Rozdział 4

242 28 2
                                    

— Zrozumiałem. W razie pojawienia się nowych informacji, zadzwonię do was — odparłem i zakończyłem połączenie. Było grubo po trzeciej po południu, a jedyne, co wiedziałem, na temat mojej sprawy, to teren łowiecki strzygi oraz jej płeć.

Nie było tego wiele, ale często gęsto właśnie tak wyglądały śledztwa Clave. Poszlak niewystarczające minimum, a winni lub powiązani z tym są na pewno Podziemni, którzy jak zwykle wtykali swoje nosy tam, gdzie ich nikt nie prosił.

— I co, wiadomo już coś więcej? — spytał Jace, patrząc na mnie, na co pokręciłem głową. Nawet nie jest tego świadom, jak bardzo chciałbym zamknąć już tę sprawę i mieć ją z głowy.

Przewróciłem oczami. Śledztwo nie wiązało w żaden sposób jasnowłosego chłopaka, zatem nie mogłem podawać mu szczegółów. Prawo jasno o tym mówiło, a mój parabatai nie grzeszył rozumiem. Łypnąłem na niego groźnym wzrokiem.

— No co? Weź już nie bądź taki formalny — prychnął, siadając obok mnie.

— To ty byś się zachował, jak na swój wiek przystoi. Nie mam zamiaru was niańczyć — odparłem, zamykając teczkę, gdy ten chciał zajrzeć do niej.

Nienawidziłem, kiedy ktokolwiek mieszał się w sprawy, które zostały mi zlecone przez Clave. Zasady i prawo są po to, by je szanować oraz respektować. A nie ciągle łamać, jak to miało w zwyczaju moje rodzeństwo.

Podniosłem się, pamiętając o dokumentach, i ruszyłem do swojego gabinetu, schować je w bezpiecznym miejscu. Musiałem jak najszybciej zlikwidować strzygę. Gdyby nie ona, mój stary oddział nie byłby na oddziale intensywnej terapii. Podczas ostatniego spotkania tylko ja wyszedłem bez szwanku.

Demon był cholernie silny i sprytny. Prawdziwą sztuką była walka z nią. Właśnie dla takich przypadków Clave szkoliło swoich najlepszych Łowców.

Dzięki temu, że byłem wtedy w Californii, zostałem wybrany do tej elity. Może dlatego Clave chce bym przejął Instytut. Placówka w Nowym Jorku potrzebowała odnowy, odbudowy i nowych poglądów.

Dom nowojorskich Nocnych Łowców był zapuszczony. Jako przedstawiciel nowego pokolenia, czułem się zobowiązany do wprowadzenia zmian, które bardziej usprawniłyby cały obiekt i uskuteczniły jego prace.

— Alec, pamiętasz, że za tydzień przejmujesz Instytut? — usłyszałem za sobą głos swojej matki.

— Jestem tego świadom — przewróciłem oczami, odwracając się do rodzicielki.

Nie miałem zamiaru tracić czasu na zbędne pogawędki. Wiedziałem, co miałem robić i realizowałem wszystkie postawione sobie cele. Zmieniłem się, nie był tym głupim chłopcem.

Byłem świadom swoich decyzji, swoich treningów oraz misji, których doświadczyłem. W głębi serca wiedziałem, że matka ma mi za złe tę ucieczkę, ale nie żałuję jej.

Była dla mnie dobrym wyjściem dla samorealizacji i wyciszenia mojego problemu. W końcu mogłem poczuć się kimś, z kim ludzie, w jakimś stopniu się liczyli.

— Będzie bankiet, na którym oficjalnie oddam ci przywództwo — dodała, podając mi teczkę. — Tutaj masz wszystko, co będzie się działo na nim oraz listę wszystkich gości — odeszła, nawet się nie odwracając.

Przewróciłem oczami na samą myśl o użeraniu się z gromadą ludzi, którzy będą chcieli bym był im przychylny. Szef Instytutu, w kręgach znajomych, był zawsze przydatny. Każdemu.

Westchnąłem jedynie, wchodząc do pomieszczenia. Teczkę z informacjami o strzydze schowałem, a tę o bankiecie rzuciłem na swoje biurko. Już powoli miałem dość tego, co jeszcze musiałem tu zrobić. Do teraz nie mogę pojąć, jakim cudem Maryse tak bardzo zapuściła całą placówkę i dokumentację.

Było tu wiele aspektów kombinowanych. Niektóre raporty nie pokrywały się z atakami. I nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi. Według mnie takie sytuacje są niedopuszczalne, zwłaszcza że Clave wymaga od nas jak najwyższej odpowiedzialności.

Moje rozmyślania przerwał alarm, który było słychać w całym Instytucie. Szybko pobiegłem do wyznaczonego miejsca zbiórki, dowiedzieć co się dzieje.

Moja matka szybko wyznaczyła, kto i gdzie ma iść. Oczywiście, mi przypadło niańczenie mojego rodzeństwa i tej przygłupiej, rudej dziewczyny. Lekko się napuszyłem. Jednak szybko pobiegłem do zbrojowni, aby przygotować się na misję.

Po zabraniu swojego uzbrojenia, popędziliśmy w odpowiednie miejsce. Oczywiście skończyliśmy na dachu jakiegoś budynku, by mieć dobry widok z góry. Rozdzieliliśmy się, co jeszcze bardziej ułatwiło nam zadanie.

Chciałem szybko załatwić to, co musiałem. W Instytucie czekało mnie jeszcze sporo pracy. Każdy z nas teoretycznie wiedział, co miał robić. Starałem się uwierzyć, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Jednak kiedy zobaczyłem istotę, na którą polowaliśmy, wiedziałem, że to tak szybko nie będzie.

Był to jeden z silniejszych demonów, których Nocni Łowcy spotykali. Tutaj musieliśmy się mocno napocić podczas walki. Dziwne, że dostaliśmy zlecenie na polowanie tutaj, zwłaszcza że nasz zespół był lekko wypaczony. Pomyślałem o Clary, która zachowywała się czasami jak dziecko, z ręką w nocniku.

Skryłem się w cieniu, by mnie nie zauważył. Jedno co mi chodziło po głowie, to było to, czy ten demon był tym, kim myślałem, że był. Wiedziałem, że musimy do tego podejść ostrożnie i z planem.

Ta walka nie mogła być spontaniczna, potrzebowaliśmy anielskiej finezji w pokonaniu tej poczwary. A również musieliśmy zadbać o to, aby każdy wyszedł z tego bez szwanku.

— Co robimy Alec? — szepnął Jace, czekając na rozkazy ode mnie. Przewróciłem oczami, pokazując mu, by był cicho. Jak można być takim idiotą, to ja naprawdę nie wiem.

Szybko zacząłem układać plan działania. Musiał być mało wymagający, ale jak najbardziej skuteczny. Demon na razie nas nie zauważył, ale jak to się stanie, to będzie bardzo ciężko.

Pokazałem jedynie, że musimy go otoczyć, na co Jace i dziewczyny przytaknęła, dzięki czemu już po chwili byliśmy na swoich pozycjach.

Przeszliśmy do działania. Najlepszym sposobem, moim zdaniem, było zaatakowanie przeciwnika, przez którego dezorientację, zyskalibyśmy na czasie.

Po chwili wszyscy rzuciliśmy się na demona, który chciał zaatakować przyziemnego. Musieliśmy działać szybko i nasz współpraca musiała być skuteczna.

Zły szybko zostawił swoją ofiarę, aby skupić się na nas. Chciał się nas jak najszybciej pozbyć, ale ja wiedziałem, że mu się to nie uda. Tyle lat treningów nie poszło w końcu na marne.

Byliśmy zdecydowani, pewni siebie oraz, co najdziwniejsze, zgrani. Tak jakbyśmy walczyli razem od lat. Z Jacem się uzupełnialiśmy, jak kiedyś podczas naszych treningów, ale to nic dziwnego, w końcu jesteśmy parabatai. Jednak kiedy zauważyłem synchronizację moją z dziewczynami, byłem pod wrażeniem.

Pomyślałem wtedy, że rzeczywiście nie musiałem uciekać od problemu i mogłem zostać tu, ale szybko się opamiętałem. Miałem demona do pokonania, nie mogłem rozpamiętywać starych czasów.

Podczas naszej walki do naszej ekipy dołączyło paru innych łowców, dzięki czemu mieliśmy przewagę. Trochę to śmiesznie wyglądało, gdy tylu łowców próbowało pokonać jednego demona.

Jednak z naszej perspektywy to nie było ani trochę zabawne. Jako dzieci Aniołów rzadko walczymy z tak potężnymi demonami, zazwyczaj do pokonania mieliśmy małe podlotki, gdzie jeden wyszkolony Łowca sobie radził bez problemu.

Dzięki nim mieliśmy coraz lepszą sytuację, jeżeli chodzi o pokonanie strzygi. Moje skupienie na walce przerwał ból w ramieniu, spowodowany raną zadaną przez pazur demona.

— Kurwa — powiedziałem, szybkim ruchem wyjmując swój nóż z pokrowca i wbijając sztylet w jej klatkę piersiową.

Cała plazma rozprzestrzeniła się w zawrotnym tempie. Uśmiechnąłem się, problem został pokonany. Mogłem zakończyć śledztwo, skoro główny winowajca grzeje się w piekle. Wtedy nie wiedziałem, że to był dopiero początek.

Who said I need you? - MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz