Kiedy blondynka w służbowym fartuchu, z ogromną dokładnością szorowała wnętrze piekarnika w przestronnej kuchni rodziny Durand, po całej posiadłości rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Natychmiastowo wstała z klęczek, aby wzrokiem odszukać swoją dzianą pracodawczynię - Manon.
- Otworzyć? - Zapytała, wysilając się na jak najbardziej uprzejmy wydźwięk wypowiedzianego słowa. Alice nienawidziła swojej szefowej całym sercem. Uważała ją za najbardziej zawistną osobę, jaką miała okazję poznać w swoim całym dwudziestojednoletnim życiu, a jej córka - Emma była jeszcze gorsza. Mimo wszystko Alice nie rezygnowała z pracy. Rodzina Durand zapewniała jej tak atrakcyjną stawkę godzinową, że zarabiane pieniądze wystarczająco wynagradzały jej wszystkie załamania nerwowe i stale podniesione ciśnienie.
- Sama to zrobię - odpowiedziała pracodawczyni swoim standardowym, chłodnym tonem, który serwowała każdemu, tylko nie swojej córce.
Dziewczyna, słysząc stłumione głosy dobiegające z przeciwnej części nowoczesnej willi, wywnioskowała, że nagłą wizytę u pani Manon złożył kurier. Żadna nowość. Kiedy pracodawczyni wróciła do salonu, Alice zaczęła z dyskrecją przyglądać się niewielkiemu pakunkowi, który kobieta trzymała w ręce. Niestety z odległości, w jakiej się znajdowała, nie była w stanie zbyt wiele zobaczyć.
- Powiedz, proszę, że to moje nowe buty. - Nagle po schodach zbiegła tleniona blondynka, która musiała dostrzec kuriera z okna swojej sypialni.
- To przesyłka z koncernu CHN.
- Co wysłali? - usiadła na ogromnej, welurowej sofie obok matki, a na jej twarzy malowało się wyraźne zaciekawienie.
- Zaproszenia na bal maskowy. W tę sobotę. - Westchnęła ciężko. - No cóż, przepadnie. Z Grand Bassam nie zrezygnujemy.
- Jak na złość! - jęknęła młodsza blondynka, po czym pobiegła z powrotem na piętro, zapewne do swojego pokoju.
- Jadę załatwić kilka spraw. - Manon zwróciła się do sprzątaczki. - Nie zobaczymy się już, więc podczas naszego wyjazdu pamiętaj, żeby chociaż raz przyjść, podlać kwiaty i zetrzeć kurze. W ciągu najbliższego tygodnia nie będę wymagać od ciebie więcej. - Manon rzuciła dwie plakietki na stolik kawowy, gdzie przez stertę różnych dokumentów panował istny bałagan, zgarnęła swoją torebkę od Chanel i wyszła.
Alice nie mogąc pohamować swojej ciekawości, odczekała kilka minut, w których szefowa mogła wrócić do willi pod pretekstem, że czegoś zapomniała. Kiedy usłyszała dźwięk odjeżdżającego z podjazdu samochodu, miała już pewność, że Manon nie wróci przed końcem jej zmiany. Podeszła więc po cichu do stolika kawowego, aby chwycić w dłonie plakietki pochodzące z koncernu CHN. Wyglądały jak karty kredytowe wykonane ze złota, a na nich nie znajdowało się nic, poza grawerem w kształcie masek teatralnych. Alice, nie zastanawiając się zbyt długo, wsunęła je do kieszeni swojego fartucha, po czym jak gdyby nigdy nic wróciła do swojej pracy. Takiej okazji nie mogła przegapić.
CZYTASZ
Rouge séduisant
Romance-Alice, chyba zaraz zwymiotuję. - Przyznałam się, gdy byłyśmy coraz bliżej ochrony, odpowiadającej za sprawdzanie zaproszeń. Jeśli mój kurczący się od stresu żołądek nie skompromitowałby mnie tego wieczoru, nogi, które miałam jak z waty, również mog...