedł dzień, do którego odliczałem od przeszło miesiąca. Jeden taki dzień w roku, moje urodziny, a dokładniej moje trzynaste urodziny. Nie były one jakoś wielce huczne, lecz na tyle pamiętliwe, bym nie mógł się doczekać kolejnych, ledwie dzień po tych. Goście zdążyli już się zadomowić w wielkiej sali, jednak mój wzrok dalej szukał jednej osoby, która nie zdążyła się pojawić.

W pewnej chwili zacząłem się obawiać, że przegapi to święto lub o nim zapomniał. Jednak, zanim czarne myśli kompletnie zrujnowałyby mój humor, przy wejściu zrobiło się zamieszanie.

Szybko podążyłem spojrzeniem w tamtym kierunku. Czarownik, którego wejścia zawsze były spektakularne, wkroczył do sali pewnym siebie krokiem, a towarzyszące mu naokoło szepty jedynie przybierały na sile. Ruszyłem w głąb tłumu, gdy tylko mężczyzna zniknął mi z oczu. Nie zdążyłem się przywitać...

Przeciskałem się między dorosłymi, przeklinając pod nosem fakt, jaki niewielki wydawałem się przy tylu łowcach. Syknąłem z irytacją, gdy podczas próby znalezienia czarownika uderzyłem z impetem w jednego z gości. Uniosłem głowę, by rzucić gorzko przeprosiny, gdy zamiast pierwszego lepszego łowcy, napotkałem wzrokiem jasne, kocie tęczówki. Właściciel tych nieziemskich oczu z gracją przytrzymał mnie bym nie upadł do tyłu.

— Och... Hej, Magnus — wydusiłem, w dalszym ciągu oszołomiony nagłym pojawieniem się mężczyzny. Bez grama dyskrecji obserwowałem każdy najmniejszy szczegół, od idealnie ułożonych włosów, aż po starannie wybrany ubiór.

Mężczyzna coś odpowiedział, lecz gwar panujący na sali uniemożliwił mi wyłapanie choćby jednego słowa. Po chyba dwóch prośbach, by powtórzył, minę czarownika zabarwiła irytacja i zanim się obejrzałem, znaleźliśmy się w nieco bardziej ustronnym miejscu.

— Tutaj powinniśmy mieć więcej spokoju — mruknął, poprawiając i tak już idealnie wyglądające szaty. — Jak wcześniej mówiłem, wszystkiego najlepszego, Aleksandrze — dodał ze spokojem. Te słowa wystarczyły, aby moje serce zaczęło bić szybciej. Nie pamiętam, kiedy to się zaczęło, lecz moje spojrzenie zawsze podążało za czarownikiem. Potarłem ze zmieszaniem kark, by również odgonić zdradliwy rumieniec, który próbował wkraść się na moje policzki.

— Cóż, przygotowałem dla ciebie drobny... — urwał, gdy złapałem go za rękaw, spoglądając w kocie tęczówki z determinacją.

— Lubię cię, Magnus. Ja... Od zawsze — wydusiłem te słowa, zanim racjonalne myślenie przyćmiło moją odwagę. Spodziewałem się, iż mężczyzna obróci to w żart lub stwierdzi, że schlebia mu moje zainteresowanie, jak miał w zwyczaju robić przy innych, jednak... Spojrzenie, jakie zaserwował mi starszy nie było tym, na co byłem przygotowany.

— Nie wiesz, co mówisz. To nie jest zabawne, Aleksandrze — wyszarpał rękaw z mojego uścisku, wprawiając mnie tym samym w osłupienie. — Nie powinienem był tu przychodzić. Wrócę już do siebie, upominek leży w twoim pokoju — z tymi słowami odszedł, nie dając mi okazji, by cokolwiek na to odpowiedzieć. Co chwila uchylałem i zamykałem usta, by na końcu zagryźć mocno dolną wargę, która zaczęła drżeć.

Pokręciłem szybko głową, próbując odgonić łzy, które jak na złość i tak odnalazły drogę po moich policzkach. Szybko wytarłem je rękawami, jednak co rusz pojawiały się nowe. Nie musiał mówić tego w taki sposób...

Opuściłem salę, nie wspominając o tym nikomu, udając się od razu do swojego pokoju. Dalsza uroczystość straciła sens, nie byłem w nastroju, by świętować. Zatrzasnąłem drzwi do swojego pokoju i oczywiście pierwszym co musiałem ujrzeć było drobne pudełko ze złotym „M" na górze. To jedynie dolało oliwy do ognia. Chwyciłem za prezent i cisnąłem nim przez cały pokój w ścianę.

Jeszcze mu pokażę, jeszcze zobaczy...

Z tymi myślami zacząłem pakować rzeczy do plecaka, by po kilkunastu minutach wymknąć się z pokoju oknem.

***

Witam was wszystkich w nowym opowiadaniu, mam nadzieje, że wam się spodoba i zostaniecie do końca!

Rozdziały będą co tydzień w piątki, bądź co dwa tygodnie!

Who said I need you? - MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz