3.

61 10 13
                                    

Budzę się z potężnym bólem głowy. Ile wypiłem? Cztery czy pięć piw? Nieważne. Wstaję i za chwilę siadam z powrotem na łóżku. Kołuje mi się w głowie. Przede mną osiem godzin męczarni, a potem dwa i pół dnia spokoju.

Pocieszając się nadchodzącym weekendem zbieram siły, idę do kuchni i żłopię wodę mineralną prosto z butelki. Idę pod zimny prysznic, myję zęby i w końcu czuję się lepiej. Zakładam wczorajszą koszulę, prawie nie czuć potu. Pryskam się solidnie perfumami i znów obwąchuję pod pachą.

- No, może być. - Fred słysząc mój głos schodzi z łóżka i miauczy przypominając, że nie dostał jeszcze śniadania. Wsypuję suchą karmę do miseczki i obiecuję sobie, że dziś po pracy na pewno ją umyję. Chwytam kurtkę i zbiegam na dół, mam mało czasu.

Parkuję pod firmą i widzę, że przy wejściu zebrała się pokaźna grupka ludzi. Część z nich kojarzę, pracują w tym samym pomieszczeniu co ja. Przekręcam kluczyk w zamku i idę powoli w ich stronę. Do moich uszu docierają pojedyncze słowa takie jak "impreza", "kupię wódeczkę" czy "wezmę koleżankę". A więc szykują firmową imprezę, ciekawe u kogo. Miło byłoby dla odmiany gdzieś wyjść i spotkać się z ludźmi twarzą w twarz. Może to będzie początek czegoś lepszego? Może nawet się z kimś zakumpluję?

Większość weszła już do środka. Na zewnątrz została tylko Aśka z księgowości i Radek z działu IT.

- Siema. - Niezgrabnie wyciągam łapę w kierunku kolegi. - Co to za imprezka?

Postanowiłem zapytać prosto z mostu, gdybym zaczął z innej strony to pewnie za chwilę uciekliby do środka, tłumacząc się nawałem pracy.

- Co? A nic, tak gadaliśmy, że fajnie byłoby gdzieś wyjść. Może za miesiąc czy coś, na razie nie ma czasu przez te nowe projekty. - Domyślam, że Radek łże, ale nie mam stuprocentowej pewności. Może jestem przewrażliwiony i po prostu źle zrozumiałem ich rozmowę.

- Rozumiem, dacie mi znać jak już będzie termin?

- Jasne, że tak! - oznajmia Aśka nienaturalnie wysokim głosem. Dobrze wiem, że nie potrafi kłamać. Głupia szmata.

Mając dość towarzystwa tych idiotów, kieruję się do swojego biurka. Chwytam kawę z ekspresu i rozsiadam się wygodnie na swoim miejscu. Na szczęście stanowiska są od siebie odgrodzone drewnianymi ściankami. Dzięki temu mam chociaż odrobinę prywatności i nie muszę co chwilę spoglądać na te parszywe mordy. Kiedy wybija przerwa, zrywam się z miejsca i pędzę w stronę toalet. Woda i kawa tak mnie załatwiły, że za chwilę zeszczam się w gacie. W kiblu na szczęście nikogo nie ma. Wchodzę do pierwszej kabiny i odpinam pasek. Wzdycham z ulgą, czując jak z sekundy na sekundę robi mi się lżej. Na końcu pomieszczenia pod ścianą stoją pisuary. Nigdy nie rozumiałem tego fenomenu. Nie potrafiłbym wyjąć swojego sprzętu i wesoło szczać gawędząc o tym z facetem, który robi to samo. A potem podziękować sobie uściskiem dłoni za miłą pogawędkę. Oczywiście tą dłonią, którą przed chwilą trzymałem swoją fujarę. Ludzie są obrzydliwi.

- Nie mogę się doczekać. - Z rozmyślań wyrywa mnie głos jakiegoś gościa. - Będzie zajebiście. Tak się zresetuję, że wrócę do domu jutro po południu.

- A Halinka idzie? - Radek. Parszywy, jebany gnój. Okłamał mnie. Jaki ja jestem głupi, przecież to oczywiste, że nikt mnie tam nie chce. Wkurwiam się na samą myśl, że jakaś Halinka była zaproszona, a ja nie. Pewnie to żona tego faceta, czyli impreza jest z osobami towarzyszącymi.

- Coś ty, pytała czy może iść, ale powiedziałem jej, że to tylko dla pracowników firmy. Ja chcę się bawić i pić stary.

Otrzepuję sprzęt i chowam go po cichu do spodni. Nie chcę żeby zauważyli, że ktoś tu jeszcze jest. Cofam stopy w głąb kabiny i ledwo oddycham. Na szczęście po kilku minutach wychodzą. Czekam jeszcze minutę i wychylam głowę na korytarz. Czysto.

Nie Odbieraj MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz