Rozdział trzeci

319 24 3
                                    


Czy sny mogą mieć coś wspólnego z rzeczywistością? Czy ostrzeżenia, jakie się wtedy dostaje są wiarygodne? Zadawałam sobie to pytanie, gdy tylko się obudziłam. Chciałam sprawdzić to w Internecie, ale przecież nie mogłam. Pomyślałam, że warto zajrzeć do księgarni i tam poszukać odpowiedzi na moje pytanie. Byłam naprawdę przerażona i chciałam znaleźć coś, co mnie uspokoi. Po śniadaniu zebraliśmy się całą rodziną, by jak najwcześniej pojawić się na zimowym festynie. To nie było nic wielkiego, kilka straganów, na których można było kupić świąteczne potrawy lub dekoracje. Do tego kolędy w tle, wprawiające ludzi w odpowiedni nastrój. Jako dziecko byłam tym zafascynowana, jednak mając dziewiętnaście lat czułam się nieswojo w tym miejscu. Mimo wszystko uśmiechałam się i rozmawiałam z ludźmi, którzy do nas podchodzili. Po jakiejś godzinie dołączył do nas tato, który postanowił wyjść od razu po śniadaniu, by zanieść moje sprzęty koledze. Podszedł do mnie, przyglądając mi się przez przymrużone oczy. W dłoni trzymał torbę z laptopem, z której małej kieszonki wystawał mój telefon.

– Nic nie dało się zrobić? – zapytałam przygnębiona.

– Nie było co robić, skarbie. Wszystko działa jak należy.

– Jak to? Nie rozumiem. Przecież to niemożliwe.

– Ben także był zaskoczony, że telefon i laptop wyłączyły się w tym samym momencie. Co prawda nie potrafi tego wyjaśnić, ale zapewnia, że technicznie są w porządku.

Wzięłam od ojca torbę i niepewnie sięgnęłam po telefon. Rzeczywiście działał. Bateria była już na wyczerpaniu, więc szybko odczytałam kilka wiadomości, które dostałam od Liama. Bałam się nawet mu odpisywać, ale zaryzykowałam, żeby wyjaśnić brak kontaktu ze mną.

Ja: Przepraszam, coś dziwnego działo się z moim telefonem. Najpierw padł on, a kiedy próbowałam się do Ciebie odezwać przez Internet, padł także laptop. Nie mam pojęcia, co właściwie się wydarzyło, ale mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy.

Z ulgą wysłałam wiadomość, po czym wróciłam do przechodzenia się między straganami w towarzystwie rodziców. Miałam zaplanowany już cały dzień. W pierwszej kolejności chciałam przejrzeć Internet, by dowiedzieć się, czy moje obawy mają w ogóle sens. Nie mogłam się doczekać momentu powrotu do domu, jednak wszystko wskazywało na to, że nie uwolnię się zbyt szybko. Rodzice ciągali mnie na każdą degustację potraw, jaką tylko zauważyli na swojej drodze. I choć cały czas się uśmiechałam, czułam się coraz gorzej. W pewnym momencie dotarło do mnie, że coś jest nie tak. Byłam zniecierpliwiona, owszem, ale zimne poty i trzęsące się dłonie nie miały z tym przecież nic wspólnego. Nagle zaczęło brakować mi tchu. Złapałam mamę za ramię, a kiedy ta na mnie spojrzała, cały obraz zaczął się rozmazywać, aż nagle zrobiło się zupełnie ciemno. Nim straciłam przytomność usłyszałam tylko krzyki rodziców, którzy kazali dzwonić po pogotowie, później nie było już nic.

Zanim ponownie uchyliłam powieki, dobrze wiedziałam, gdzie jestem. Irytujący dźwięk kardiomonitora przebijał się do mojej świadomości, nim zupełnie się obudziłam. Otworzyłam oczy, wolno rozglądając się po szpitalnej sali. Byłam podłączona na chyba miliona kabli i nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje.

Nagle, zupełnie znikąd, pojawił się mężczyzna. Ten sam z mojego snu. Ubrany zupełnie na czarno podszedł do mnie wolnym krokiem, wpatrując się we mnie swoimi ciemnymi oczami. Tym razem były jednak inne. Nie czarne, jak w moim śnie, były granatowe, ale wciąż przerażająco hipnotyzujące. Pochylił się, unosząc nieznacznie kącik ust.

– To ty – wychrypiałam z trudem.

– Nie mam czasu, Juliet. Nie posłuchałaś, gdy cię ostrzegaliśmy.

The dark KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz