Pov. Niemiec🍞
Leżałem, i nudziłem się. Już chyba tydzień tu jestem. Jedyne osoby które mnie odwiedzają to Polen i Ungarn (Węgry). Tylko oni o mnie pamiętają.
Wpatrywałem się w świat za oknem. Taki piękny, a jednocześnie okrótny. Za oknem niałem widok na małą ulicę, na której bawiły się dzieci, bo auta przejeżdżały raz na ruski rok. Było dużo drzew, oraz kwiatów. Małe skromne domki z dużymi ogródkami. Bardzo często słyszę odgłosy ptaków, które radośnie ćwierkają. Od czasu do czasu kot wskakuje na parapet, i sobie odpoczywa.
Teraz było bez zmian. Z niecierpliwością czekałem na Polena. Ten mały słodziak niestety nie uśmiecha się jak dawniej. Ciągle jest na granicy płaczu, i nie jest taki radosny. Zazwyczaj patrzy się martwym wzrokiem na krajobraz za okno, zatopiony w myślach, a później mówi ,,jest ok". Nie jest, i ja to wiem. On nie chce mi mówić, tylko ucieka od tematu. Widać, że bardzo to przeżywa. Gdybym mógł sprawić że będzie szczęśliwy… tak bym chciał. Niestety, nie mogę.
Moja sala jest skromnie ułożona, oraz przytulnie. Jestem sam w pokoju, przypięty do kroplówki. Nie mogę zbytnio chodzić. Mam złamaną prawą nogę, oraz zwichnięty lewy nadgarstek. Bandaż na głowie, oraz na klatce piersiowej, k tóry oplątowuje moje prawe ramię. Jak ja bym chciał tak magicznie wyzdrowieć. Jedyny plus jest taki, że mego ojca widzę w snach.
Wygląda to tak. Wszędzie jest ciemno, a wręcz czarno, i nic nie widzę. Stoję na czymś twardym. Po chwili wieje mocny wiatr, który ciągnie ciemnoczerwony pył, z którego formuje się mój ojciec, ubrany jak na 2 W.Ś. stoimy przed sobą w milczeniu. Przedtym jak się obudzę, słyszę ,,Niedługo się spotkamy.". Nie wiem co jest grane, ale coś złego.
-Hej, mogę wejść…? - usłyszałem delikatny, melodyjny, a za razem smutny głos Polena.
-Pewnie, chodź. - uśmiechnąłem się miło.
Polen wszedł do środka, i usiadł na krześle. Wypytywał mnie jak się czuję, i tym podobne. Rany… jaki os słodki gdy się przejmuje. Z uśmiechem słuchałem tego, co się działo w szkole. Polen starał się nie pokazywać tego, ale był rozdarty.
-Polen… chodź… - powiedziałem, przerywając chłopakowi.
Przesunąłem się, i poklepałem miejsce obok mnie. Chłopak niepewnie usiadł, słodko się rumieniąc. Przytuliłem go, a ten się we mnie wtulił. Zaczą cicho szlochać, a ja go uspokajałem. Głaskałem jego głowę, a ten starał się opanować.
-Już… spokojnie. Masz Węgra… martwi się o Ciebie. Wiesz, on chętnie z Tobą o tym pom9wi. Przyda wam się to obmówić. Unikanie tego pogorszy sprawę, a zamykanie się w sobie doprowadzi… no wiesz… marne skutki…
-Dzięki. Przepraszam, że przeze mnie masz kłopoty…
- E tam, przynajmniej nie jest nudno. Dobra, dawaj matmę. - powiedziałem, na co chłopak niechę nie ją wziął.
Zacząłem mu tłumaczyć proste żeczy, żeby go nie męczyć. Szybko łapie. Po około dwóch godzin, Polen zasną oparty o moje ramię. Lekko zarumieniony obiąłem chłopaka, i położyłem głowę na jego miękkie włosy. Z uśmiechem przymknąłem oczy.
Pov. Pierogożerca
Spałem se wtulony w Niemcusia. Tak miło i wygodnie… nie che iść. Nie zamierzam. Ale muszę. Do Węgra. Zapewne się martwi… tak, muszę do niego iść.
Wstałem ospale, próbując nie budzić Niemca. Wyszedłem cicho, zostawiając kartkę w wiadomością że wróciłem.
W domu panowała głucha cisza. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie (teraz mi się Dziady przypomniały. Musiałam >:3~dop.aut.). Światła pogaszone, a jedyne oświetlenie to promienie słoneczne wpadające przez okno. Wszedłem do środka. Tak dziwnie… bardzo. Nie sądziłem, że tak będzie. Stałem jak kołek, mając cichą nadzieję, że usłyszę ciepły i radosny głos ojca. Lecz tak nie było. Od jego wypadku zawsze tak miałem. Czekałem, aż się odezwie. Ale nie. Odpowiadała mi cisza.
-Witaj… - przywitałem się z przyzwyczajenia.
Poszedłem do pokoju. Od razu walnąłem plecak pod ścianę, i walnąłem się na łóżko. Wziąłem telefon, i słuchawki. Wpuściłem sobie mozykę, i przymknąłem oczy. Po jakimś czasie z szafki wyciągnąłem zdjęcie rodzinne. Ja, tata i Węgry. Teraz taty nie ma, ja się staję aspołeczny, a Węgry pochłonęła praca i szkoła. ,,Może mu pomogę…? To chyba dobry pomysł.".
Usiadłem po turecku, i się przyoatrywałem fotografii. Uśmiechnąłem się, a do oczu napłyneły mi łzy, których nie powstrzymywałem. Odłożyłem zdjęcie tak, żeby na nie nie musiał patrzeć. Kiedy było odwrócone, wspomnienia tak nagle udeżyły mnie falą do głowy. Wściekły krzyknąłem z frustracji, mocno łapiąc się za głowę.
Usłyszałem, jak Węgry wchodzi do domu, i się wita. Kroki, które rytmicznie udeżały o podłogę, były ciche. Brat cicho uchylił drzwi, i podszedł do mnie. Obją mnie, i sam zaczą cicho szlochać.
-Węgry… możemy o tym pogasać…? - spyrałem niepewnie.
Chłopak pokiwał głową. Zaczeliśmy rozmawiać tak, jak Niemek radził. O dziwo pomogło.
-Dobra, lecę robić obiad. Chcesz coś?
-Domyśl się - idpowiedziałem, na co Węgry westchną, i przewrócił oczami.
Jak ja go lubię tak wkórwiać. Węgry poszedł, a ja zostałem sam. Spijrzałem na biórko. Podszedłem do niego, a tam było te tajemnicze zdjęcie. Wziąłem je, i zszedłem na dół.
-Węgry… pamiętasz to…? - pokazałem mu na wpół przecięte zdjęcie.
Chłopak znieruchomiał, tym samym blednąc trochę. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja nie wiedząc co zrobić stałem.
-Serio nie pamiętasz…?
-Nie… nie przypominam sobie…
-Okej - zabrał mi zdjęcie i schował- obiad zaraz będzie gotowy. Siadaj. - zmienił szybko temat.
-Ale…
-Miżemy o tym nie rozmawiać…? Proszę… - przerwał mi, patrząc błagalnym wzrokiem.
-Okej…
Usiadłem do stołu. Zjedliśmy, i poszliśmy do siebie. Usiadłem na parapecie i czytałem książkę, a po chwili zasnąłem.
Pov. Rosja
Miałem około 10 lat. Siedziałem na trawie, pod drzewem. Wokół mnie były jeszcze pięć innych krwi. Nie rozpoznawałem ich. Pamiętam, że coś budowaliśmy. Razem śmialiśmy się wesoło, i głupkowaliśmy.
Nagle tata zrobił nam zdjęcie. Uśmiechał się od ucha do ucha. Nie obchodziło to innych, tylko zabawa. Ja tylko siedziałem zamyślony, wpatrując się w ojca.
Wstałem, i zacząłem iść za nim, ale on się oddalał. Wokół zaczeła pojawiać się mgła, a ja nie wiedziałem gdzie jestem. Zacząłem biec. Natrafiałem na różne drzewa. ,,Myszę być w lesie, to pewne" - pomyślałem, nie wiedząc zbytnio o co chodzi.
Kiedy wyszedłem z lasu, przede mną ukazała się polana. Wszędzie krew, i mgła. Było ciemno, a przede mną było wiele martwych zwłok, zapewne Polskich Oficerów. Było ich tak wiele… bardzo wiele.
Miałem teraz… na oko 16 lat. Mimo wszystko, czułem się jak bezradne dziecko. O co może chodzieć…? Co jest tutaj grane…?
Nagle na środek polany wszedł ZSRR i 3 rzesza, a za nimi Pol'scha. To mnie najbardziej zdziwiło. Po co on tu jest…?
ZSRR spojrzał na mnie. W oczach miał łzy, oraz odbijał się strach. Wszystko zmieniło się w pył. Zostałem tylko ja, i ojciec. Patrzyłem na niego zdziwiony.
- Ci tu się dzieje?! - spytałem, a w moim głosie było słychać gniew
- Rossiya… wybacz mi… - powiedział, a ja się obudziłem.
Co tu się do cholery dzieje?
CZYTASZ
,,ℤ𝕒𝕨𝕤𝕫𝕖 ℙ𝕣𝕫𝕪 𝕋𝕠𝕓𝕚𝕖"
FanfictionNa wstępie mówię że nie będzie shiperki Japonii. Po prostu zaczęła mnie irytować swym zachowaniem i mam dosyć tego kiedy stara się zeswatać inne kraje ze sobą. To nie tak że ją hejtuje czy coś, po prostu shiperki w książkach zaczęły mnie wkórwiać, w...