Aura przejęła tacę z szampanem od dziadka i podsunęła ją w stronę Zemo. Dziewczyna przez cały ten czas czuła na sobie nieustępliwy wzrok pozostałej dwójki mężczyzn i zastanawiała się, co tak bardzo ich szokowało. Bo wiedziała, że tak zdecydowanie było, a ona przecież jedyne, co robiła, to pomagała swojej rodzinie.
Przynajmniej w tym momencie, bo ciągle nie miała bladego pojęcia, co planował dla niej Zemo. A coś planował i była o tym święcie przekonana.
— Przepraszam, że jest ciepły — powiedział ze skruchą Oeznik. — Lodówka się zepsuła, ale zobaczę, czy jest coś do jedzenia.
Zemo skinął głową, a później odezwał się w ich ojczystym języku.
— Jeśli nie zda testu zapachu, daj im — mężczyzna skinął głową w stronę pozostałej dwójki, a Aura parsknęła krótko, zanim zdążyła przyłożyć rękę do ust. Zemo spojrzał na nią z rozbawieniem, a blondynka uśmiechnęła się niewinnie. Nawet jej dziadek wydawał się mniej spięty jej obecnością.
— Dobrze, że panicz wrócił — odezwał się Oeznik, a Aura spojrzała na swojego dziadka, nie do końca wiedząc, czy powinna mu jeszcze w czymś pomóc, czy nie.
— Dziadku, czy... — zaczęła się podnosić, ale Zemo szybko się wtrącił.
— Usiądź, Aura — poprosił baron. — Twoja obecność w niczym nam nie przeszkadza.
— Czyżby? — Odezwał się Bucky. Blondynka wywróciła oczami. Jak Wilson wydawał się nieco bardziej rozluźniony, tak Barnes ciągle był jakiś drętwy i niemiły. — Czy ty właśnie wywróciłaś na mnie oczami?
— Możliwe — odpowiedziała pewnie. Wszystkie instynkty podpowiadały jej, że nie powinna bardziej wkurzać Barnesa. Że powinna obchodzić się z nim, jak z bombą, która zaraz może wybuchnąć. Jednak w jakiś sposób wiedziała, że ten nie odważyłby się jej skrzywdzić. Nie miała bladego pojęcia, skąd brała się taka pewność. — To wolny kraj, panie Barnes, a ja jestem wolną kobietą. Mogę robić, to co chcę i nie jesteś w stanie mi niczego zabronić, rozkazać, ani nakazać, jak bardzo byś tego pragnął.
Aura dochodziła do wniosku, że w jej głowie to zdanie brzmiało o wiele lepiej. Gdy wypowiedziała je na głos, miała wrażenie, że brzmi wyjątkowo perwersyjnie. Zarumieniła się na samą taką myśl i jeszcze bardziej, gdy Bucky posłał jej nieustępliwe spojrzenie.
Wilson odchrząknął cicho, zwracając na siebie uwagę.
— Może nam powiesz, dokąd właściwie lecimy? — Zapytał Sam, odwracając się w stronę Zemo. Aura nie zdążyła zarejestrować, kiedy jej wujek wyciągnął książkę i zaczął ją przeglądać.
— Wybaczcie — odpowiedział niewzruszony. — To mnie zainteresowało. Nie wiem jak to nazwać, ale wygląda na ważne. Kim jest Nakajima?
Bucky niespodziewanie zerwał się ze swojego miejsca, a Aura pisnęła cicho, gdy złapał Zemo za szyję, tak jakby chciał go udusić.
— Żadnej przemocy, proszę! — Zawołała pierwszą myśl, jaka przyszła jej do głowy. Zasłoniła oczy dłonią i po chwili rozsunęła palce, by sprawdzić, jak wyglądała sytuacja. Trójka mężczyzn patrzyła na nią i Aura wiedziała, że właśnie myśleli o niej, jak o małym dziecku. Blondynka poprawiła się wygodnie na siedzeniu, założyła nogę na nogę i złączyła dłonie na kolanach. — Miałam na myśli jedynie to, że mimo wszystko znajdujemy się w powietrzu i siły nie są do końca wyrównane. Lepiej nie doprowadzać do żadnej walki, to chyba logiczne.
Barnes jeszcze przez chwilę trzymał Barona za gardło, ale w końcu go puścił.
— Tknij, to jeszcze raz, a cię zabiję — zagroził, a później wyszarpał z rąk Zemo mały notes i schował do kieszeni w kurtce.

CZYTASZ
HEALER, bucky barnes
Fanfictionpart 1: Aura Bryant była sokovianką z krwi i kości. Czuła się nią nawet wtedy, gdy cały jej kraj został zniszczony. Udało jej się przeżyć wojnę, ale Thanosa już nie. Gdy pięć lat później wróciła, wszystko to, co znała, było inne. Nie umiała się...