Rozdział 3

363 34 5
                                    

— Nie przetrenuj się tylko — usłyszałem głos za plecami. — Podziwiam cię, że jesteś w takim stanie, jakim jesteś — dodała Izzy, podchodząc do mnie, dzięki czemu miałem dobry widok na swoją siostrę. Wyglądała koszmarnie. Prawdopodobnie dopiero wstała, patrząc na godzinę, która aktualnie była ukazana na jednej ze ścian strzelnicy.

— Mówiłem, żebyś się uspokoiła z tym alkoholem — pokręciłem głową, odkładając łuk na ścianę, gdzie było jego miejsce.

— To wina Simona i Raphael'a — odparła, poprawiając swój kucyk. — A Jace ich tylko podpuścił i tak to się zawsze kończy — zachichotała cicho, siadając na jednym ze stołów z amunicją.

Przewróciłem oczami tylko, ustawiając wszystko na swoim miejscu. Zdjąłem również swoje rękawice do łucznictwa. I schowałem swój sprzęt do torby leżącej przy nogach brunetki. Czułem wzrok na sobie. Wiedziałem, że jest coś, co chce ode mnie usłyszeć, ale dopóki nie spyta nie będę zaczynał tego tematu.

— Alec. Bo wczoraj, zaraz po tym, jak zniknąłeś w łazience... — zaczęła, nie wiedząc, jak dobrać słowa.

— Nic się nie stało moja droga. Pomogłem jednej osobie i tylko tyle. Żadnych podtekstów ani żadnego drugiego dna tutaj nie ma — odparłem, od razu, prostując się. — Poza tym wątpię, że go w najbliższym czasie zobaczę, więc nie widzę problemu — westchnąłem cicho, chcąc wyjść z pomieszczenia.

— To był on prawda? — spytała cicho, na co przystanąłem. Jednak po krótkim zastanowieniu jedynie wzruszyłem ramionami i szybkim krokiem opuściłem salę treningowo-strzelniczą.

Nie chciałem wspominać wczorajszej, a właściwie dzisiejszej nocy.

Pogrążony w myślach, nawet nie zorientowałem się, kiedy byłem już pod swoim gabinetem. Po wejściu do pomieszczenia zamknąłem drzwi na klucz i oparłem się plecami o drewno. Już dawno nie czułem tych emocji, od których wzbraniałem się przez ostatnie lata. Myślałem, że już nauczyłem się panować nad uczuciami i nie okazywać ich, jednak przebywanie z moim rodzeństwem nie wpłynęło dobrze na moje cele.

Przez te ostatnie dni zauważyłem zmiany w swoim zachowaniu i w toku myślenia, który obrałem. Westchnąłem cicho, odpychając się od drewnianej powłoki i zasiadłem za biurkiem, gdzie czekały mnie kolejne dokumenty do wypełnienia. Widziałem, że muszę szybko się uporać z nimi, by móc wprowadzić zmiany, które już dawno zaplanowałem i miałem je zapisane w swoich notatkach.

Tak minęły mi cztery godziny siedzenia nad dokumentami. Gdy tylko skończyłem je wypełniać oraz segregować, do moich myśli ponownie dostało się wspomnienie wczorajszego wieczoru. Nie wiem, dlaczego nie mogłem wyrzucić tych obrazów oraz myśli, które mi w nocy towarzyszyły, z głowy. Wiedziałem, że muszę trzymać się od niego z daleka, jeżeli chcę zachować swoją maskę obojętności.

Ileż razy ćwiczyłem przed lustrem, jak byłem mały, to, co powiem mu, jak go tylko zobaczę. Jednak kiedy wczoraj spotkałem go, w tej nieszczęsnej łazience, zabrakło mi słów. Nie wiedziałem, jak się zachować, co powiedzieć, a tym bardziej co uczynić.

Mimo swojej obojętności, której nauczyłem się przez te lata, widok tego gnoja uruchomił coś we mnie. Coś, co próbowałem ukryć już dwanaście lat temu.

Pokręciłem głową, odchodząc od biurka. Podszedłem do okna, z którego miałem idealny widok na park otaczający Instytut. W pewnym momencie w swoim odbiciu dostrzegłem coś dziwnego. Błysk w oku, który nie wróżył nic dobrego.

Z moich rozmyślań wyrwał mnie telefon, który zaczął wibrować w tylnej kieszeni spodni. Szybko przeczytałem wiadomość.

Super, kolejna misja — pomyślałem, wyjmując z szafy swoje ciuchy bojowe.

Who said I need you? - MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz