Chapter 7

86 4 28
                                    


POV Chan


Po jednym dniu siedzenia tutaj tak szczerze już miałem dość. Nie lubię cały czas siedzieć u nas na chacie, bo w pewnym momencie czujesz nudę, jak wszędzie gdy się za długo jest. Jest 6:28 i patrzę w sufit od jakiś 28 minut, więc w końcu wychodzę spod pierzyny i kieruję się do wyjścia. Mamy 27 maja i szczerze to ani trochę nie czuję jakby czas płynął. Raz albo zapieprza tak, że nie mogę pojąć tego jak nagle z 1 stycznia zrobił się 9 stycznia, a raz jest tak, że 3 października dłuży się w nieskończoność. Schodzę na dół i idę do kuchni, aby wziąć mojego jogurtasa. Wyjmuję go z lodówki i zamykam ją.

- KURWA! - łapię się za serce i zamykam oczy na chwilę. - Jeszcze raz ktoś mnie tak przestraszy w tym domu to obiecuję, że jeśli dednę, to będę was nawiedzał do końca świata i dłużej. 

- Przepraszam hyung... - młody schodzi z blatu i podchodzi do mnie.

- Co tam? - patrzę na niego.

- Nic tam. Po prostu, tak o... sobie patrzę. - zaczął się rozglądać po kuchni. 

- Innie bardzo dobrze znasz tą kuchnię. - śmieję się pod nosem. - Czemu nie śpisz tak w ogóle?

- Nie śpię gdzieś od 6 i tak jakoś nie mogę zasnąć. 

- Dobrze się składa bo ja też. - uśmiechnąłem się lekko. Czasami mam wrażenie, że pomimo tychwszystkich lat, które tutaj razem spędzamy w ósemkę, nikt z nas się nie zmienia. No może prócz Jisunga który kiedyś był kurwą na levelu 100 a teraz jest kurwą na levelu 99. Nie no zmienił się i to bardzo. Większość zasługi przypada Felixowi, który sam nie jest święty, ale umie zmienić człowieka na lepszego. Dogadują się jak nikt inny, gadają dniami i nocami choć myślą, że o tym nie wiem. Po prostu chodzę często po wodę w nocy i do kibla okey? Raz słyszałem jak młodszy PŁAKAŁ. Nigdy nie słyszałem, a co dopiero widziałem, żeby bitch blondi płakała. Niespotykane zjawisko, aż normalnie chciałem to napisać gdzieś w dzienniku czy coś, ale nie posiadam tak owego. Po prostu zapisałęm to sobie w notatkach i przypiąłem jako "WAŻNE W CHUJ". Wracając. - Idziesz spać dalej?

- Chyba nie... w sumie to chciałem w coś pograć...

- W coooś?

- W coś na telewizorze. A ty idziesz spać?

- Wątpię. Nie umiem spać w ciągu dnia. Chcesz, żebym zagrał z tobą? A raczej czy mógłbym?

- Oczywiście, że mógłbyś. - podreptał do salonu i...

- Innie słońce... - podchodzę do niego i ciągnę nitkę, która wystaje z jego spodni. - Już nieważne.

- Hm? - obraca się i patrzy na mnie osłupiały. - Co z moim tyłkiem?

- Masz plamę, jakbyś się zsikał.

- CO?! - lapie swoje spodnie i podciąga je w swoją stronę. Śmieję się. 

- Żartujęęę. - biorę jego ręce i a on patrzy na mnie. - To był żart. - uśmiecham się, przez co zapewne widać moje baseniory. Innie patrzy się na mnie jak na debila. - Co? - śmieję się. 

- Nic. Nic. - zabiera swoje ręce i idzie do salonu. Nooo okey? Idę za nim a on nagle staje przede mną. Walę w jego plecy, ale się nie odsuwam. Niech wie mała dzida, że się nie zatrzymuje tak gwałtownie jak wie, że ktoś za nim idzie. Wzdycha cicho.

- No co jest Innie?

- Mogę cię przytulić? - nagle wypala i obraca się w moją stronę, przez co jesteśmy W CHUUUJ blisko.

◇Good killers◇Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz