Cygan z Krainy Zombie (Kaeya x Diluc)

Rozdział 7 - Pułapka i Śmierć

                pov: Diluc

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Japierdole... moje życie to gówno. Musiałem iść z moim ojcem i Kaeyą ratować Madzie. Zeszliśmy pod katedrę i po chwili znaleźliśmy Madzie. Znalezienie jej było łatwiejsze niż myślałem. Wyszliśmy z tamtego miejsca i spokojnym krokiem kierowaliśmy się do domu.

Madzia cały czas opowiadała o swojej zimnej zupie trzymając ją w rękach. Mój ojciec był zadowolony, że wszystko poszło bezproblemowo, ale coś mi tu nie pasowało. Nie było tam żadnych strażników i nikt nie próbował nas powtrzymać.

Poza tym czułem że jesteśmy obserwowani. Zignorowałem to uczucie, ponieważ myślałem że to przez to że Kaeya się na mnie od czasu do czasu gapi i myśli, że ja tego nie widzę. Ja nie mogę ale z niego debil. Już więcej się z nim nie rucham.

Nie lubię go! Mam nadzieje, że nie myśli, że będziemy kiedyś razem. Obecnie mieliśmy już wejść do domu ale nagle-

*WYBUCH*

- O KURWA CO TO! - krzyknęła Madzia.

Pod nami powstała dziura, do której wpadliśmy. Madzia podczas upadku zemdlała.

- Diluc... - Mój ojciec zaczął coś mówić.

Wszystko mnie bolało przez to spadnięcie do tej jebanej dziury. Obróciłem się, żeby na niego spojrzeć. Zamarłem bez ruchu. Mój ojciec był przebity na wylot jakimś ostrym szpiczastym kamieniem. Czemu? Co się dzieje?

- Diluc... jesteś najwspanialszym synem jakiego miałem. A ty Kaeya... - mówił mój ojciec, gdy Kaeya na niego patrzył.

- Jesteś najbardziej chujowym i bezużytecznym synem jakiego miałem. Wydziedziczam cię - Powiedział patrząc na mojego byłego brata.

- CO kurwa?! Czemu?! - krzyknął Kaeya.

- Bo jesteś jebanym przegrywem! Nie wiem czemu Diluc chciał się w ogóle z tobą ruchać, a teraz żegnajcie bo umieram...

Mój ojciec umarł. Spojrzałem na Kaeye. Patrzył z przerażeniem w górę. Również spojrzałem w górę i nie wierzyłem własnym oczom. Z góry patrzył na nas...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~