Słońce dopiero powoli wschodziło, gdy Aura się przebudziła. Zamrugała kilka razy powiekami, spodziewając się, że jak każdego poprzedniego dnia, znajdywała się sama w łóżku. Jednak mocny uścisk wokół jej ciała, zdecydowanie temu przeczył i wszystko, co wydarzyło się w ciągu nocy, do niej wróciło. Czuła gorąc na policzkach na samą myśl tego, co Bucky robił z jej ciałem. Był wyjątkowo delikatny – coś, czego kompletnie się po nim nie spodziewała, a może właśnie tego oczekiwała. Nie wiedziała, co miała myśleć i kompletnie się tym nie przejmowała. Jedyne, co miało dla niej znaczenie to, że czuła się szczęśliwa. Serce chciało wyrwać się z jej klatki piersiowej i wierzyła, że w jakiś sposób odnalazła swoje miejsce na ziemi.
Uniosła się nieznacznie do góry i podparła brodę o swoją dłoń, która cały czas znajdywała się na jego klatce piersiowej. Miała wrażenie, że nigdy wcześniej nie widziała go tak spokojnego, jak w tym momencie. Jego włosy były rozmierzwione, a wszelkie oznaki ciągłego spięcia, całkowicie zniknęły. Był zrelaksowany i nawet delikatnie się uśmiechał. Była świadoma, że mogłaby się przyzwyczaić to takich poranków w jego towarzystwie. Zagryzła dolną wargę, a później delikatnie i powoli, tak by go nie obudzić, przeczesała palcami jego miękkie włosy.
— Przyglądasz mi się — powiedział zachrypniętym głosem.
Uśmiechnęła się niewinnie, a później poczuła, jak palcem przejechał po linii jej kręgosłupa, a metalową rękę ułożył na jej szyi, wcześniej odgarniając włosy na plecy. Kciukiem kreślił niezidentyfikowane wzory od jej brody, przez środek gardła, kończąc na jej dekolcie, tuż przy linii piersi. Czuła nowe dreszcze, które na nowo zawładnęły całym jej ciałem. Czasami zahaczał palcami o jej łańcuszek, który ciągle znajdywał się na szyi i teraz z niej zwisał. W pewnym momencie wyrzeźbiony wilk znalazł się tuż obok nieśmiertelnika, który nosił Barnes. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale w jakiś sposób te dwie rzeczy idealnie do siebie pasowały.
— Hej — przywitała się, całując go szybko w żuchwę. — Wciąż tutaj jesteś.
— Wydaje mi się, że właśnie to ci wczoraj obiecałem, tak?
— Zgadza się — zachichotała cicho. — Myślałam tylko, że...
Nie wiedziała, jak powinna dokończyć własną myśl. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie była pewna, czego tak naprawdę się spodziewać. Czy Barnes faktycznie był z nią szczerzy, wypowiadając te wszystkie, piękne słowa? Czy może zrobił to tylko, bo chciał ją wykorzystać? Sama myśl, że to mogło być drugie rozwiązanie, sprawiała, że czuła fizyczny ból z powodu ponownie złamanego przez niego serca.
— Byłem wczoraj szczery — zapewnił ją, a ona kompletnie mu wierzyła. Coś w jego głosie sprawiało, że wiedziała, że mówił prawdę. — Jak bardzo bym chciał się pozbyć cię z moich myśli, tak nie mogę. Walczyłem z tym, ale to jest silniejsze ode mnie. Ciągle uważam, że będąc ze mną, narażam cię na niebezpieczeństwo i same problemy.
— Nie musisz cały czas z czymś walczyć, Bucky — oznajmiła, chwytając między palce jego nieśmiertelnik. Chwilę mu się przyglądnęła, a później odłożyła go na jego klatkę piersiową i spojrzała w oczy. — Robiłeś to przez całe swoje życie. Wiem, że nie powinnam wiązać ze sobą tych rzeczy, ale ty też zasługujesz na trochę spokoju w swoim życiu.
— Mam krew na rękach.
— Ja widziałam krew przez całe moje życie — wyznała, a później uśmiechnęła się złośliwie. — Poza tym kobiety są przyzwyczajone do widoku krwi. To dla nas nic nowego.
— Powiedz mi, jak to ze sobą powiązałaś? — Zapytał z rozbawieniem, a blondynka zaśmiała się krótko. Bucky przejechał palcami po jej boku, złapał ją za biodro, nie pozwalając jej nigdzie się ruszyć. Później spojrzał na nią, zdecydowanie poważniej niż sekundę wcześniej. — Aura, mówię poważnie.
CZYTASZ
HEALER, the falcon and the winter soldier
FanfictionAura Bryant była sokovianką z krwi i kości. Czuła się nią nawet wtedy, gdy cały jej kraj został zniszczony. Udało jej się przeżyć wojnę, ale Thanosa już nie. Gdy pięć lat później wróciła, wszystko to, co znała, było inne. Nie umiała się odnaleźć...