Połowa sezonu, oznaczająca tak upragnioną przeze mnie przerwę wakacyjna. Muszę przyznać, że potrzebowałam dłuższej chwili odpoczynku od wyścigów. Chciałam wreszcie mieć więcej czasu dla siebie i przede wszystkim mieć trochę spokoju. Zero stresów związanych z wyścigami, zero załamań nerwowych po każdych kwalifikacjach, z e r o irytujących ludzi na padoku, w tym niektórych kierowców. Musiałam też zregenerować się przed drugą częścią sezonu, aby móc dać z siebie dwa razy więcej. Miałam wiele planów na ten miesiąc, ale przede wszystkim bardzo chciałam chociaż tydzień spędzić w Polsce. Marzył mi się długi odpoczynek gdzieś na Podhalu, gdzie byłabym sama, odcięta od wszystkich i przede wszystkim z daleka od wszystkiego związanego z Formułą.
Jednak pojawił się problem... Wszystkie moje plany poszły się jebać razem z kontuzją, której nabawiłam się po powrocie do Monako. Wnosiłam do swojego mieszkania wszystkie swoje rzeczy, a jako, że ciężko było zabrać się ze wszystkim kursowałam z góry na dół. Chciałam się trochę przyspieszyć ten monotonny proces rozpakowywania. Z dużym pośpiechem wyszłam już kolejny raz z windy przez co krzywo stanęłam, a to poskutkowało tym, że upadłam razem ze wszystkimi moimi rzeczami. Na początku stwierdziłam, że to mała głupota i nic mi nie będzie, tak więc kontynuowałam moje wcześniejsze zajęcie. Dopiero po czasie zauważyłam, że co raz ciężej było mi chodzić, a moja kostka zaczęła puchnąć. Taka „mała głupota", a skoczyłam unieruchomiona w domu ze skręconą kostką. Lepiej przerwy wakacyjnej nie mogłam spędzić... Leżałam w łóżku z unieruchomioną kostką. Chciałam, żeby ten miesiąc był wyjątkowo udany, a był po prostu nudny i pragnęłam, aby jak najszybciej się skończył. Chociaż tylko gorzej było, kiedy przerwa wakacyjna dobiegła końca, bo pojawił się kolejny problem. Potrzebowałam choćby najmniejszej rehabilitacji, która zaczęła się w pierwszy tydzień z Formułą. Chyba nawet nie muszę mówić jak bardzo załamana byłam. Pierwszy wyścig po przerwie i w nim nawet nie pojadę, lepszego powrotu sobie wymarzyć nie mogłam.
A w tej całej sytuacji i tak najzabawniejszy był fakt, że moje nazwisko i tak pojawiło
się w tabeli podczas weekendu. Tak, zespół wziął na moje miejsce na Spa mojego własnego ojca. Nie wiem czy rozzłościło mnie to dwa razy bardziej czy rozśmieszyło. Wiem ile szczęścia da mu ten krótki powrót, ale to ja tam miałam być. Ale w każdym razie, obiecałam mu, że będę kibicować mu tak mocno jak on mnie. Dlatego byłam na bierząco z każdym treningiem, kwalifikacjami, a teraz siedzę i cierpliwie czekam na wyścig.W sumie to nie wiem, kiedy ostatni raz miałam okazje obejrzeć Formułę dla własnej rozrywki. A już tym bardziej zobaczyć tam swojego tatę. Dosyć dziwnie to zabrzmi, ale nigdy nie oglądałam wyścigów z jego udziałem, a zwłaszcza, gdy byłam mała. Przede wszystkim dlatego, że mama chciała mnie w pewien odciąć od tego czym on się zajmował. Kiedy chciałam obejrzeć chociaż ten głupi start, potrafiła mnie wynieść (i to dosłownie) do innego pokoju... Bardzo nie chciała, żebym poszła w ślady ojca. O ironio, dużo rzeczy tu poszło źle. Chciała mi znaleźć bardziej „dziewczęce" zajęcie jakim według niej był taniec, ale problemy były dwa: ja nie posiadająca czegoś co nazywają gracją oraz gokart, do którego wsadzał mnie ojciec, gdy tylko się widzieliśmy. Była wręcz załamana, kiedy ostentacyjnie powiedziałam jej, że będę kierowcą, nawet tata był zdziwiony, a co dopiero ona. Oczywiście chciała mi to wybić z głowy, ale trochę bardzo nie wyszło. Nie chce mówić, że chciała mi podciąć skrzydła czy coś w tym stylu, bo ona po prostu się o mnie martwiła. Zawsze mówiła, że to sport dla samobójców, a tatę prędzej czy później to wykończy. Były chwile, kiedy myślałam, że ma racje, ale z królową motorsportów jest trochę jak z uzależnieniem...po jednym wyścigu obejrzanym czy przejechanym, nie da się tak po prostu przestać. W każdym razie mam nadzieje, że chociaż minimalnie jest ze mnie dumna.
Rozłożona na kanapie w swoim mieszkaniu oglądałam rzęsiście padający deszcz nad Spa. Podwójnie teraz żałowałam tego, że mnie tam nie ma. Deszcz na jednym z moich ulubionych torów. Mimo możliwe dużego niebezpieczeństwa spowodowanego deszczem na torze zawsze uwielbiałam w nim jazdę. Czuje się wyjątkowo swobodnie na mokrej nawierzchni, trochę więcej rozwagi i stabilnej jazdy, a deszcz nie jest żadnym problemem na torze. Byłam zdziwiona faktem, że start opóźnił się tylko o pare minut i o dziwo, dosyć szybko została podjęta decyzja o wyścigu w pełnym deszczu. Gdy zapalały się światła, w myślach zaczęłam obstawiać, którzy z kierowców nie dojadą do pierwszego zakrętu. Tak wiem, wredne zachowanie biorąc pod uwagę to, że znam ich wszystkich prywatnie. Ale nie chodzi tu o to, że któremuś z kierowców źle życzę, bo absolutnie nie jest to moją intencją. Po prostu poziom jazdy jest inny, mniej lub bardziej zaawansowany... Najbardziej wychodzi to właśnie w trudniejszych warunkach.

CZYTASZ
From Hell To Heaven On Track |F1|
RandomOd dziecka wpatrywała się w rozpędzony bolid swojego ojca, a jej marzeniem była Formuła 1, zawsze pragnęła stanąć na najwyższym stopniu podium jak on w 2008. Ale czy łatwo zdobyć miejsce pośród najlepszych kierowców na całym świecie? I przede wszyst...