Rozdział 8 - Wielki SZOK i Nierozwiązane tajemnice

78 1 0
                                    

                 pov: Diluc

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Patrzył na nas on. On nie powinien już żyć!!! Czemu tam stoi...

- Mój piękny ojciec?! - Krzyknął Kaeya.

Jego ojciec stał nad dziurą wpatrując się w martwe zwłoki mojego ojca.

- Hahahahaha - Zaśmiał się stary Kaeyi.

- Widzę, że wszystko idzie zgodnie z planem - dodał.

- Czemu?! Myślałem, że nie żyjesz!!! - Powiedział mój zrozpaczony nie-brat.

- Musiałem upozorować moją śmierć żeby podbić cały świat. To ja stworzyłem te wszystkie zombie... a tak w ogóle... jesteś bezużyteczny. Nie jesteś już moim synem - Powiedział, gorący jak góra lodowa w Bydgoszczy, ojciec Kaeyi, który po wypowiedzeniu tych słów, odszedł.

Kaeya jest załamany. Został podwójnie wydziedziczony. Czy mógłbym go jakoś pocieszyć?... Co? O czym ja myślę. Moim priorytetem obecnie powinno być wydostanie się z tej dziury razem z nieprzytomną Madzią i... moim nie-bratem oraz pomszczenie mojego ojca.

- Mehh... Musimy się stąd jakoś wydostać - powiedziałem po czym zauważyłem plecak mojego ojca. Przypomniałem sobie, że on zawsze przecież nosił ze sobą rozkładaną drabinę. Szybko ją wyciągnąłem i rozłożyłem.

- Weź Madzie - Powiedziałem do Kaeyi a on posłusznie wykonał polecenie. Wyszliśmy z dziury zostawiając w niej zwłoki mojego ojca.

Ukryliśmy się w jakimś opuszczonym, ale wolnym od zombie domu. Czekam już chyba godzinę na to aż Madzia się obudzi. Pewnie zasmuci ją śmierć mojego ojca, ale za to jej zimna zupa jest cała. Pomimo, że to mój ojciec umarł, nie jest mi jakoś szczególnie smutno. W sensie, jest mi smutno i pomszczę go, ale świadomość, że dobrze się spisałem w roli jego syna sprawia, że nie przejmuje się jego odejściem tak bardzo. Prawdę mówiąc, byłem na to przygotowany już od jakiegoś czasu.

Najbardziej mnie teraz martwi... Kaeya. Właśnie... gdzie on teraz jest. Może jest w drugim pokoju. Pójdę do niego. Dobra, otwieram drzwi... Czekaj... Coś słyszę. Czy Kaeya... płacze?!

Ostrożnie i bezgłośnie otwieram drzwi i dostrzegam zalanego łzami mojego nie-brata siedzącego na podłodze. Chyba mnie nie zauważył. Podchodzę do niego i siadam obok niego. Nadal nic. Albo mnie ignoruje albo mnie po prostu nie zauważył.

W sumie mu się nie dziwie. Został podwójnie wydziedziczony i nazwany bezużytecznym. Dobra, przytulę go. Ło kurwa Kaeya aż podskoczył. Chyba serio mnie nie zauważył.

- Diluc...C-co ty robisz - I nie powiedział nic więcej, bo go pocałowałem. Czemu? Bo jestem kurwa jebanym gejem, a Keaya mi się podoba i odkąd nie jest już moim bratem sądzę, że w sumie fajnie by było być jego chłopakiem ale mu tego nie powiem bo tak.

Odsunąłem się trochę od Kaeyi. Był jak zamrożony. Tylko na mnie patrzył. Przytuliłem go znowu i on też mnie mocno przytulił. A teraz kurwa Łubudubu!

- Diluc... Co tu robisz? - Powiedział przytulony do mnie Kaeya turlający się wraz ze mną w kierunku Madzi.

- Turlamy się do Madzi - Powiedziałem.

Turlamy i turlamy się po podłodze. Ja raz na dole i raz na górze. Kaeya raz na dole a raz na górze. I takim sposobem doturlaliśmy się do przytomniej już Madzi.

- Ile wy kurwa macie lat, że się po podłodze turlacie w jakiś upośledzony sposób jak jakieś niedojebane zjeby - powiedziała Madzia.

Rozłączyliśmy się. Wstaliśmy i zaczęliśmy opowiadać.


Powiedziałem o wszystkim Madzi. Tak jak przewidywałem, nie za bardzo ruszyła ją śmierć mojego ojca. Stwierdziła, że pójdzie gotować obiad. Obecnie siedzę sobie wygodne na fotelu i mam nadzieje, że już nic się dzisiaj nie wydarzy...

- Znaleźliśmy was!!! - Wrzasną Venti rozpierdalając drzwi.

- Jak dobrze was widzieć - dodał Albedo stojący za nim.

- Czego chcecie? - zapytałem.

- Widzeliśmy całą sytuację z ojcem Kaeyi. Przykro nam, Diluc, że twój ojciec skończył w ten sposób. Przez cały czas obserwowaliśmy was z ukrycia. Chcieliśmy wydostać was z dziury, ale kiedy wróciliśmy z liną, zastaliśmy tam tylko drabinę - wyjaśnił alchemik.

- Chodźcie do jaskini Albedo, tam jest bezpieczniej - oznajmił Venti.

- Macie racje, chodźmy - powiedział mój przyszły... Eee... to znaczy Kaeya.

Po obiedzie od razu poszliśmy do jaskini Albedo.

pov: Madzia

Jesteśmy w jaskini Albedo. Zaraz dowiemy się co jest odtrutką na te zombie, ale zanim to nastąpi pragnę dowiedzieć się jeszcze jednej rzeczy.

- Albedo? - Powiedziałam.

- Tak Madziu? - Odpowiedział alchemik.

- Mówiłeś, że śledziłeś nas przez jakiś czas, wiesz może kto wyłączył mój piekarnik? - zapytałam z nadzieją, że może dostanę jakąś wskazówkę.

- Tak, to ja go wyłączyłem... cóż, właśnie przez to zacząłem was śledzić. Stwierdziłem, że ktoś tak niezrównoważony żeby zostawić napalony piekarnik bez opieki może źle wpłynąć na społeczeństwo. Miałem też taką myśl, że to może ta osoba jest odpowiedzialna za tą całą katastrofę, ale jak się okazuje, było to tylko błędne stwierdzenie, jednak dzięki temu, że postanowiłem cię śledzić, dowiedziałem się, że to ojciec Kaeyi jest odpowiedzialny za to wszystko - powiedział Albedo.

- Co... COOOO!!!??? TO TY WYŁĄCZYŁEŚ MÓJ PIEKARNIK!!! MASZ SZCZĘŚCIE, ŻE NAM POMAGASZ BO JAKBYŚ NAM NIE POMAGAŁ TO BYŚ JUŻ DAWNO... - Powiedziałam przy czym przerwałam w połowie moją wypowiedź, ponieważ stwierdziłam, że dokańczanie jej nie ma sensu i mogłoby pogorszyć moje relacje z tym przystojnym alchemikiem.

- Teraz to nie istotne, chodźcie za mną - oznajmił Albedo po czym poszedł za jakiś kamień.

Wszyscy poszliśmy za nim. Ujżeliśmy tam przywiązanego do łóżka Makłowicza.

- Makłowicz!? - Powiedział Kaeya.

- Tak. Złapaliśmy go. Venti, podaj mi antidotum, czas je przetestować - rzekł nieziemsko przystojny alchemik.

- Już podaje! - oznajmił Venti po czym podał Albedo butelkę wina.

- Czekaj czekaj...  powiedziałeś "przetestować"? Czyli nie wiecie czy na pewno działa!? - zapytał Diluc.

- Z moich obliczeń wynika, że powinno działać a moje obliczenia się N I G D Y nie mylą - powiedział piekielnie gorący alchemik.

Użył antidotum na Makłowiczu po czym ten zamienił się w człowieka.

- Dziękuję za uratowanie mnie od dalszego życia jako zombie. W zamian za ratunek pokażę wam osobę, która może wam pomóc powstrzymać tą katastrofę - powiedział Makłowicz.

- No i zajebiście. Tak jak przewidywałem - powiedział uroczy alchemik z uśmiechem na twarzy.

Venti rozwiązał Makłowicza.

- Osoba, która może wam pomóc to...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
koniec 8 (przedostatniego) rozdziału :DD

Cygan z Krainy Zombie (Kaeya x Diluc)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz