Rozdział VI: Stalker

129 7 2
                                    

GISELLE

Dla człowieka pracującego na nocnej zmianie nie ma chyba nic gorszego, niż zbyt wczesna pobudka. Zwłaszcza taka zaserwowana przez drugą osobę. Wówczas pojawia się w tobie nagła chęć mordu, każdego, kto tego dnia wejdzie ci w drogę, a dla nieszczęśnika, który odpowiada za twój niewystarczająco długi sen, masz już rozpisany cały plan najokropniejszych tortur, bo na szybką śmierć nie zasługuje. 

-No chyba żarty... - Jęknęłam poirytowana, widząc zamglonym wzrokiem przychodzące połączenie od nieznanego numeru. Zanim zdecydowałam, którego koloru słuchawkę wyświetlającą się na ekranie przycisnę, rzuciłam okiem na godzinę. Dochodziła już czternasta, a to znaczyło, że przespałam prawie dziewięć godzin, co na co dzień się nie zdarzało.  -Halo? 

-Obudziłem cię? 

-Mhm... - Mruknęłam, bo na więcej nie było mnie stać. Pobudka po nocy w Badaboum zawsze była dla mnie bolesna. Przez to, że mój głos nie należał do donośnych, a w pracy musiałam przebić się przez głośną muzykę, rano zawsze bolało mnie gardło. Ze względu na to, nie rozmawiałam z ludźmi, dopóki nie wypiłam kubka gorącej herbaty z sokiem malinowym. Alice, z którą mieszkałam odkąd obie osiągnęłyśmy pełnoletniość, doskonale o tym wiedziała. Mój tajemniczy rozmówca niestety nie. 

-Przepraszam, nie sądziłem, że będziesz spała o czternastej. Mogę zająć ci chwilę, czy zadzwonić później?

-A z kim rozmawiam? - Każde wypowiedziane przeze mnie słowo paliło. 

-Fabien Cohen. Mówi ci to coś?

-Co do chu... - Odpowiedź mojego rozmówcy sprawiła, że w ciągu sekundy podniosłam się do siadu. Cała senność odeszła w zapomnienie. Poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. 

-Nie waż się przeklinać. Kobiecie nie wypada. - Wtrącił się, nim zdążyłam wypowiedzieć przekleństwo do końca. 

-Skąd ma pan mój numer?

-Nie tylko numer. Adres też mam. Jeśli tym razem odmówisz mi kolacji, złożę ci osobistą wizytę w domu. 

-Blefujesz. 

-Osiemnasta dzielnica Paryża, Rue de Clignancourt...

-To już podchodzi pod stalking... - Przerwałam mu, zanim dopowiedział numer kamienicy i mieszkania. 

-Pod szantaż również, ale tak się składa, że jestem w bardzo dobrych stosunkach z paryską policją. - Chociaż nie widziałam swojego rozmówcy, byłam pewna, że się uśmiecha. Mnie do śmiechu nie było. Facet zaczął mnie przerażać...

-Czyli jestem na straconej pozycji.

-To tylko jedna kolacja, Giselle. Nie daj się prosić. 

-Niech będzie. - Westchnęłam po chwili zastanowienia, która swoją drogą musiała być niezręczna dla nas obojga. 

-I to chciałem usłyszeć. Przyjadę po ciebie o osiemnastej. 

Kiedy połączenie zostało zakończone, zerwałam się na równe nogi, aby powiedzieć o wszystkim Alice. Ja i moja przyjaciółka nigdy nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic. Zawsze mówiłyśmy sobie o wszystkim, aby w danej sytuacji podzielić swoje szczęście, a częściej, żeby sprzedać sobie przysłowiowego liścia na otrzeźwienie. Byłyśmy dla siebie największym wsparciem i to właśnie była jedna z tych sytuacji, w której potrzebowałam Alice. Kiedy szłyśmy na bal maskowy, nie sądziłam, że nasz szalony wybryk będzie miał wpływ na moje przyszłe życie. Fakt, zrobiłam głupotę, pozwalając Fabienowi na pocałunek, ale tamtej nocy nie byłam sobą. Sięgnęłam po alkohol pomimo pustego ze stresu żołądka, a to przełożyło się na całkowity brak rozsądku. Mój umysł się wyłączył i każdy czyn, czy słowo rodziły się pod wpływem chwili. Gdyby etanol nie szalał w moim krwiobiegu, nie dopuściłabym do pocałunku z facetem, który nie jest dla mnie dostępny, a gdyby Fabien Cohen nie był takim psychopatą, miałabym teraz święty spokój i bal maskowy odszedłby w zapomnienie. 

Rouge séduisantOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz