Chapter 9

66 5 0
                                    

POV Felix

- WOLNOŚĆ KUTASY! 

- Zamknij paszczę kutasie. - jebneła mnie w łeb Hanusia Pimpusia.

- Sam jesteś kutas. Skul dziub. - wystawiłem język. - Idę po szlugi. Chce ktoś coś? - idę na przedpokój i zakładam buty. Podchodzi do mnie dwójka najmłodszych. - A wy co?

- No idziemy z tobą. - odpowiada Seungmin i uśmiecha się.

- O nie nie dziunie. Zostajecie. Felix idzie sam. W pierwszy dzień nikt nie wychodzi w grupkach. Najwyżej pary. Ale nie puszczę was samych bo jesteście... dobra nieważne nie idziecie. - wtrącił się Han, który miał absolutną rację. W pierwszy dzień nie powinniśmy się za bardzo rzucać w oczy, szczególnie w miejscach, gdzie zbiera się sporo ludzi. Plus trójka chłopaczków, których już zna okolica... wolimy nie ryzykować bo jeszcze ktoś ogarnie, że byliśmy z Hwangiem. 

- Ale Jisung no! - krzyknął poirytowany Innie. 

- Ale co wy takiego chcecie ze sklepu co?

- Piwo...? - powiedział nieco ciszej najmłodszy.

- Dziecko. Nawet mi nie podnoś ciśnienia. To że możesz pić w tym domu nie znaczy, że masz kurwa chlać je co drugi dzień. Idź się pobaw zabawkami czy coś.

- Hyung nie bądź taki! Błagam nooo! - Inek nadal stękał nie dając za wygraną. Ah te piwa.

- Jeongin nie. Idź do Lee z nim poszydełkuj a nie tracisz mój jakże cenny czas.

- Dobra to siema! - pomachałem im i wyszedłem z tego domu jak najszybciej. - Ale pojeby. - szepnąłem pod nosem śmiejąc się cicho. Wyszedłem przez bramkę i ominąłem żywopłot. Sklep nie był jakoś daleko, ale 10 minut trzeba było iść. W końcu znajdywaliśmy się na jakimś odludziu ale nie odludziu. Po przejściu jakiś stu metrów poczułem wibracje w mojej sexy dupce. W sumie to kieszeni spodni, ale to bez różnicy. Wyciągnąłem cegłę i spojrzałem na rozświetlony ekran. 

Ten miły:
Felcia weź mi czteropak to będzie dla mnie i Chana po dwa. Możesz zgarnąć jeszcze jakieś ciastka. A no i nie zapomnij coś sobie wziąć ;)

Uśmiechnąłem się lekko widząc tą wiadomość. Fakt tego, że zawsze jak idę do sklepu ktoś do mnie pisze mnie wnerwia, tak gdy pisze do mnie Changbin, jest mi jakoś miło. 

Pamiętam dzień, w którym się poznaliśmy.  Było to lato cztery lata temu. Boże miałem ledwo 18 lat... Znałem się już wtedy z Hanem o wiele dłużej, a Changbin dopiero co dołączał do naszej rodzinki. Był czwartym członkiem naszego gangu. Z początku, gdy tylko go zobaczyłem, uznałem, że niezła z niego wiśnia. Jak się okazało był potulny jak baranek, a jego charakter był czysty jak woda w najczystszym jeziorze na Ziemi. Nie lubił mnie. Oj nienawidził skurczybyk. Jak tylko na mnie patrzył, to widziałem to obrzydzenie w jego oczach. Nie było to spowodowane moim wyglądem, a charakterem. Byłem jeszcze gorszy niż teraz. Wyobrażać sobie, że osiemnastolatek podskakuje do każdego i nie boi się nawet wyzywać. 

Pewnego pięknego dnia uznałem, że zrobię mu kawał bo taki miałem kaprys. Gdy wszedł do kuchni poprosiłem go, aby wstawił na kolację pizzę, którą zrobiliśmy wcześniej z Jisungiem. Wszystko było super, gdyby nie fakt, że "niechcący" go popchnąłem, przez co jego ręka dotknęła wnętrza piekarnika i oparzyła rękę. Po całym zdarzeniu dostałem od niego w łeb. Zaczęła się wojna. Oddałem mu oczywiście. Po chwili nie było wcale ciekawiej. Dostał ode mnie młotkiem do kotletów w głowę, na szczęście nic mu się nie stało prócz pojawienia się guza. Ja wylądowałem na podłodze podduszany. Jisung wszedł w pewnej chwili do kuchni widząc to całe zamieszanie i wzruszyła ramionami, widząc mnie sinego na twarzy. Byłem wściekły, bo myślałem, że mi pomoże. A TEN SOBIE POLAZŁ! Ale zasłużyłem sobie. Changbin od tamtej pory nie odzywał się do mnie przez dwa bite miesiące, w ciągu tych dwóch miesięcy przybyła dwójka nowych do naszej rodziny. Był to nijaki blondas, na którego aktualnie mam za często oko oraz pani ciamajda. 

◇Good killers◇Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz