S1O2 - Kierunek Dom!

22 2 11
                                    

Co tam się wydarzyło!? Zadawałem sobie to pytanie ciągle i ciągle w kółko.

- Co my teraz zrobimy? Musimy ich ratować! - Nie sądziłem, że Mark jest zdolny wypowiedzieć takie słowa. Nawet ja uważam, że to strasznie głupie wracać tam. Oni dosłownie pożerali innych!

- Słuchajcie, nie możemy się bać. Musimy iść uratować wszystkich uczniów, jestem za waszą klasę odpowiedzialny i doprowadzę Was do domu. - Ehh.. może Pan Wilson ma rację? W końcu to tylko dwóch ześwirowanych emerytów.

Każdy z nas wyposażył się w długie, grube patyki, to jedyne co mieliśmy pod ręką. W drodze powrotnej do obozu przypomniałem sobie o moim scyzoryku, który miałem w plecaku. Od razu go wyjąłem i schowałem do kieszeni.

- Pusto.. Gdzie są wszyscy? - Louis

- Tu się dzieje coś totalnie porąbanego! Czemu jeszcze nie zadzwoniliśmy po policję!? - Mark miał rację! Czemu nikt nie wpadł na pomysł zadzwonienia na Policję?
Szybko wyjąłem telefon i wybrałem numer.

- Czemu nikt nie odbiera!? Potrzebujemy pomocy! - Powoli zaczyna mi odbijać. Nie wiem co tu się dzieje, nie wiem co z moimi rodzicami i znajomymi

Powolnym krokiem kierowaliśmy się do domków w poszukiwaniu kogokolwiek. W jednym z nich znaleźliśmy Rose; dosyć spokojną i cichą dziewczynę z klasy.

- Psst... Rose! Jesteśmy tutaj, przyszliśmy po Ciebie. - Mark wolnym krokiem zaczął kierować się w stronę naszej koleżanki.

Nagle dziewczyna powaliła go na ziemię i odgryzła mu część szyi.

- Cholera Mark! Nie! - Po raz kolejny stanąłem dęba. Mój przyjaciel! On umiera! Pan Wilson uderzył dziewczynę kijem, przez co znalazła się przy ścianie domku. Razem z Louisem rzucili się na dziewczynę, przytrzymując ją.

- Mark proszę! Nie umieraj! Nie możesz! - Wziąłem pierwsze lepsze prześcieradło i starałem się tamować krwawienie. Niestety nie pomagało. Czułem jak łza za łzą spływa mi po policzku.

- Mark! Wytrzymaj! Panie Wilson! Proszę coś zrobić! On umiera! - Zobaczyłem tylko bezradne spojrzenie naszego nauczyciela i już wiedziałem co to może oznaczać. Mój przyjaciel zmarł w moich ramionach, a ja nie mogłem mu pomóc. Zawiodłem go...

- Max! Musisz nam pomóc! Trzeba przywiązać Rose do łóżka. - Otarłem swoje łzy i starając się nie zawieść Pana Wilsona pomogłem. Po 2 minutach udało nam się przywiązać Rose. Jej oczy wyglądają na puste... Tak jakby była w innym świecie, a jej oczy mówiły... No właśnie. Jej oczy nie mówiły nic.

- Rose? To ja. Pan Wilson. Pamiętasz mnie? - Niestety dziewczyna nie odpowiadała. Z jej ust wydobywały się tylko warknięcia...

- Czemu jej skóra wygląda na zgniłą? - Zapytałem zaciekawiony. Przecież 30 minut temu było z nią wszystko dobrze.

- Wydaje mi się, że jest to pewnego rodzaju mutacja. Może jakaś bakteria, wirus? Nigdy nie spotkałem się z  czymś takim w książce. - Nie spodziewałem się, że Louis zna się na takich tematach. Myślałem, że to zwykły, szkolny kujon, którego interesuje tylko piątka ze sprawdzianu.

Nagle za plecami usłyszeliśmy warczenie. Po odwróceniu się zobaczyłem za plecami Marka, który chciał się rzucić na mnie. W ostatnim momencie Pan Wilson uderzył w jego głowę kijem.

- Czy... Czy pan rozwalił mu głowę?! On żył! - Powiedziałem drżącym głosem

- Max, to nie był Mark... On się zmienił w to coś czym jest teraz Rose. Co zaskakujące Rose podniosła się po ataku Pana Wilsona, a Mark nie. Wydaje mi się, że ta choroba może mieć bezpośrednie połączenie z głową, z mózgiem. Max? Czy mogę poprosić na chwilę twój scyzoryk?

Nie chciałem dawać Louisowi mojego scyzoryka, być może to jedyną pamiątką po moich rodzicach. Dostałem go na poprzednie urodziny, ale w tej chwili było mi wszystko jedno.

Podałem scyzoryk Louisowi, a ten podszedł do Rose

- Co ty chcesz jej zrobić? - Zapytałem przerażony

- Muszę coś sprawdzić... - Louis powolnym ruchem wbił scyzoryk w nogę Rose. Zachowywała się tak, jakby nie czuła bólu.

-  Dziwne... Nie jestem w stanie tego wyjaśnić, ale to wygląda tak, jakby ich mózg działał tylko w jednej płaszczyźnie. Nie czują, nie mówią, oni jedynie się poruszają i jedzą. Musimy jak najszybciej się stąd wydostać bo to co tu się dzieje nie jest normalne. - Po kilku minutach rozmowy doszliśmy do wniosku, a raczej Louis doszedł, że ludzie zamieniają się w martwych po ugryzieniu. Wtedy jakiś wirus wchodzi w krew człowieka i dzieje się to, co się dzieje.

- Musimy wrócić do domu! Muszę wiedzieć co u mojej rodziny! Louis ile nam zajmie droga stąd do domu? - Może nie miałem najlepszych relacji z rodzicami, ale sama myśl o tym, co może się teraz z nimi dziać doprowadzała mnie do szału.

- Pieszo... Zajęłoby nam to jakieś 5 dni, ale mamy autokar, dzięki czemu znajdziemy się tam znacznie szybciej.

- Nie uda nam się zabrać autokaru. Pan Ludwik ma przy sobie parę kluczy. - Pan Wilson

- Tylko teoretycznie. Praktycznie wystarczy wybić okno, żeby wejść do środka. Pan Ludwik zawsze trzyma drugą parę kluczy w schowku. Mamy szansę! - Jest nadzieja na to, że zobaczę jeszcze swoich rodziców! Zrobię wszystko, żeby to się stało, nawet jeśli miałoby to oznaczać śmierć martwych... Dziwnie to brzmi.

Rozejrzeliśmy się przez okno i gdy nie było w polu naszego widzenia martwych, ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę parkingu. Gdy Pan Wilson wybił szybę włączył się alarm. Nagle w naszą stronę zaczęło iść kilkanaście martwych.

- Szybko! Oni tu idą! - Pan Wilson podsadził mnie i zaraz po tym Louisa. Gdy martwi byli już o krok od Pana Wilsona, on zdążył się wdrapać. Cały bus był otoczony przez naszych znajomych. Nie za wszystkimi przepadałem jednak ten widok sprawił mi ból, o którym nie miałem pojęcia. W końcu ruszyliśmy i wyjechaliśmy z obozu.

Nie mogę uwierzyć, że Mark nie żyje. Przyjaźniliśmy się od podstawówki, a teraz go nie ma... I nigdy nie będzie...

Niespodziewanie Pan Wilson zatrzymał autokar. Odruchowo wziąłem kij do ręki i poszedłem do przodu zobaczyć co spowodowało zatrzymanie.

- Pomocy! Pomóżcie mi! Oni mnie gonią! - Skąd ja znam ten głos? Po popatrzeniu przez przednią szybę zobaczyłem Laurę. Wydostała się! Szybkim ruchem otworzyliśmy drzwi, aby Laura weszła do środka.

- Jesteś ugryziona!? Czy to coś cię ugryzło? - Miałem nadzieję, że odpowiedzią będzie nie. Tak też się stało. Po sprawdzeniu Laury mieliśmy pewność, że nie dała się ugryźć po czym ruszyliśmy w drogę. Przed nami długa podróż do domu.

Po jakimś czasie postanowiłem spróbować połączyć się z rodziną albo policją. Dalej bez skutku. Wygląda to tak, jakby całą sieć padła! Mam nadzieję, że nic im nie jest.
Powoli moje oczy zaczynały się zamykać. Uznałem, że spróbuję zasnąć na jakiś czas i odpocząć od tego wszystkiego...

👑👑👑👑👑
Mam nadzieję, że 2 część przypadła wam do gustu! Jeżeli macie jakieś przemyślenia dotyczące książki śmiało możecie się podzielić wraz z tym czy wam się podoba. Zachęcam do komentowania i zostawiania gwiazdek⭐
👑👑👑👑👑

It's Time For ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz