8

178 6 0
                                    

Niestety po weekendzie w Monako czekał mnie smutny powrót do rzeczywistości i dwa kolejne wyścigi po za Europą. Baku można było zaliczyć do bardziej udanych, ale też bez przesady. Razem z Valtteri'm weszliśmy do Q3 oraz dojechaliśmy w wyścigu na całkiem niezłych pozycjach- P6 i P7. W Kanadzie też nie było najgorzej, co prawda marzyło mi się trochę inne miejsce, możliwe że całkiem nieosiągalne dla zespołu. Stanięcie na najwyższym stopniu podium raczej było bardzo abstrakcyjne w tym momencie, ale mam marzenia okej? Może kiedyś uda się je spełnić, tylko raczej nie w Alfie Romeo. Chyba, że prezes naszego cudownego polskiego Orlenu przeleje na zespół tak wielkie pieniądze, że fabryka będzie mogła wybudować bolid na skale Mercedesa. Już nawet nie wiem co ja gadam w tym momencie...

Na Silverstone jak zawsze wszystko skupiało się na Lewisie, George'u i Lando. Nie żebym była zdziwiona, oczywiście to był tor w ich ojczystym kraju. Aczkowiek muszę przyznać, że odczuwam minimalną zazdrość, bo też chciałabym móc pojechać na torze w swoim państwie. Ale nie spodziewam się jakiejkolwiek nitki w Polsce, budowanie obwodnic zajmuje pięć lat, więc o torze nie ma nawet co rozmawiać. Wracając do tematu...

Tor zdecydowanie należał do brytyjskich kibiców, którzy celebrowali dzisiejsze osiągnięcia swoich swoich kierowców. Dokładniej PP Russella i niezbyt widowiskowe P18 Hamiltona, który miał spore problemy z bolidem podczas przejazdów, ale oczywiście nie zapomnieli też o Norrisie, który finalnie skończył na P4, co było jego najwyższą pozycją w tym sezonie. Dla mnie kwalifikacje nie były aż tak udane, gdyż pod koniec Q3 moja jednostka napędowa odmówiła mi posłuszeństwa i postanowiła zafundować mi start z P10. Ahhhh te niezawodne silniki Ferrari... Ale już mniejsza o to, nic straconego, w wyścigu może się wszystko zmienić. Miałam przed sobą Kevin'a Magnussen'a, który w teorii dysponował gorszym bolidem ode mnie, więc nie będzie on problemem. Plus zespół postanowił zaoszczędzić mi problemów z moim aktualnym silnikiem i postanowili skorzystać z darmowej wymiany go. Chciałabym, żeby nowa jednostka mnie nie zawiodła, bo mam ogromne nadzieje na ten wyścig. Nawet nie wiem skąd ten optymizm we mnie, bo w moim przypadku to duża rzadkość.

***

Podczas startu przede wszystkim skupiłam się na tym, aby mieć jak najlepszą reakcje, aby znaleźć się jak najbliżej Magnussen'a. Jechaliśmy blisko siebie do pierwszego zakrętu, gdzie się zrównaliśmy. Na moje szczęście Duńczyk zahamował dużo wcześniej, dzięki czemu udało mi się wcisnąć przed niego.

Przez następne kilka okrążeń przede wszystkim zależało mi na wyprzedzeniu duetu z Alpine. Ocon i Alonso dosyć agresywnie walczyli o pozycje, zespół raczej nie chciał ich zamieniać i pozwolił rozegrać im to między sobą. Fakt, że kierowcy byli przede wszystkim skupieni na walce ze sobą, był idealną okazją dla mnie. Jechałam tuż za Estebanem, który właśnie podejmował kolejną próbę ataku na Fernando. Podczas, gdy Hiszpan blokował Francuza w kolejnym zakręcie, ja wyjechałam dosyć szeroko zza bolidu z numerem 31. Wyjeżdżając na prostą maksymalnie przyspieszyłam po czym sprawnie znalazłam się przed obydwoma bolidami Alpine.

W kolejnej części wyścigu chciałam zmniejszyć dystans do Norrisa, który spadł o dwie pozycje. Chociaż Lando teraz nie był moim największym priorytetem... Aktualnie najbardziej martwił mnie bolid z numerem 44, który odbijał się w moim lusterku. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie mam najmniejszych szans z Hamiltonem, ale chce chociaż spróbować potrzymać go za sobą, tak dla własnej satysfakcji. Przez chwile trzymałam Brytyjczyka za sobą i skutecznie odpierała jego ataki, ale kiedy zobaczyłam tuż za mną czarnego Mercedesa z otwartym DRS, nawet nie podejmowałam się walki z Lewisem. Hamilton przeprowadził bezbłędny i szybki manewr, po którym znalazł się przede mną.

„Box, box"

Pokonałam ostatni zakręt toru po czym zjechałam do alei serwisowej na pit stop, który jak się okazało miał być podwójny. Jakoś nie podobał mi się ten pomysł... Zawsze boje się, że zespół pomiesza opony albo zapomną o drugim komplecie dla mnie, takie błędy zabierają mnóstwo czasu. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak. Gdy wyjeżdżałam do alei pit stop Valtteri'ego wciąż trwał, jednak gdy tylko podjechałam, mój kolega z zespołu zdążył odjechać. Miałam wrażenie, że moje serce na moment się zatrzymało, kiedy mechanicy unieśli mój bolid. Ale kiedy bez żadnych problemów zaczęli odkręcać stare opony i założyli nowy komplet, zrobiło mi się od razu lepiej. Mechanicy opuścili mój bolid, a ja opuściłam stanowisko. Wyjechałam z alei na czternastej pozycji, rozdzielając Vettela i Schumachera na trzynastej oraz piętnastej pozycji. Niemiec z przodu znacznie mi odjechał, a za to ten z tyłu skutecznie uniemożliwiał mi odrabianie strat do Sebastiana. Teraz moim priorytetem było trzymanie Mick'a za sobą. Ilekroć Schumacher zbliżał się do mnie sprawnie odpierałam jego wszystkie ataki. Zaczynał mnie już irytować fakt, że męczę się z tym Niemcem i bronię głupiej pozycji za którą nawet punktów nie dostanę, kiedy to powinnam przedzierać się przez stawkę, aby być chociaż na dziesiątej pozycji. Im bliżej mnie był Mick tym bardziej podnosiło mi się ciśnienie, przez co nasza walka stawała się co też bardziej agresywna. Na ostatnim okrążeniu mało brakowało, a wypchnęłabym go z toru i to kilkukrotnie.

Linie mety przekroczyłam niezbyt usatysfakcjonowana wynikiem...w sumie to całkowicie załamana i wkurzona. Czternasta pozycja, czyli brak punktów. A wszystko mogę zawdzięczać Schumacherowi.

Dobra, wyścig to wyścig, Mick'owi też zależało na pozycji, ale kogoś muszę poobwinać. 

Całe trybuny były wypełnione flagami Wielkiej Brytanii, trzymanymi przez kibiców Mercedesa. W sumie to ciężko było dostrzec jakichkolwiek innych fanów, pośród wszystkich entuzjastów niemieckiej gwiazdy. Wyścig dla Hamiltona, Russella i ich fanów skończył się w wymarzony sposób. Lewis w jakże imponujący sposób, jak przystało na siedmiokrotnego mistrza przystało, przebił się przez całą stawkę na pierwsze miejsce. Za to zaraz obok niego na podium towarzyszył mu George, który również był równie zadowolony ze swojego występu w tym wyścigu. Obydwoje wyskoczyli z bolidów, po drodze zabierając od zespołu brytyjskie flagi, po czym pobiegli w stronę trybun, aby móc pomachać swoim fanom.

Ja nie miałam aż tyle entuzjazmu po wyścigu, wysiadłam z bolidu z zamiarem wyminięcia wszystkich kierowców. Chciałam jak najszybciej przebrać się i wrócić do hotelu, gdzie mogłabym samotnie przetrawić tę porażkę. Kiedy zdejmowałam kominiarkę poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Widząc Mick'a ledwo się powstrzymałam, żeby nie wywrócić oczami.

-Nie musisz mnie aż tak unikać, chciałem tylko powiedzieć, że naprawdę świetnie się broniłaś.- powiedział dosyć nieśmiało.

-Dzięki.- mimo, że aktualnie jestem na ciebie wkurzona i jesteś ostatnią osobą, z którą chce rozmawiać. Tak, dalej go będę o to obwiniać.

-A tak po za tym to chciałabyś gdzieś wyjść później?- dosyć zaskoczyło mnie pytanie zadane przez Schumachera. Pójście z nim gdziekolwiek to najgorsze na co mogłabym się zgodzić. Mimo, że trochę brakuje mi naszych spontanicznych wyjść, codziennego pisania i wysłania sobie przypadkowych postów na instagramie.  

-Mick...

-Zanim powiesz, że to zły pomysł lub coś w tym stylu, ja chce tylko się spotkać, jak kiedyś i nic więcej.

-Niech ci będzie.- odpowiedziałam od niechcenia.- Do zobaczenia później.- powiedziałam krótko po czym sobie poszłam. Chciałabym z nim porozmawiać normalnie, tak jakby nic pomiędzy nami się nie wydarzyło. Przecież nie musimy do tego wracać, może Mick nawet nie ma takiego zamiaru.

From Hell To Heaven On Track |F1|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz