GISELLE
W środowe popołudnie opuściłam budynek Uniwersytetu Paryskiego z nadzwyczajnie dobrym humorem. W głównej mierze było to spowodowane faktem, że wykładowca od matematyki dyskretnej rozchorował się, dzięki czemu ominęło mnie kolokwium, do którego nie byłam zbyt dobrze przygotowana, a przy okazji skończyłam zajęcia wcześniej, niż powinnam. Dodatkowego motoru napędowego dodawała mi myśl, że coraz bliżej do soboty, a konkretniej do balu w pałacu wersalskim, na który miałyśmy zamiar wkraść się wraz z Alice. Jako że czas płynął tak szybko, trzeba było zabrać się za szycie odpowiednich kreacji. Z tego względu, po skończonych zajęciach, zamiast udać się prosto do mieszkania, pojechałam metrem do mojego ulubionego lumpeksu, w którym zawsze znajdowałam najwięcej perełek.
Po dotarciu na miejsce, przed sporych rozmiarów budynkiem czekała już na mnie szeroko uśmiechnięta Alice. Jeśli chodzi o wydarzenie, które czekało nas pod koniec tygodnia, mój poziom ekscytacji w dziesięciopunktowej skali wynosił mocne sześć, z kolei jej co najmniej sześćdziesiąt. Widząc jej minę, pokręciłam głową, odwzajemniając uśmiech, po czym przytuliłam ją na powitanie, bo choć mieszkałyśmy razem, od dwóch dni ciągle się mijałyśmy.
-Oby to były udane poszukiwania... - Powiedziałam, gdy wchodziłyśmy do wielkiej hali wypełnionej używanymi ubraniami. Gdybym była tu pierwszy raz, pewnie skrzywiłabym się na specyficzny zapach unoszący się w powietrzu, ale jako że moja oszczędność oraz przedsiębiorczość nie pozwalały mi na w miarę regularne zakupy w sieciówkach, przez co byłam w tym miejscu stałym bywalcem, odór ten nie robił na mnie większego wrażenia.
-Gis, czy sukienki nie są przypadkiem po przeciwnej stronie? - Alice zmarszczyła brwi, wskazując kciukiem na miejsce znajdujące się za jej plecami. Faktycznie w tamtej sekcji znajdowały się wieszaki z różnego rodzaju sukienkami, ale gotowa baza, w postaci uszytej już sukienki, wymagającej ewentualnych modyfikacji, nie byłaby w stanie usatysfakcjonować mojej duszy projektantki. Skoro miałam iść na bal, to w wymarzonej sukni, zaprojektowanej i uszytej od początku do końca przeze mnie, a żeby to zrobić, potrzebowałam materiału konkretnych rozmiarów, który byłby tańszy niż w hurtowniach tekstylnych.
-Tak, są. Jeśli chcesz, idź tam poszukać czegoś dla siebie. Ja idę najpierw pogrzebać w prześcieradłach i pościelach. Może uda mi się znaleźć jakiś ciekawy materiał.
-W takim razie... - Przyjaciółka nie kończąc zdania, zasalutowała w moją stronę i zniknęła z mojego pola widzenia.
Kiedy znalazłam się w swojej ulubionej sekcji w second-handzie, przerzucałam materiał za materiałem w celu odnalezienia czegoś odpowiedniego. Wszystkie prześcieradła nie nadawały się pod względem słabej jakości materiału, a pościele miały okropne, kwieciste lub geometryczne wzory, których wykorzystanie do balowej kreacji byłoby grzechem. Jednak w momencie, gdy traciłam już nadzieję na odnalezienie czegoś, co by mnie choć trochę usatysfakcjonowało, w oczy wpadł mi głęboko zakopany skrawek ciemnoczerwonego materiału. Od razu za niego pociągnęłam, burząc przy tym autorską rzeźbę wykonaną z kolorowych tkanin, która swoim wyglądem zaczęła przypominać K2 lub inny ośmiotysięcznik.
-Co tam masz? - Niespodziewanie przy moim boku zjawiła się Alice, której uwadze nie umknęła ogromna poszwa na pościel w kolorze wina.
-To będzie idealny materiał - Oblizałam wargę w zadowoleniu. - Mam tylko szczerą nadzieję, że ktoś to wyprał, zanim się tego pozbył. Satynowe pościele, w dodatku w takim kolorze, raczej nie znajdują się w normalnych sypialniach - Skrzywiłam się na samą wizję "pięknego" czerwonego pokoju w jakimś domu publicznym na placu Pigalle, który stał się najsłynniejszą na całym świecie dzielnicą czerwonych latarni.
CZYTASZ
Rouge séduisant
Lãng mạn-Alice, chyba zaraz zwymiotuję. - Przyznałam się, gdy byłyśmy coraz bliżej ochrony, odpowiadającej za sprawdzanie zaproszeń. Jeśli mój kurczący się od stresu żołądek nie skompromitowałby mnie tego wieczoru, nogi, które miałam jak z waty, również mog...