GISELLE
Po zajęciu wolnego miejsca na sali audytoryjnej zaczęłam odczuwać jeszcze większy stres, niż po samym przebudzeniu się. Od rana nie byłam w stanie nic przełknąć. Przez to nie dość, że było mi niedobrze z nerwów, to w dodatku skręcało mnie z głodu, a kiedy zjawiłam się na uniwersytecie, na domiar złego zaczęły trząść mi się ręce. Nikt z nas nie spodziewał się, że zaliczenie zaległego egzaminu nastąpi tak szybko. Nasz wykładowca, przez którego gorszy stan zdrowia, nie zakończyliśmy sesji letniej w odpowiednim terminie, uznał, że mieliśmy wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się. W związku z tym nie poinformował nas o nowym terminie egzaminu z odpowiednio długim wyprzedzeniem. Szkoda tylko, że ja tego czasu na naukę nie miałam. A może miałam, ale źle nim dysponowałam... Tak czy siak, na własną niekorzyść, za przygotowanie wzięłam się dopiero w niedzielę, czyli dzień przed sądem ostatecznym. Zamiast randkować z matematyką dyskretną w sobotę, wybrałam dyskretną randkę z Fabienem Cohenem. Przez stawianie sobie priorytetów innych niż ten znienawidzony przeze mnie przedmiot, pozostało mi jedynie liczyć na cud w postaci łatwych równań, które potrafiłabym rozwiązać, bo chociaż wszystkie zadania z egzaminów pana Bernarda można było odnaleźć w Internecie wraz z odpowiedziami, tak wykładowca przechadzał się między studentami i czujnym okiem obserwował każdego. Wyjęcie telefonu było niemożliwe...
-Mają państwo godzinę. Za wszelkie próby ściągania, jedynka bez możliwości poprawy. Czas start. - Po całej sali rozbrzmiał niski, jeżący włosy na głowie, głos profesora Bernarda.
Egzamin się rozpoczął, a ja, czytając pierwsze równanie, na moment odetchnęłam z ulgą, bo potrafiłam je rozwiązać. Dlaczego tylko na moment? Bo przy drugim zadaniu już pojawił się problem. Udowodnij tożsamość kombinatoryczną... Cholera, jak to się robiło? Chociaż bardzo się starałam, nie potrafiłam rozwiązać równania, które zagwarantowałyby mi jeden, bardzo cenny punkt. Nagle jednak stał się cud, o który prosiłam, odkąd kiedy tylko otworzyłam powieki. Do sali wykładowej niespodziewanie wszedł mężczyzna. Błyskawicznie rozpoznałam w nim dyrektora koncernu CHN. Fabien rozejrzał się po trybunie audytoryjnej, aby nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Dopiero kiedy z uśmiechem puścił mi oczko, zwrócił na siebie uwagę profesora, który wówczas przechadzał się między studentami, sprawdzając, czy przypadkiem kogoś nie podkusiło korzystanie z telefonu. Już po chwili obaj mężczyźni wyszli na korytarz, co dało mi ogromną szansę na zaliczenie ostatniego egzaminu. Zresztą nie tylko mi, bo gdy rozejrzałam się na boki, zauważyłam, że inni też szukają ratunku u wujka Google.
Po opuszczeniu sali wykładowej pierwszym, co zobaczyłam, był pan miliarder. W idealnie dopasowanym garniturze. Stał oparty o parapet i rozmawiał z dziekanem. Kiedy zauważył mnie wśród innych studentów, nie zakończył dyskusji. Chciałam mu podziękować za ratunek, ale nie miałam zamiaru pokazać, że się znamy. Po wyjściu na zewnątrz wyjęłam z torebki telefon, aby przesłać mężczyźnie wiadomość o treści: ,,dziękuję", ale kiedy tylko spojrzałam na wyświetlacz, zobaczyłam, że Fabien napisał do mnie jako pierwszy.
Od: Fabien Cohen
Zaczekaj na mnie przy samochodzie.Jako że w pobliżu uczelni kręciło się mnóstwo studentów, nie miałam zamiaru stać pod cholernie drogim Bugatti i wyglądać przy tym podejrzanie. Zajęłam więc miejsce na ławce znajdującej się na pasie zieleni po drugiej stronie chodnika, przy którym Fabien zaparkował swój samochód. Wyczekując dyrektora największego francuskiego koncernu, sięgnęłam po książkę, którą woziłam w torbie ze względu na dłuższe podróże komunikacją miejską, ale nie byłam w stanie się skupić na czytanych słowach. Zbytnio rozpraszała mnie banda pierwszoroczniaków, która przesadnie fascynowała się czarnym Bugatti. Schowałam więc książkę z powrotem do torby i spod przeciwsłonecznych okularów obserwowałam, jak studenci robią sobie zdjęcia z nie swoim samochodem, aby później przyszpanować w Internecie.
CZYTASZ
Rouge séduisant
Romance-Alice, chyba zaraz zwymiotuję. - Przyznałam się, gdy byłyśmy coraz bliżej ochrony, odpowiadającej za sprawdzanie zaproszeń. Jeśli mój kurczący się od stresu żołądek nie skompromitowałby mnie tego wieczoru, nogi, które miałam jak z waty, również mog...