Ze spowitego gęstą mgłą miasta wyłaniał się Bastion Nieśmiertelności. Talon spoglądał na nie z góry, wystawiając głowę z jednego z okien wieży. Poranek był chłodny, zwiastował kolejny, deszczowy dzień. Westchnął, patrząc na szare ulice i brukowane domy i oparł brodę na dłoni. Nienawidził tego miejsca prawie tak bardzo, jak całego swojego życia. Często pytał samego siebie, dlaczego musiał urodzić się akurat tutaj, jednak Noxus za każdym razem dawał mu do zrozumienia, że od początku właśnie tak miało być. Lata mijały, a on wciąż nie rozumiał, dlaczego musiał być jak ojciec, dlaczego musiał zamykać niewinnych ludzi w kopalniach, a dzieci wysyłać na wojnę. Dlaczego tylko w taki sposób on oraz ludzie z wyższych sfer mogli wieść godne życie, dlaczego wciąż musiał kłamać, że Imperium dba o każdego obywatela, aż w końcu dlaczego Noxus, symbol siły, z taką łatwością żerował na strachu innych ludzi. Ojciec wciąż powtarzał, że zrozumie gdy dorośnie. Minęło dwadzieścia jeden długich lat, odkąd zaczął stąpać po brudnej, noxiańskiej ziemi i wciąż nie znał odpowiedzi na żadne z nurtujących go pytań. Zegar w jego prywatnym gabinecie wybił godzinę ósmą, gdy Talon zapinał ostatnie guziki granatowego munduru. Zarzucił na ramiona ciemny płaszcz, jeszcze raz poprawił związane włosy i z dumnie uniesioną głową opuścił pomieszczenie.
Kilku żołnierzy zasalutowało mu, gdy wchodził na salę obrad, kiwnął jedynie głową w ich stronę, udając zainteresowanie. Westchnął, widząc ojca siedzącego przy okrągłym stole, w zamyśleniu studiującego mapę Ionii.
– Spóźniłeś się, kapitanie.
– Całe trzy minuty. – Talon wywrócił oczami i usiadł na miejscu obok. Dopiero gdy już wygodnie ułożył się na krześle, reszta zebranych zajęła swoje miejsca. Ich zwyczaje były dla Talona co najmniej śmieszne, hierarchia panująca w noxiańskim wojsku działała tylko i wyłącznie gdy nie znajdowali się na polu bitwy. W ogniu walki każdy zapominał o rangach i ratował jedynie swoją skórę.
– Nasze ostatnie informacje dowodzą, iż Zakon Cienia ograniczył się jedynie do szkoleń w obrębie świątyni. Zed siedzi zamknięty w swoich czterech ścianach, zrobił się wyjątkowo cichy. – Generał uśmiechnął się pod nosem i podrapał się po brodzie, patrząc w zaznaczony na czerwono punkt na mapie.
– Bardzo dobrze przemyślany ruch z jego strony, nie chce tracić więcej wojska, więc trzyma wszystkich przy sobie. – Talon skrzyżował ręce na piersi i wzruszył ramionami, jakby zdanie, które wypowiedział było oczywistością.
– Idealny moment, aby zaatakować. Wszystkie pachołki Cieni w jednym miejscu, aż proszą się, aby ich otoczyć i skończyć tą wojnę raz na zawsze. – Mężczyzna o długich, siwych wąsach uderzył ręką w stół.
– Sierżancie, czy wam odjęło rozum? – Talon prychnął pod nosem i zmarszczył brwi. – Otoczyć? Miasteczko w górach? Zapewniam wszystkich tu zebranych, że Świątynia Cieni jest jednym z najlepiej bronionych w Ionii miejsc, zwłaszcza, gdy Zed zebrał tam wszystkich swoich uczniów. Siedzą zamknięci od wielu miesięcy, tym bardziej nie mamy nawet pojęcia ilu ich jest, ani do czego są zdolni. Zed nie jest głupi. Za to pomysł o wejściu prosto do paszczy lwa - owszem.
– I dlatego to właśnie ty jesteś moim następcą. – Generał uśmiechnął się i poklepał chłopaka po ramieniu. – Kapitan Du'Couteau ma rację. Jeśli chcemy iść na wojnę, musimy mieć plan. Równanie z ziemią kolejnych wiosek przestało mieć sens, zwłaszcza gdy teraz żyją w nich jedynie cywile. Nigdy nie zdobędziemy sukcesu, jeśli będziemy podchodzić do wojny zbyt ostrożnie.
– Nie mamy na tyle wojska, aby ot tak przejąć południową część wyspy.
– Ani pewności, że Kinkou nie przybędą Cieniom z pomocą.
CZYTASZ
The last one to fall - Kayn x Talon || League of Legends ||
FanfictionNoxus nigdy nie był radosnym miejscem. Śmierć, głód i strach były jego nieodłączną częścią i choć wielu pragnęło zmian, nikt nie śmiał się sprzeciwić najwyższej władzy. Mówią, że przy pomocy strachu łatwiej jest kierować ludźmi. Problem pojawi się...