20

35 7 12
                                    

//Matthew//

- ZROZUM W KOŃCU KURWA JA GO KOCHAM!

- CZYLI RODZINA CIĘ NIC NIE OBCHODZI!?

- ZAWSZE MNIE ONA OBCHODZIŁA I TYLKO KURWA ONA! ZREZYGNOWAŁAM NAWET Z WYCHOWYWANIA SYNA DLA TEJ PIEPRZONEJ RODZINKI!

- WYNOŚ SIĘ Z TEGO DOMU Z TEJ WATAHY RAZEM Z TYM SWOIM CHŁOPTASIEM I TYM BACHOREM! 

- DOBRA!- Minęła nas zalana łzami.

- Ojcze co się dzieje?

- Twoja siostra się zbuntowała.

- Chciałeś ją zmusić do ślubu. Powiedziała mi..

- To przez ciebie. To wszystko twoja wina! Moja żona jest w pace przez ciebie, moja córka i ja pokłóciliśmy się przez ciebie te pieprzone mieszańce kręcą się tu przez ciebie! Odkąd się pojawiłeś wszystko kurwa niszczysz! Odkąd kurwa się urodziłeś byłeś jebanym problemem!

- WYSTARCZY!- Uniósł głos alfa trzymając rękę jego ojca, która szykowała się do uderzenia mnie.- Nikt nie będzie obrażał mi omegi.

- Tch.- Ojciec Owena wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.

- Po co się mieszasz w sprawy mojej rodziny.

- Ja tylko chcę pomóc.

- To przestań! Niszczysz mi rodzinę!

- Ta rodzina to jedno wielkie kłamstwo!

- SKĄD TY TO MOŻESZ WIEDZIEĆ TO TY WYCHOWAŁEŚ SIĘ W PATOLOGI NIE JA! ŻAŁUJĘ, ŻE CIĘ POZNAŁEM!

- NIENAWIDZĘ TWOJEGO DOTYKU, TWOJEJ OSOBOWOŚCI, TWARZY, KOMPLEMENTÓW, NIENAWIDZĘ TWOJEJ SZTUCZNEJ TROSKI! BYŁO BY MI LEPIEJ BEZ CIEBIE! JESTEŚ PIERDOLONYM DUPKIEM!

- A TY GRUBĄ, NIE WYCHOWANĄ, JEBANĄ MĘSKĄ DZIWKĄ! ZABIERAJ TO SWOJE NIC NIE WARTE STADO I NIE POKAZUJ MI SIĘ NIGDY WIĘCEJ NA OCZY!- Wyszedłem z salonu trzaskając drzwiami gdy minąłem próg oczy zaszły mi łzami. Spakowałem wszystkie swoje rzeczy i niezwracając na nikogo uwagi opuściłem dom główny.

~ Wracaj tam! Żaden z was tak nie myśli oboje to wiemy!

Słyszałeś co powiedział zabieramy stado i się wynosimy.

~ Nie.. Matt proszę nie rób sobie żartów. Przecież ci na nim zależy.

Już nie.- Powiedziałem wykazanym z emocji głosem.

- Mira!

- Cześć Matt.

- Zbieraj stado wracamy na teren naszej watahy.

- Co? Dlaczego? Co się stało?

- Powiedzmy, że stada zostały podzielone różnicą zdań.

- Matt my nie przetrwamy tej zimy. Jak odejdziemy.

- Masz rację. Spróbujcie ich przekonać do pozostania tu do końca zimy chociażby, ale beze mnie. Przejmiesz dowodzenie.

- C..Co? Ale jak to? Ja się do tej roboty nie nadaję.

- Nie znam nikogo bardziej odpowiedzialnego od ciebie Mira. Dasz se radę.

- Co z tobą. Ten skurwiel wyraźnie powiedział bym wynosił się z terenu tej watahy więc tak zrobię.

- Matt nie..

- Mam w sobie cząstkę alfy dam radę.

- Zabierz ze sobą Merina.

- Co? To wasz medyk ja umiem o siebie zadbać.

- Mamy jeszcze kilku innych medyków damy radę.

- Merin jest najlepszy że wszystkich. Nie ma takiej opcji.

- Ktoś musi cię doglądać.

- My możemy.- Powiedziała za naszymi plecami Misaki.

- Wy też odchodzicie.

- Mój po żal się Boże ojciec kazał mi i mojej rodzinie się wynosić z watahy, ale nie jest mi z tego powodu przykro przynajmniej będziemy razem.

- Myślimy, że możesz z nami iść.- Powiedział jej  partner z dzieckiem na rękach.- Misaki zna się na medycynie, a po za tym ktoś musi pomóc przy małym i dotrzymać nam towarzystwa.

- Naprawdę mogę?- Oboje przytaknęli.

- Macie gdzie spać?- Dopytała się Mira.

- Mam dom sześć kilometrów po za terenem Watahy powinien nam starczyć.

- Rozumiem, zapakuję wam trochę żywności i leków na drogę.- Po dwudziestu minutach byliśmy gotowi do drogi.

Ruda Kita Przeznaczenia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz