12.

19 6 1
                                    

    Trzęsącymi rękami gaszę peta o parapet. Zamykam okno, wcześniej omiatając wzrokiem ulicę. Czuję się obserwowany, chociaż na dole nie ma nikogo podejrzanego. Srebrne audi próbuje wyjechać tyłem z parkingu. Niestety, jest tak zastawiony, że nie ma na to szans. Raz po raz wściekle trąbi i jak się domyślam, rzuca przekleństwami na lewo i prawo.
- Chłopie, to nie są problemy - mówię chociaż wiem, że mnie nie usłyszy. - Pomyśl sobie co czują rodzice tej dziewczyny. I ona sama. O ile jeszcze żyje.
Moje podejście do życia ostatnio mocno się zmieniło. Można powiedzieć, że w końcu dorosłem. Zrozumiałem, że wkurzanie się na brak miejsca parkingowego, bałagan w mieszkaniu, czy rachunek do opłacenia jest śmieszne. Ludzie skupiają się na tak płytkich rzeczach, dopóki nie spadnie na nich prawdziwa tragedia. Na przykład zaginięcie ukochanej córki...
W przypływie emocji mam ogromną potrzebę usłyszenia głosu mamy. Włączam telefon i z ulgą stwierdzam, że nie otrzymałem żadnych nowych wiadomości.
- Halo? - Mama odbiera po trzech sygnałach.
- Cześć mamo, co tam słychać? Przepraszam, że się nie odzywałem, nawał roboty. - Kłamstwo w dobrej wierze zostaje wybaczone, prawda?
- Cześć, rozumiem. Cieszę się, że chociaż tam idzie ci dobrze.
O nie, rozumiem dwuznaczność tej odpowiedzi. Fajnie, że w pracy idzie mi dobrze, ale mógłbym się ogarnąć i w końcu założyć rodzinę zamiast chlać piwsko przed monitorem.
Robię głęboki wdech i dziękuję w duchu za to, że ją mam. Na pewno mnóstwo osób na świecie oddałoby wszystko za chwilę rozmowy ze swoją mamą.
- Mów, co tam u ciebie.
- W porządku, plecy trochę mi dokuczają. Nadźwigałam się wczoraj zakupów i coś mi łupnęło jak wchodziłam na górę. Ale mam maść, przejdzie mi.
- Przepraszam, ja powinienem to zrobić. Obiecuję, że jak tylko wrócę to pojedziemy na wielkie zakupy.
Chwila ciszy po drugiej stronie uświadamia mi, że mama jest zdziwiona moim zachowaniem.
- Jasne synku. - W kąciku oka zebrała mi się łza. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak mnie nazwała. - Pojedziemy, na razie sobie wypoczywaj i baw się dobrze.
- Jasne, dzięki! - Mówię to z przesadnym entuzjazmem. Mama myśli, że jestem na wyjeździe z firmy, niech tak zostanie. - To ja już kończę. Zadzwonię jutro!
Po rozmowie siadam na łóżku i obejmuję rękami głowę. Ryczę jak bóbr, walę pięściami w łóżko i wypowiadam bezgłośne "dlaczego". Dlaczego jestem tak paskudnym synem, dlaczego mam wszystko i wszystkich w dupie, dlaczego naraziłem Freda na niebezpieczeństwo, dlaczego nie doceniam pani Leokadii. Dlaczego jestem takim pojebem. Dlaczego, dlaczego, dlaczego!?
Podchodzę do lodówki i wyciągam butelkę wódki. Nalewam ją do szklanki i wypijam za jednym przechyleniem. Szybko uświadamiam sobie, że to jednak wódka. Pali mnie w przełyk i pozostawia ohydny smak w gębie. Miotam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś do popicia. W końcu znajduję sok pomarańczowy, był w reklamówce przy drzwiach.
Gdy sytuacja jest opanowana podchodzę do okna i odpalam kolejnego papierosa. Wchodzę w wiadomości i jeszcze raz czytam tą od nieznanego numeru.
"Podłoga" - Nie trudno się domyśleć, że chodzi o podłogę w ruinach budynku. Ale jak, do kurwy nędzy, ktoś wie, że tam byłem? Śledził mnie? Na pewno nie. Przecież bym zauważył. Idąc tam, rozglądałem się na boki jak pojebany. Może ktoś śledzi mój telefon? Ciężko mi jednak wyobrazić sobie, że jest to możliwe znając jedynie czyjś numer. A telefon dziewczyny jest przecież wyłączony.
Mając totalny mętlik w głowie nie jestem w stanie nic wymyśleć. Postanawiam więc, że nazajutrz znów udam się w tamto miejsce. Łudzę się, że dostałem tą wiadomość przez przypadek. Może miała być skierowana do kogoś innego?
Włączam laptop i wpisuję nazwę miasteczka, w którym się zatrzymałem. Nic, jedynie historia miasta i opis jakichś pomników przyrody. Próbuję wpisać to samo, z dodatkową frazą "stary dom w lesie". Wyskakują mi domy na sprzedaż. Wchodzę na mapy, wpisuję miejscowość i włączam widok z satelity. Ostatnia aktualizacja była robiona około rok temu. Przybliżam miejsce z domem ale widzę tylko ciemno zielone plamy. To muszą być korony drzew. Cofam jeszcze odrobinę próbując wstrzelić się w późną jesień albo zimę. Jest! Kółkiem myszy przybliżam obraz i widzę ruiny... Co prawda w dużo lepszym stanie niż obecnie ale nadal są to po prostu pozostałości po budynku. Przesuwam suwak w lewą stronę cofając czas o pięć lat. Obraz przedstawia budynek w stanie surowym. Wygląda jakby ktoś dopiero co go postawił. Dziwne, że nie dokończono budowy. Jeszcze dziwniejsze wydaje mi się to, że rozpadł się w tak krótkim czasie. Przecież domy nie rozlatują się ot tak, w kilka lat. Zwykle trwa to znacznie dłużej.
Jestem coraz bardziej zdezorientowany. W dodatku coś mi tu nie gra. Mam wrażenie, że stało się tam coś złego. Coś bardzo złego. Niestety, moja intuicja już nieraz mnie zawiodła. Mam nadzieję, że będzie tak i tym razem...

***

Budzę się z potężnym kacem, a łeb boli mnie tak, jakby przebiegło po nim stado koni. Wczoraj trochę zabalowałem, jeśli tak nazwać można wypicie całej butelki wódki w samotności. Ostatnie łyki ledwie pamiętam, ale pusta butelka leżąca koło łóżka jest na to wystarczającym dowodem. Zegarek wskazuje godzinę dziewiątą trzydzieści. A więc zaspałem na śniadanie, ekstra. Podają je do dziesiątej, ale doprowadzenie się do porządku na pewno zajmie mi znacznie więcej. Dojadam resztki chipsów z wczoraj i wchodzę pod zimny prysznic. Muszę się ogolić, bo powoli zaczynam wyglądać jak panowie, których wczoraj miałem przyjemność poznać.
Koło jedenastej jestem już gotowy do wyjścia. Zamykam drzwi i wrzucam kluczyk do plecaka. Zabrałem też wodę, suszy mnie jak nigdy. Na morderczym kacu wsiadam do auta i odpalam silnik. Przez moment zastanawiam się czy nie zrezygnować i nie iść na miejsce pieszo. Postanawiam jednak zaryzykować, w przeciwnym razie dotarł bym tam dopiero za godzinę.
Szczęście mi sprzyja, drogi są puste i nie widzę śladu policji. Parkuję w tym samym miejscu co wczoraj i skręcam w prawo, do lasu. Nauczony wczorajszym doświadczeniem trzymam przez sobą gałąź i zgarniam pajęczyny. Po krótkim marszu docieram do ruiny i z ulgą stwierdzam, że nie ma pijaczków. Na wszelki wypadek wziąłem ze sobą drobne, wolę pozostać z nimi w przyjaznych stosunkach. Kto wie, ile razy będę tu jeszcze przyłaził. Mam jednak cichą nadzieję, że ten jest ostatni...
Łapię się cegieł i po chwili znów jestem w środku. Idę do rogu i krok po kroku przeczesuję teren wzrokiem. Odgarniam butami liście, co chwilę zerkając za siebie. Chyba wpadam w paranoję. Idąc tu obejrzałem wszystkie drzewa, szukałem kamer. Oczywiście nic takiego nie znalazłem.
Nagle moją uwagę przykuwa zrobiony sprejem napis na jednej ze ścian.
"GŁUPIEC" - Czerwone drukowane litery. Obok widnieje smutna buźka, narysowana tym samym kolorem. Podchodzę bliżej i dotykam napisu palcami. Są czyste. Nie mam pojęcia ile to może schnąć.
Nie mogę sobie przypomnieć czy wczoraj też tu był. Wytężam umysł ale jak na złość nie mogę wyobrazić sobie tej części budynku. A raczej widzę ją czystą, bez żadnych graffiti. Robi mi się gorąco, zdaję sobie sprawę, że nie ma opcji, abym wczoraj nie zarejestrował w głowie czegoś takiego. Biorę kilka głębokich oddechów, wdychając do płuc zapach lasu i pleśni. Zaczynam szybciej przeszukiwać podłogę. Wiem, że więcej tu nie wrócę.
Po około trzydziestu minutach wspinam się na ścianę i przeskakuję na drugą stronę. Biegiem rzucam się w drogę powrotną. Jestem wściekły, nie znalazłem nic, co mogłoby chociaż trochę przybliżyć mnie do nastolatki. Zdaję sobie sprawę, że napis mogli zrobić jacyś wandale. Nawet jeśli tak było to spotkał mnie niezły zbieg okoliczności.
Zrezygnowany wsiadam do samochodu i w końcu czuję się względnie bezpiecznie. Wrzucam jedynkę i kieruję się z powrotem do hotelu. Po drodze postanawiam, że jutro wracam do domu. Kupię nową kartę sim, pojadę jak najdalej od domu i powiadomię policję o całej sprawie.
Parkuję pod hotelem, przedłużam pobyt do jutra i wracam na górę. Z tego wszystkiego nie jestem nawet głodny. Mam ochotę odpocząć i wyłączyć mózg. Spróbuję zasnąć, później może skoczę na jakieś zakupy albo do baru...
Otwieram drzwi i zamieram. Zamykam je i patrzę na numer. Tak, to mój pokój. Wchodzę do środka. Na jasnej podłodze narysowana jest czerwona strzałka. Wskazuje przestrzeń pod łóżkiem...

Nie Odbieraj MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz