To już dziś! Czekałem na ten dzień od miesiąca. Śpiwór, latarka, scyzoryk, to wszystko na pewno mi się przyda podczas wyjazdu na camping. W międzyczasie szukałem jeszcze kilku rzeczy, które mógłbym ze sobą zabrać, gdy zadzwonił telefon. Był to mój przyjaciel Mark.
- Jak to zbiórka o 8.00!? - Byłem przekonany że została mi jeszcze godzina do wyjścia, jednak było to tylko 20 minut. Zebrałem szybko plecak, ubrałem swoją ulubioną bluzę i szedłem w stronę drzwi.
- Mamo! Tato! Wychodzę! - Ach... Zapomniałem przecież że każdy z nich siedzi teraz w pracy i zarabia na "nasze życie". Szkoda, że nasze życie polega na pracy, nauce i niczym więcej. Moja mama pracuje w szpitalu; jest chirurgiem, a mój tata... Siedzi godzinami w biurze i nadzoruje pracę innych.
Po kilkunastu minutach dotarłem pod szkołę, gdzie już czekał na nas autokar, którym pojedziemy na camping. Usiadłem obok Marka, chwilę pogadaliśmy, gdy nagle przerwał nam Pan Wilson; zawzięty nauczyciel wf'u który za wszelką cenę chce zrobić z nas sportowców.
- Witam Was wszystkich. Mam nadzieję że każdy kto miał przyjść już jest. Niestety ze względów zdrowotnych i wysokiej gorączki Pani Lourie nie pojedzie z nami na wycieczkę, więc będę jedynym nauczycielem, który będzie sprawował nad Wami opiekę.
- Ale kanał! Już to widzę, codzienne wstawanie o 5.00 na poranne ćwiczenia, dieta składająca się z samego mięsa, bo przecież "mięso daje siłę". Coraz mniej podoba mi się ta wycieczka.
Po jakimś czasie Pan Wilson sprawdził listę wycieczki i ruszyliśmy. W czasie podróży założyłem słuchawki, słuchałem muzyki, przeglądałem różne strony i natrafiłem na dziwny artykuł.
**********
PACJENT W SZPITALU MALUMIA ZAGRYZŁ LEKARZA NA ŚMIERĆ
**********Co tam się stało!? Przecież tam pracuje moja mama! Od razu zadzwoniłem do niej.
- No dalej, odbierz! - Powiedziałem pod nosem. Dzwoniłem jeszcze kilka razy, niestety bez skutku. Zdecydowałem, że napisze sms'a.
**********
"Mamo zadzwoń, czytałem artykuł. Martwię się."
**********Przez resztę drogi moje myśli były przy tamtej sytuacji. Po jakimś czasie dojechaliśmy do obozu, w którym mieliśmy spędzić następne 4 dni. Wszedłem do swojego domku, a zaraz po mnie weszli Mark i Louis; uchodzi za kujona klasowego, same piąteczki i te sprawy. Jakoś wytrzymamy z nim te kilka dni. Po rozpakowaniu się poszliśmy na zbiórkę przed domkami.
Pan Wilson tłumaczył nam zasady obozu i różne inne głupoty. Okazało się, że już teraz idziemy pozwiedzać las. Totalne dno... Przyszedłem tutaj z myślą, że nauczę się rozpalać ognisko, a nie podziwiać drzewa.- A więc tutaj na lewo możecie zobaczyć piękny, krystaliczny strumyk, gdzie przy odrobinie szczęścia zobaczymy zwierzęta pijące z niego. - Pan Wilson
- Przepraszam bardzo, ale czy długo będziemy chodzić po tym lesie? Wolę robić coś ciekawszego niż patrzeć na jakieś ścieki. - Laura
Ehh.. Jak zwykle Laura ma najwięcej do powiedzenia. Najlepiej to by siedziała w domu i wypisywała w internecie jaka to ona nie jest cudowna i piękna. A przyjechała tutaj tylko dlatego, że rodzice mieli jej dość i chcieli ją odciąć od pieniędzy. Myśli, że jak ma wygląd to można jej wszystko.
Po około 30 minutach wróciliśmy z lasu do swoich domków i mieliśmy czas na odpoczynek. Niestety odpoczynek nie mógł trwać długo, bo Pan Wilson wymyślił sobie ognisko z kiełbaskami, gdzie każdy musiał przyjść. W czasie odpoczynku postanowiłem napisać do mamy. Cholera! W tym lesie nie ma nawet zasięgu! Nie wiem nawet czy odczytała moją wiadomość.
Żeby nie zadręczać swojej głowy myślami, postanowiłem, że posłucham muzyki, ale nigdzie nie mogłem znaleźć swoich słuchawek.
- Ej Mark. Widziałeś gdzieś moje słuchawki?
- Yym... Nie, raczej nie. Gdzie je ostatni raz miałeś?
- W autokarze. - Postanowiłem, że pójdę sprawdzić autokar, który stał na parkingu nieopodal obozu. Okazało się, że był zamknięty. Logiczne... Poszedłem do Pana Wilsona z prośbą o kluczyki.
- Niestety Max, ale ja przecież nie mam dostępu do kluczy. Musisz zapytać się Pana Ludwika, który powinien być w 5 domku. Tylko zapukaj przed wejściem bo wiesz hehe, ma pokój ze swoją żoną. - O boże! Bez szczegółów. Nie chce myśleć nawet o tym co mówił Pan Wilson. Fu! Szedłem w stronę domku, widziałem, że kilka osób już kieruje się w stronę ogniska, więc przyspieszyłem kroku.
Gdy już byłem pod domem, zapukałem delikatnie w drzwi, gdzie nikt nie otworzył. Postanowiłem że zapukam jeszcze raz, co też nie przyniosło skutku. Po jakimś czasie zobaczyłem, że drzwi nie są zamknięte na kluczyk i można je otworzyć, tak też zrobiłem. Gdy wszedłem, zobaczyłem Pana Ludwika, który stał nad swoją żoną.
- Dobry... Dobry wieczór. - Powiedziałem niepewnie. Niestety Pan Ludwik nie usłyszał mojego przywitania, więc podszedłem bliżej.
- Panie Ludwiku. Czy mógłby mi Pan otworzyć autokar? Zostawiłem tam słuchawki. - Tym razem udało się zwrócić jego uwagę, ale to co zobaczyłem, sprawiło że zamarłem. Żona Pana Ludwika była cała we krwi z wielką dziurą na środku klatki piersiowej. Chciałem uciekać, ale moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Swój wzrok skierowałem na Pana Ludwika, a raczej na to coś, co go przypominało. Miał czerwone oczy, cała jego skóra wyglądała jakby gniła kilka tygodni. Wyglądał jak martwy, tylko że martwi nie potrafią chodzić.
Po krótkiej chwili otrząsnąłem się i wybiegłem z domku w stronę ogniska, gdzie spotkałem kilka osób.- Po... Po... Pomocy! - Z trudem wydusiłem z siebie wołanie o pomoc.
- On! On! On nie żyje! Zabił swoją żonę! Musimy uciekać! - Odziwo udało mi się wydusić jakieś słowo z siebie. Pan Wilson usłyszał moje krzyki i dołączył do nas.
- Halo! Co tu się dzieje!? Co to za krzyki!? - W swoim chaosie opowiedziałem co się stało. Co zrozumiałe, nikt mi nie uwierzył, ale Pan Wilson postanowił udać się tam ze mną. Gdy otworzyliśmy drzwi, w domku nikogo nie było, a zastała nas wielka kałuża krwi.
- Co tu się do cholery stało!? Czy to są jakieś twoje żarty Max? - Pan Wilson
- Nigdy w życiu! Oni tutaj byli! Ona martwa, a on... Nie wiem jak to wytłumaczyć! - Nigdy nie czułem się gorzej, niż w ten dzień. Nie wiedziałem czy ktoś sobie ze mnie żartuje do momentu, aż razem z Panem Wilsonem nie usłyszeliśmy przerażających krzyków, które dochodziły z domków. Wychodząc, zobaczyliśmy jak moi znajomi, przyjaciele, uciekają w panice ze swoich domków. Niektórzy z nich ostatkiem sił starali się uciekać, ale dopadło ich to coś... To coś ich zjadało żywcem! Nie patrząc na to co się dzieje pobiegłem do swojego domku zobaczyć co się dzieje z Markiem. Okazało się, że do niego i Louisa te potwory jeszcze nie dotarły. Wziąłem plecak i cała nasza czwórka starała się uciec z obozu...
👑👑👑👑👑👑
Po ponad roku wracam do pisania opowiadań! Mam nadzieję że się spodoba. Wiem, że nie jest idealnie, ale wraz z czasem mam nadzieję że będzie lepiej. Z chęcią poczytam wasze przemyślenia na temat książki, tego co można poprawić, dodać. Zapraszam do komentowania!
👑👑👑👑👑👑
Następne części w każdy piątek o 18:00❤️

CZYTASZ
It's Time For Zombie
HorreurŚwiat już nigdy nie będzie taki sam. Na ziemii pojawia się wirus, który zamienia ludzi w zombie. Już nikt nie jest bezpieczny. Ci, którzy jakimś cudem uszli z życiem walczą z dnia na dzień o przetrwanie. 18 letni chłopak, Max Lorenz podczas wyjazdu...