– Wujku, obiad! – zawołała radośnie czteroletnia Łucja.
– Już idę, księżniczko – odpowiedziałem i spojrzałem wymownie na Annę.
– Idź, poradzę sobie – uśmiechnęła się i skinęła głową.
Wszedłem po wąskich schodach na górę i skręciłem do pierwszego pokoju po prawo, choć lepiej byłoby nazywać to pomieszczenie „komnatą", bo przecież księżniczki mieszkają w zamkach i pałacach, a nie w zwykłych domach z pokojami. Na pastelową komnatę składało się spore łóżko, małe biureczko pod oknem i kilka regałów wypełnionych najróżniejszymi lalkami, zabawkami i równo ułożonymi książeczkami. Na środku leżał biały, pluszowy dywan, a na nim stał jasny stoliczek zastawiony niemal w całości miniaturowymi potrawami oraz dwa różowe talerzyki ustawione po przeciwnych stronach. Przy jednym z miejsc siedziała Łucja, ubrana w białą, tiulową spódniczkę i jasnoróżową bluzeczkę z Myszką Minnie, a na głowie miała srebrny diadem, którego nie powstydziłaby się żadna czteroletnia księżniczka.
Dziewczynka jedną ręką podpierała głowę, a drugą bawiła się swoimi długimi blond włoskami. Gdy tylko usłyszała, że ktoś wchodzi do jej komnaty, podniosła swoje szmaragdowe oczka na przybysza i aż zatrzęsła się w dziecięcej radości.
– Siadaj wujku! – zarządziła i wskazała paluszkiem na wolny talerzyk po drugiej stronie stolika. Posłusznie zająłem miejsce i rozpoczęliśmy prawdziwie książęcą ucztę.
Kończyliśmy właśnie pierwsze z kilkunastu dań, gdy do komnaty wkroczyła Anna. Jej nagłe pojawienie się zafrasowało Łucję.
– Mamo, ale nie ma dla ciebie miejsca – powiedziała smutno.
– Nic nie szkodzi, córeczko – odpowiedziała Anna łagodnie. – Adam, mam prośbę. Mógłbyś zostać z Łucją przez jakieś dwie-trzy godziny? Muszę pojechać na większe zakupy, a Paweł wróci dopiero po szesnastej, więc...
– Jasne, nie ma problemu – przerwałem jej szybko. – Tylko nie urodź po drodze – dodałem z przekąsem.
– Spokojnie, przecież termin mam dopiero za niecałe dwa miesiące – Anna machinalnie pogładziła się po brzuchu. – Słuchaj, w lodówce jest serek dla małej, tylko trzeba go ogrzać w ciepłej wodzie, żeby nie był za zimny. Możesz też dać jej jakieś owoce, wszystko jedno, na pewno zje. Ale jakby była naprawdę głodna, to daj jej po prostu chleba z masłem, a jak wrócę, to zrobię normalny obiad.
– Dobra, poradzimy sobie jakoś, co nie? – zwróciłem się do Łucji. Dziewczynka skwapliwie pokiwała głową.
– No dobrze, ale jakby coś się działo, to dzwoń, wtedy postaram się wrócić szybciej – powiedziała i opuściła komnatę.
Niespodziewana wizyta Anny rozkojarzyła Łucję, ale wystarczyło krótkie pytanie „to co jemy dalej?", by dziewczynka wróciła do bycia księżniczką urządzającą wykwintną ucztę. Jakiś czas później książęca komnata przestała być salą balową, a zmieniła się w cukierkowe boisko do piłki nożnej.
Przez cały ten czas Łucja nawijała jak katarynka. Płynnie lawirowała pomiędzy tematami niezwykle ważnymi dla czteroletniej osóbki: o koleżankach i kolegach z przedszkola i o wszystkich opiekujących się nią ciociach, o swojej nowej siostrzyczce, o zapracowanym tacie i o mamie, która praktycznie na nic jej pozwalała. Moim zadaniem było jedynie kiwać głową i odzywać się raz na jakiś czas, gdy dziewczynka zaczynała gubić się w swoich myślach.
– Wujku? – Łucja przerwała nagle swój monolog. Wydawała się być zawstydzona pytaniem, które przyszło jej do głowy.
– Tak?
CZYTASZ
Alicja
RomanceOn - rozwodnik po trzydziestce. Ona - studentka po toksycznym związku. Oboje poważnie doświadczeni przez życie i szukający stabilizacji. Czy pomimo wszelkich przeciwności i różnic uda im się stworzyć szczęśliwy związek i uniknąć błędów przeszłości?